farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Znad Bałtyku

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Nie znali się wcześniej. Spotkali się po raz pierwszy w kanadyjskim areszcie imigracyjnym, choć obaj pochodzili z Europy, obaj z byłego Związku Sowieckiego (urodzili się w okresie, kiedy ten stwór miał się jeszcze dobrze, czyli straszył cały świat), obaj z tzw. republik przybałtyckich.

Gedaminus pochodził z Litwy, a konkretnie z Kowna. Imię nadano mu na pamiątkę historycznego wielkiego księcia litewskiego. Był to około 30-letni, przystojny, wysoki mężczyzna, dobrze zbudowany, o jasnej cerze, szatyn. Mówił płynnie w swoim rodzinnym języku, po rosyjsku i dość dobrze po polsku, ale zupełnie nie rozumiał angielskiego, mimo trzyletniego pobytu w Kanadzie. Był kawalerem, ale z dość bogatą przeszłością erotyczną: żył kilkakrotnie w kilkumiesięcznych związkach z różnymi paniami, nie licząc wielu krótszych znajomości.
Konstantin był przeciwieństwem swojego współtowarzysza niedoli. Był może o pięć lat starszy. Był raczej niski, krępy, jasnowłosy. Pochodził z Estonii, ale był Rosjaninem urodzonym w Kazaniu w Tatarstanie. Gdyby nie te jasne włosy, to nawet można by było uznać, że może mieć w sobie trochę krwi tatarskiej. A może i miał, ale te blond włosy to może efekt dalszego zmieszania krwi jego przodków? Mówił oczywiście płynnie po rosyjsku i rozumiał dobrze polski. Angielskiego "nie kumał" mimo siedmioletniego pobytu w Kanadzie. Do tej mieszanki rodowodowej można jeszcze dodać i to, że nosił nazwisko, które mógłby nosić i Polak.


Konstantin, z uwagi na wiek i dłuższy staż w Kanadzie, miał bogatszy życiorys niż jego współtowarzysz. Już w Estonii był ożeniony i rozwiedziony. Związek trwał krótko i nie miał konsekwencji w postaci potomstwa. On, jako Rosjanin, i jego rosyjska żona nie czuli się najlepiej w Estonii, gdzie wprawdzie około 50 proc. mieszkańców stanowią Rosjanie, ale nie oni są już tam gospodarzami. Kazali im się uczyć estońskiego, aby uzyskać obywatelstwo tego kraju. Była to jakby zemsta Estończyków za lata, kiedy we własnym kraju traktowani byli jak obywatele drugiej kategorii.
Konstantin przybył do tej byłej republiki sowieckiej jako poborowy. Z uwagi na niski wzrost został zakwalifikowany do marynarki wojennej, a konkretnie do załogi łodzi podwodnej. Po zakończeniu kilkuletniej służby wojskowej postanowił zostać w Estonii, gdzie mimo wszystko był wyższy poziom życia niż w rejonie, gdzie się urodził i dorastał. Wstąpił do służby nadterminowej i ukończył szkołę podoficerską. Poznał pracownicę z pobliskiej fabryki, pobrali się, mieszkali w komunalnej klitce. Konstantin "za kołnierz nie wylewał", koledzy z floty, a i nowi z pracy, zaczęli wkrótce być bardziej atrakcyjni niż żona, która ciągle zrzędziła, że przychodzi pijany. Po kilku poważniejszych awanturach rozeszli się i rozwiedli. Konstantin jeszcze rok pobył w coraz bardziej nieprzytulnej dla niego Estonii, aż w końcu postanowił odwiedzić kumpla w Kanadzie.


Był to kolega z wojska, który przy pierwszej sposobności, po rozluźnieniu kontroli granic "Sojuza", zwiał do Kanady. Tutaj potraktowany został jako zbieg polityczny i stosunkowo łatwo otrzymał stały pobyt. Obiecał pomóc kumplowi i słowa dotrzymał. Kiedy Konstantin przybył do Ottawy, to kumpel czekał na niego, zabrał do swojego mieszkania, gdzie pili przez trzy dni. Po tym zabrał Konstantina do miejsca swojej pracy, gdzie przedstawił go szefowi – Polakowi, któremu mówił już wcześniej o przylatującym kumplu, któremu chciałby załatwić pracę. Konstantin został przyjęty na próbę. Pracował początkowo tylko u boku swojego kolegi. Były to prace rozbiórkowe, remontowe i budowlane. Konstantin szybko wciągnął się do tej roboty. Z językiem nie miał problemów, bo wszyscy zatrudnieni w tej firmie byli Słowianami. Nie niepokojony przez nikogo Konstantin pracował i bawił się w gronie kolegów z pracy. Głównie były to weekendowe popijawy. Nie myślał za bardzo o przyszłości. Nie odwiedził też urzędu imigracyjnego.
Po trzech latach lepszego i gorszego szczęścia z panienkami i paniami poznał on Kanadyjkę półpolskiego pochodzenia. Przybyła do Kanady jako mała dziewczynka ze swoją matką. Jak mówił Konstantin, matka tej kobiety była prostytutką we Francji, gdzie poznała Francuza, właściciela motelu, i wyszła za niego za mąż. Później związek się rozleciał i kobieta przeniosła się z córką na stałe do Kanady. Mówiły obie płynnie po polsku, ale córka czuła się już bardziej Kanadyjką. Nie wiodło się jej z mężczyznami. Kilka, wydawałoby się, poważniejszych związków rozpadło się. Mając już ponad dwadzieścia pięć lat, czuła, że już najlepsze jej lata mijają. Dlatego też, kiedy poznała na którymś ze spotkań w środowisku słowiańskich imigrantów Konstantina, uznała, że może to być jej dobra szansa. Działała trochę z wyrachowania. Wiedziała, że zarabia dobrze (około czterech tysięcy dolarów miesięcznie, bez podatku) i że może uwić przy nim ciepłe gniazdko.


W konkubinacie żyli przez trzy lata. Konstantin kupił jej dobry samochód, pierścionek z brylantem, piękne obrączki, futro, wyposażył ich wspólne mieszkanie. Pobrali się, ale już w trzy miesiące po ślubie Konstantin wyprowadził się od żony. Uważał, że go wykorzystywała, nie pracowała, chodziła na różne kursy do college'ów. Twierdził, że była dziwką, ale nie rozwijał tego tematu. Żona zarzucała mu, że pije i spędza większość wolnego czasu z kolegami. On natomiast uważał, że jest ona oziębła, nie dba o dom, wyciąga tylko od niego pieniądze. Żałował później, że nie wytrwał dłużej i nie skłonił żony do złożenia wniosku w urzędzie imigracyjnym o sponsorowanie go. Powiedział później: "Byłem za mało cwany". Przeniósł się do Toronto, bo w Ottawie nie miał takich możliwości z pracą jak w Toronto, a nadto chciał zupełnie odseparować się od żony. Pozostawmy ich samym sobie, bo jest to okres, kiedy Gedaminus rozważa w swoim rodzinnym Kownie, co ze sobą zrobić.


Ukończył jakiś tam instytut, jeszcze według modelu sowieckiego. Pracował za grosze. Po zmianach ustrojowych i te marne gorsze nie były gwarantowane. Łapał różne prace, trochę jeździł do Polski na handel, ale nie czuł do tego powołania. W końcu postanowił spróbować szczęścia za oceanem. Środowisko litewskie w Toronto jest dość liczne i prężne. Od znajomych w Kownie dostał adres do ich znajomych w Toronto. Po wylądowaniu zadzwonił do nich, powołując się na ich wspólnych znajomych. Spotkał się z życzliwym przyjęciem. Dostał pokój i znajomi ci pomogli mu znaleźć pracę na budowie. Było ciężko, bo nigdy nie pracował tak ciężko fizycznie. Współpracownikami byli głównie Polacy, Rosjanie i Ukraińcy, a więc nie miał problemu z porozumieniem się z nimi. Pracował w tej firmie przez trzy lata, nie myśląc za bardzo o przyszłości.
W trzy lata po pobycie w Kanadzie przez Gedaminusa i przez taki sam okres pobytu Konstantina w Toronto, zostali obaj aresztowani w tym mieście w zbliżonych okolicznościach. Konstantin jechał z pracy z dwoma kolegami. Zostali zatrzymani przez policję. Po sprawdzeniu dokumentów kierowcy (Polaka) policjanci go aresztowali, bo był poszukiwany przez służby imigracyjne. Został jednak zwolniony tego samego dnia za kaucją. Drugi pasażer był stałym rezydentem Kanady i nie był niepokojony przez policjantów. Kiedy policjanci zwrócili się do Konstantina o okazanie dokumentów, to oświadczył (przy pomocy kolegów), że nie ma przy sobie żadnych dokumentów, co było prawdą. Podał im jednak swoje prawdziwe imię i nazwisko. Po chwili policjanci przyszli do niego i jeszcze raz zapytali, jak się nazywa. Kiedy ponownie podał swoje prawdziwe dane, został aresztowany, bo policjanci sprawdzili przy pomocy pokładowego komputera, że taki osobnik jest od lat poszukiwany przez służby imigracyjne.


Konstantin nie widział o tym, że na jego adres w Ottawie wysłane zostały listy wzywające go do skontaktowania się z tamtejszym urzędem imigracyjnym. Żona go o tym nie powiadamiała. Zresztą nawet jeśliby chciała, to nie znała jego adresu. Kontakt między nimi urwał się przed trzema laty. Nic nie wiedzieli o sobie. Konstantin nie wiedział, czy jest nadal żonaty, czy też żona może w jakiś sposób uzyskała z nim rozwód. Gedaminus też został aresztowany po wylegitymowaniu go przez policjantów, którzy zatrzymali samochód, którym jechał ze swoim kolegą, który miał stały pobyt w Kanadzie. Kolegę wypuścili, a jego zakuli w kajdanki.


Z aresztu obaj powiadomili swoich znajomych o nowym swoim adresie. Zaczęli oni ich odwiedzać. Przynieśli ich rzeczy osobiste, pocieszali i obiecywali pomóc. Obaj też skontaktowali się z adwokatem. Ale nie zamierzali na wstępie wydawać na ten cel ciężko zarobionych pieniędzy. Pierwsza próba wyjścia na wolność po dwóch daniach pobytu w areszcie nie powiodła się. Drugą rundę wygrał najpierw Litwin. Kolega Rosjanin złożył żądaną kaucję w kwocie trzech tysięcy dolarów (przybyło na rozprawę też dwóch kolegów Polaków gotowych do takiego poświęcenia) i już wieczorem świętowano uzyskanie wolności przez kompana.


Na następny dzień odbyła się sprawa Konstantina. Niestety, sędzia nie zgodziła się na wypuszczenie go z aresztu. Na rozprawę imigracyjną Konstantina, dokładnie za tydzień, stawił się jego adwokat i kolega, który musiał złożyć większe zabezpieczenie, bo w kwocie pięciu tysięcy dolarów, za wolność kolegi. W tym kręgu towarzyskim też hucznie świętowano uzyskanie wolności przez kolegę. Obaj bohaterowie wyszli na wolność pod warunkiem, że będą meldować się co dwa tygodnie w urzędzie imigracyjnym, nie mogą pracować (tego warunku oczywiście nie dotrzymali i pracowali aż do końca pobytu w Kanadzie) i po sześciu tygodniach na własny koszt odlecieli, każdy do swojego "przybałtyckiego" kraju.


Aleksander Łoś – Toronto

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.