Kiedy płyną do nas informacje, że Polska, Rosja i inne kraje zmniejszają swoją populację, to Kanada ma inny problem. Może nie tak poważny jak spora liczba krajów tzw. starej Europy, ale jednak. Chodzi o nadmierną liczbę chętnych do osiedlenia się tutaj. Wynika to głównie z przyczyn ekonomicznych, bo Kanada, mimo kryzysu, szczególnie w Europie, daje sobie dość dobrze radę.
Trudno dokładnie wyselekcjonować, kto ma poważne problemy polityczne, religijne itp. w swoim rodzinnym kraju i komu należy pomóc oderwać się od nich, dając szansę na nowy start. Ale i ci, którzy emigrują głównie z przyczyn ekonomicznych, też budzą litość i chciałoby się im jakoś pomóc. Weźmy choćby przybyszy z Haiti, jednego z najbiedniejszych krajów świata, który to kraj dodatkowo zrujnowany został przed kilkoma laty trzęsieniem ziemi.
Jednym z głównych motywów emigracji i chęci znalezienia azylu w Kanadzie jest problem korupcji i przestępczości w wielu krajach świata. Pewna Ukrainka, która przybyła "za mężem" przed kilkoma miesiącami do Kanady, powiedziała, że w jej miasteczku, położonym niedaleko od Tarnopola, służba bezpieczeństwa jest tak skorumpowana, że nawet jeśli ktoś kogoś zabije, to za stosunkowo niewielką kwotę może liczyć na przymknięcie oczu przez "stróżów prawa". Tak więc, nic się nie zmieniło od czasów sowieckich, a może poszło jeszcze dalej. Pamiętam swoją jedyną podróż tymi okolicami przed 35 laty, kiedy obserwowałem wyraźne elementy korupcji i łapownictwa.
Kanada przyciąga w dużej mierze uciekinierów z Karaibów i Ameryki Południowej. Nieliczne z tych krajów mają uporządkowany system demokratyczny, dobrą gospodarkę i zapewniają bezpieczeństwo swoim obywatelom. Pogranicze meksykańsko-amerykańskie to "ziemia w ogniu", w Kolumbii nie gaśnie wojna z gangami narkotycznymi, a nawet chwalona za rozwój Brazylia ma enklawy biedy, bezprawia i bojaźni.
Kanada przyjmuje co roku mniej więcej ćwierć miliona nowych imigrantów. Ciągle czynione są próby poprawy systemu, w celu dania szansy na uzyskanie schronienia najbardziej potrzebującym, a z drugiej strony, wspomagające system gospodarczy Kanady. Nie wszystkim można pomóc, ale nawet dla tych, którzy szansę taką tracą, próbuje się złagodzić ich cierpienia związane z koniecznością powrotu do swojego rodzinnego kraju.
Przed kilkoma miesiącami przez publikatory przeleciała informacja, że jeśli ktoś dobrowolnie będzie opuszczał Kanadę, to dostanie przed odlotem "na otarcie łez" dwa tysiące dolarów. Pojawiły się od razu argumenty, że Kanada jest zbyt szczodra, że jest to wyrzucanie pieniędzy podatnika. Idea i praktyka jest trochę inna.
Jeśli ktoś z imigrantów zadeklaruje chęć opuszczenia Kanady tuż po uzyskaniu pierwszej decyzji o odmowie zalegalizowania jego tutaj pobytu, to może uzyskać do dwóch tysięcy dolarów pomocy, ale już po wylądowaniu w swoim rodzinnym kraju, jeśli zwróci się do najbliższej kanadyjskiej placówki konsularnej w tej sprawie. Z tej puli kwotowej mogą być pokryte najpotrzebniejsze na początku reemigracji potrzeby: pokrycie kosztów wynajmu mieszkania, zakupu odzieży dla dzieci itp. Władze imigracyjne płacą też za bilety lotnicze tych osób.
Coraz liczniejsza grupa imigrantów, którzy wcześniej, często naciągani przez różnego typu konsultantów, odwoływali się w nieskończoność, po ostatecznej przegranej chowali się przed urzędnikami imigracyjnymi, a zatrzymani, osadzani byli w areszcie imigracyjnym i stamtąd, w kajdankach, eskortowani do samolotu, obecnie wybiera tę łagodniejszą formę opuszczenia Kanady.
Jose i Marija opuścili Boliwię, bo mając dwoje małych dzieci, nie byli w stanie utrzymać się z dorywczej pracy głowy rodziny. Za pożyczone od rodziny pieniądze kupili bilety lotnicze i stanęli na ziemi kanadyjskiej. Już w porcie lotniczym zostali wyłuskani z grupy pasażerów i odesłani na pogłębione przesłuchanie. Opowiedzieli oficerowi imigracyjnemu o swoim losie, dodając do tego ciągły strach o bezpieczeństwo swojej rodziny, bo nawet tacy jak oni, ubodzy, byli napadani przez pojedynczych bandytów lub całe gangi. Papier (a w zasadzie komputer) to wszystko przyjął i zaczęła się normalna procedura. Dostali się do przytułku dla bezdomnych, gdzie pokierowano ich dalszym losem. Dostali zezwolenie na pracę, prawo do ochrony zdrowia i zasiłek. Po kilku miesiącach Jose dostał pracę i mogli się wyprowadzić z przytułku. Marija nigdy nie podjęła pracy, ponieważ oprócz opieki nad dwojgiem dzieci, które przyleciały z nimi, urodziła rok po roku dwoje następnych – już obywateli Kanady. Ale jakoś sobie dawali radę, przy stałej pomocy opieki społecznej.
I przyszła decyzja odmowna. Jose, który już potrafił się posługiwać angielskim, udał się do urzędu imigracyjnego, gdzie mu zaoferowano partycypację w nowym programie, ukazując jego plusy i konsekwencje odwołań czy ucieczki "w podziemie". Jose zadzwonił do Mariji i oboje zgodzili się na zaoferowaną im pomoc. Już same bilety kosztowały kilka tysięcy dolarów. Nadto mogli liczyć na pomoc przy ponownym zagospodarowaniu, przy ich 6-osobowej rodzinie, do 12.000 dolarów. Dla nich to był majątek. Dokładnie wysłuchali informacji tłumaczonej im na hiszpański, w jaki sposób mogą korzystać z tego funduszu w swoim rodzinnym kraju. Smutek zamienił się w odrobinę optymizmu.
Kiedy stawili się z czwórką dzieci i całym nagromadzonym majdanem, to trudno było zrozumieć, jak sobie dali radę z przywozem tego wszystkiego na lotnisko. Pełne dwa wózki walizek, duże plecaki na plecach starszych dzieci. Podwójny wózek z najmłodszymi, kocyki, fatałaszki, zabawki itp. Przy wsparciu towarzyszącego im oficera imigracyjnego i dużej życzliwości pracowników Air Kanada, jakoś to wszystko udało się porejestrować, poupychać, z dużą dozą spokoju przybyli do hali odlotów. Faktycznie, oferowana im pomoc była dla nich istotna. Bo zaoszczędzili tylko kilkaset dolarów i z taką kwotą wracali do Boliwii. Tam mogli liczyć na krótkotrwałą pomoc ze strony rodziny, ale nikomu się nie przelewało, tak więc pomoc ze strony Kanady dawała im szanse on "miękkie lądowanie".
Co jest też istotne przy tego rodzaju wyjeździe z Kanady, to to, że odbywa się to zupełnie anonimowo, tzn. wyjeżdżający nie są ostentacyjnie eskortowani przez umundurowanych oficerów. Są zmieszani z tłumem, a ich droga do samolotu i odlot jest tylko obserwowana z daleka przez odpowiedniego oficera, który z kolei fakt opuszczenia Kanady przez danego osobnika odnotowuje w systemie komputerowym. Powiadamiane też są kanadyjskie konsulaty o możliwości zgłoszenia się tego typu osób o pomoc. Pewna sytuacja wprowadziła w zakłopotanie oficera imigracyjnego. Na wylot z Kanady wyraziła zgodę czteroosobowa rodzina meksykańska. Kupiono im bilety. Na lotnisko zgłosiła się jednak tylko kobieta z dwójką dzieci. Ich ojciec "poszedł w podziemie". Kobieta tłumaczyła, że jej mąż zniknął z domu już poprzedniego dnia. Trójka odleciała i, mimo sprawienia pewnego kłopotu, skorzysta z przywilejów nowego systemu, a za tym, który się nie stawił, wszczęte zostały poszukiwania i kiedy już zostanie zatrzymany, odstawiony zostanie w kajdankach na lotnisko.
Wraz z otwarciem rynku pracy w Europie Zachodniej Kanada stała się mniej atrakcyjna dla Polaków, głównie ze względu na konieczność starań o zezwolenie na pracę i starań o uzyskanie statusu stałego rezydenta. Jest to duża szkoda dla obu stron. Dla Polski i Polaków ta strata to nie tylko czynnik ekonomiczny, ale również ograniczenie przenoszenia nawyków i wzorców z kraju o utrwalonej demokracji, do kraju będącego ciągle w tym zakresie na dorobku. Kanada traci europejski element "wielokulturowości". A może czas na zmianę jakościową, gdzie nie przemieszczanie się ludzi między takimi krajami, jak Kanada i Polska, będzie najistotniejsze, ale przenoszenie się kapitałów, z korzyścią dla obu stron? Początki tego już widać.
Aleksander Łoś
Toronto