V Światowy Zjazd Polonii i Polaków z Zagranicy - Jan Cytowski: Nie będzie panelu nt. obrony dobrego imienia Polski
piątek, 31 sierpień 2018 10:25 Opublikowano w WywiadyCzego powinniśmy oczekiwać od Polski, jakie stosunki powinny łączyć organizacje polonijne z Krajem, dlaczego w programie zjazdu nie ma panelu na temat obrony dobrego imienia Polski - o tym i innych problemach Polonii rozmawiamy z Janem Cytowskim, byłym prezesem Rady Polonii Świata, a obecnie członkiem Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu.
Andrzej Kumor: Nadal Pan działa w Kongresie Polonii Kanadyjskiej.
Jan Cytowski: Witam wszystkich Państwa. Bardzo mi miło, że mogę dołożyć swój głos do tej dyskusji. Tak, dalej jestem czynny w Kongresie Polonii Kanadyjskiej, jeszcze zresztą chyba w dwóch organizacjach, z których najbardziej sobie cenię Stowarzyszenie Inżynierów Polskich, w którym jestem od kilkudziesięciu lat. To jest moja historia działalności polonijnej. Tam zaczynałem swoją działalność, byłem prezesem oddziału, potem przewodniczącym Zarządu Głównego, i dalej jestem związany, bo jestem w Zarządzie Głównym, jestem wiceprezesem.
– Dzisiaj będziemy rozmawiać o Polonii właśnie, a raczej o tym, jaki jest pomysł na związki Polonii z Krajem. Teraz ta sprawa odżyła. Był taki okres, gdy nikt się nami nie interesował albo traktował nas jak powietrze, a od jakiegoś czasu jest propozycja jakiejś współpracy. Na czym ta współpraca miałaby polegać i czy w ogóle jest możliwa współpraca kraju z Polonią, dlatego że są to ogromne ogólniki, słowa, które kryją bardzo wiele różnych organizacji, bardzo wiele różnych politycznych aspiracji, bardzo wielu działaczy, ludzi o różnych poglądach? Jak to w ogóle można ułożyć?
– Zacznijmy od tego, że kluczem do tej odpowiedzi jest chyba postawienie sobie pytania i odpowiedź na to pytanie, czego właściwie Polonia chce, bo ja się z tym zetknąłem, będąc przewodniczącym Rady Polonii Świata, że tak naprawdę, Polonia jest podzielona. Są grupy, które chciałyby, żeby Polacy mieszkający za granicą, Polonia, Polacy poza granicami kraju, czuli się częścią narodu polskiego. I wtedy oni odbierają sprawy polskie zupełnie inaczej. Jest druga grupa, która uważa, że nie, nie, nie, my tutaj jesteśmy Kanadyjczykami na przykład i nie wtrącajmy się za bardzo do tych spraw polskich, a tylko po prostu zachowujmy tę polskość.
Tutaj dochodzimy do takich dwóch zasadniczych kierunków, które mnie zresztą trochę podzieliły z pewnymi osobami w Kongresie Polonii Kanadyjskiej, bo reprezentowaliśmy troszkę inne ugrupowania. To znaczy tak, jeśli chodzi o tę grupę pierwszą, o której mówiłem, tych, którzy chcą włączać się do tego, co dzieje się w Polsce, to jest to grupa, która uważa, że powinniśmy zabierać głos, powinniśmy aktywnie uczestniczyć w tym również, co się dzieje w Polsce, ale głównie uczestniczyć w tym, co się dzieje wokół Polski poza granicami Polski. To jest nasza główna rola.
– Obrona dobrego imienia, kwestia promocji...
– Dokładnie. Natomiast ta druga grupa mówi, to właściwie to jest fajnie, jak zorganizujemy dzień polski, jak założymy nasze stroje krakowskie, góralskie, zrobimy pokaz pierogów, gołąbków, trochę występów, trochę tej kultury polskiej, ale tak umiarkowanie i lekkostrawnie.
Ja to nazywam cepeliadą. Niektórzy z działaczy Polonii się na mnie obrażają lub obrazili, że użyłem sformułowania cepeliada, chociaż nie uważam, że ono jest jakimś pejoratywnym określeniem, jest jakimś określeniem po prostu.
– Jest to część naszej tradycji.
– Ja bym powiedział, jeśli Pan mnie pyta o moje osobiste zdanie, że my powinniśmy te dwa elementy łączyć, bo niewątpliwie zadaniem Polaków i Polonii jest zachowanie i utrzymanie polskości poza granicami kraju, której głównym nośnikiem jest język polski. Stąd zresztą moja w Kongresie była walka o zachowanie języka polskiego, nawet z czasem z pewnymi utrudnieniami, w tym sensie, że wchodzi młode pokolenie, które gorzej się porusza w języku. Ale wydaje mi się, że warto ich podciągać w tym języku polskim. Stąd była koncepcja, żeby zebrania w organizacjach były prowadzone w języku polskim, żeby protokoły z zebrań były w języku polskim. Co prawda, jeśli chodzi o sformułowania jakichś wniosków czy ustaleń, one mogą być zarówno w języku polskim, jak i krótka wzmianka w języku angielskim, żeby mimo wszystko polski był ciągle odświeżany i obecny, bo to jest największa więź z Polonią i Polakami. No ale niestety, różnie to się zdarza.
– A jaki jest pomysł na stosunki z Polską, jak to powinno wyglądać? Bo od jakiegoś czasu władze polskie zaczynają finansować więcej inicjatyw polonijnych i też zachodzi podejrzenie, że to jest takie „wybieranie swoich”.
– Jakiekolwiek ingerowanie, finansowanie jest zawsze związane z czymś, nie ma tak, że ktoś nam funduje lunch i nie oczekuje niczego w zamian. W związku z tym – ja zresztą dość często uważałem, że owszem, Polonia powinna korzystać z funduszy polskich, ale głównie w celach kulturalnych, w celu kultywowania języka polskiego itd. Natomiast sprawy organizacyjno-strategiczne powinny być w jakimś sensie niezależne. Polonia, szczególnie w krajach zachodnich, moim zdaniem, jest dostatecznie bogata, żeby sobie bez tej ingerencji polskiej poradzić.
Druga sprawa bardzo istotna, żeby nawet jeśli są te fundusze z Polski, żeby była duża transparentność.
– Żeby było wiadomo, kto ile i za co dostaje?
– Tak. Jak byłem przewodniczącym Rady Polonii, głosiłem tezę, zresztą zawsze głosiłem tę tezę, że właściwie tych funduszy nie jest aż tak mało, tylko one niekoniecznie są zawsze właściwie wydawane. Podkreślaliśmy to, że większość powinna iść na kierunek wschodni, bo tam Polacy potrzebują czasem butów, jedzenia itd., natomiast jeśli chodzi o Zachód, owszem, powinniśmy mieć pomoc w zakresie edukacji, języka polskiego, bo np. podręczniki tutejsze dla naszej młodzieży się nie nadają, to powinny być podręczniki opracowane specjalnie dla dzieci, których drugim językiem jest język polski. W związku z tym ta pomoc z tej strony jest jak najbardziej potrzebna, ale powinna być transparentna, jednoznaczna i nie powinniśmy się na nią zżymać, bo to jest sprawa dla mnie normalna. Natomiast jakiekolwiek inne sprawy, organizacyjne, uważam, że nie powinny mieć miejsca.
– A obrona dobrego imienia Polski? Wiem, że to leżało Panu na sercu, Okręg Torontoński Kongresu Polonii Kanadyjskiej prowadził to, kiedy w Polsce jeszcze nawet o tym nie mówiono. Pamiętam demonstrację przed „Toronto Star”.
– Koniuchy, Naliboki.
– Tak. To są rzeczy, które były dla nas chlebem powszednim, kiedy w Polsce uważano, że to w ogóle nie ma żadnego znaczenia. Czy teraz nie jest też tak, że czujemy się lekko zawiedzeni? Prosi się nas o pomoc, prosi o stawianie się w takich sytuacjach, ale np. była ustawa w Stanach Zjednoczonych o zwrocie mienia bezspadkowego, która zobowiązuje rząd Stanów Zjednoczonych do monitorowania tej sytuacji, Polonia amerykańska zajęła stanowisko, mobilizowała się itd., a w kraju cisza, nic nie ma, wydawało się nawet, że jest to jak gdyby nie na rękę, że to jest niewygodne, więc jak gdyby jest jakaś taka dwutorowość albo dwójmyślenie w tych wysiłkach.
– Przyznam się Panu, że tego elementu nie rozumiem, dlaczego władze w Polsce nie reagowały. Wydaje mi się, że istnieją jakieś sprawy, o których może się publicznie nie mówi, że to zostało może już jakoś załatwione. Z tym że, tutaj znów wracamy do sprawy takiej, że prywatna umowa terezińska definiowała zwrot mienia pożydowskiego czy ofiar holokaustu. Tutaj trzeba powiedzieć, że był okres, kiedy mogliśmy zabrać głos, nie zabieraliśmy głosu. Byli przedstawiciele tego środowiska w Kanadzie i żeśmy wtedy nie zareagowali też tutaj w Kanadzie. Tak że ja bym powiedział, że to jest taka sprawa, która ciąży trochę nad nami wszystkimi, bo Pan poruszył temat, czy Polonia powinna się wtrącać do obrony dobrego imienia Polski i Polaków.
– Ja myślę, że to nie jest sprawa wtrącania się, to jest nasza sprawa, bo to nas dotyczy. To nam się tutaj gębę przykleja, my ponosimy największy koszt tego rodzaju złego imienia Polski.
– Tak jest. Wtedy, kiedy zostałem przewodniczącym Rady, to jednym z moich głównych zadań, które podkreślałem w kilku wywiadach, było właśnie doprowadzenie do tego, żebyśmy mieli wspólną polonijną strategię obrony dobrego imienia Polski i Polaków. Chociaż to jakby zawęża zagadnienie, bo ja to widziałem szerzej, jako wizerunek Polski i Polaków, gdzie mówimy o historii Polski, osiągnięciach Polski i Polaków, wkładzie Polaków do rozwoju cywilizacji, odkłamywaniu polskiej historii, przeciwstawianiu się tym kłamliwym filmom, historiom itd.
– A także temu, co w skrócie można określić „Polish jokes”, czyli żeby nie traktowali nas jako ludzi głupich, siermiężnych.
– Dokładnie, ale żeby to robić, to musimy – i tym troszkę może nawet podpadłem w pewnych środowiskach polonijnych – mieć wspólną politykę historyczną z władzami w Polsce. Próbowaliśmy to załatwić, spotkałem się dwukrotnie z panem ministrem Schetyną, było jeszcze parę kontaktów już nie moich, ale moich kolegów z ministrem Sikorskim. Temat obrony dobrego imienia, jak żeśmy go zaczynali, to było – no wiecie państwo, to jest tam w tych sprawach ogólnych promocji Polski.
Sprawa się dramatycznie pozytywnie zmieniła w momencie wyboru pana prezydenta Dudy. Ja się spotkałem jeszcze z panem prezydentem Dudą i z panem Kwiatkowskim, zanim jeszcze były wygrane wybory przez PiS. I wtedy żeśmy trochę rozmawiali, jak wspólnie tę politykę historyczną Polonii i Polski skleić tak, żebyśmy działali wspólnie. I wtedy zresztą powstała koncepcja tego biura polonijnego przy prezydencie, bo żeśmy nie wiedzieli jeszcze wtedy, że PiS wygra wybory. To się zmieniło, rzeczywiście sporo, kiedy PiS wygrał wybory, i ja bym powiedział, że to się zmieniło bardzo pozytywnie, idąc w kierunku wspólnego działania. Niemniej, władze w Polsce mają, moim zdaniem, tyle problemów różnych, że jeśli chodzi o te czynniki, które decydowały o tym, one nie uważały tego za priorytetowe sprawy polonijne. Ponieważ, jak może Państwo zauważyli, pierwszym posunięciem był powrót funduszy przeznaczonych na Polonię do Senatu, w tej chwili jest to z powrotem w gestii Senatu, poprzednio było w MSZ-ecie.
Ale tutaj trzeba powiedzieć, że po prostu Senat nie był przygotowany do tego, nie miał aparatu, żeby tym się właściwie zająć, i to trochę trwa. W związku z tym, co nastąpiło? Nastąpiło to, że Senat zostawił to tak trochę w rękach Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i ono nadaje troszkę charakter tej współpracy polonijnej. Zresztą wydaje mi się, że dojdziemy do tego tematu, bo będziemy mówili, jak można by było poprawić i co powinniśmy zrobić. Jednym z elementów powinno być to, żebyśmy mieli większy wpływ na Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”.
– A co z większym wpływem na nie tyle politykę krajową, co wnoszeniem naszych problemów pod dyskusję parlamentu polskiego? Był taki projekt zmiany ordynacji wyborczej, żeby tam było trzech posłów ze środowisk polonijnych. To jakoś jest teraz zupełnie pomijane. Natomiast jak Pan uważa, czy politycy krajowi w ogóle znają problemy polonijne i na ile znają te problemy i na ile znają środowiska polonijne?
– Ja bym powiedział inaczej. Jest parę osób w tym środowisku poselskim, które trochę już problemy Polonii znają, choćby dlatego, że albo tutaj bywały albo miały wiele kontaktów z różnymi osobami ze środowiska polonijnego. Niemniej wracając do Pana pytania o posłów polonijnych itd., ja osobiście mam troszkę inną opinię na ten temat.
– To jest rozwiązanie stosowane przez inne narody, w Portugalii na przykład.
– Tak, z tym że ja tu używam argumentu takiego, co będzie, jeśli będziemy mieli dwóch posłów polonijnych? Czy to coś zmieni? Moim zdaniem, niewiele. Przepraszam, że użyję analogii, ale mieliśmy dwóch posłów polonijnych w Kanadzie, i co się zmieniło? Niewiele, prawda? Chcieliśmy podnieść sprawę Katynia, ale została nieruszona, sygnalizowaliśmy sprawę odszkodowań za ofiary holokaustu, też została w ogóle niedotknięta. W związku z tym, ja bym powiedział, że należy zdawać sobie sprawę, że dwie czy trzy osoby, ale tak naprawdę niewiele będą mogły zmienić. A poza tym dojdzie chyba jeszcze jeden element, że znając środowisko polonijne, będziemy jeszcze bardziej podzieleni, bo w jaki sposób tych posłów wybrać? Pomijając już taki fakt, merytoryczny, że to wymaga zmiany ustawodawstwa w Polsce, tak że to trochę potrwa.
Z związku z tym, odpowiadając Panu na to pytanie, ja bym powiedział tak, owszem, wydaje mi się, że może powinniśmy zadbać o to, żeby polonijni działacze z pewnym stażem i doświadczeniem, ja bym powiedział z takim szerszym spojrzeniem, mieli możliwość uczestniczenia w pracach sejmowej komisji współpracy, senackiej komisji współpracy, ale przede wszystkim na obecnym etapie w Stowarzyszeniu „Wspólnota Polska”. Proszę Państwa, w Stowarzyszeniu „Wspólnota Polska” nie ma ani jednego przedstawiciela Polonii. A jest to największe skupisko, kilkadziesiąt osób, ma podobno cztery tysiące członków w skali kraju. Więc wydaje mi się, że gdyby udało się „Wspólnotę Polską” przekształcić, bo – co tu dużo mówić – „Wspólnota” powstawała w okresie 89–90. Tam są różni ludzie, tam nie trzeba daleko szukać, ale wystarczy porozmawiać z pracownikami IPN-u.
– Tak jak różne było rozgrywanie Polonii, bo to jest kolejny temat, że te wszystkie problemy, które mamy, po części wynikają z zaszłości, a te zaszłości były związane z agenturą, która tutaj działała, w Ameryce, w Kanadzie, również w Europie Zachodniej, po to żeby Polonia nie mówiła jednym głosem i po to żeby Polonia nie bruździła w polityce.
– Tak. Poza tym „Wspólnota”, jeżeli już tak rozmawiamy otwartym tekstem, chciała mieć duży wpływ na to, jak będzie organizowana Polonia, czego przykładem było moje doświadczenie bezpośrednie. Kiedy w ostatniej chwili praktycznie zgłoszono mnie jako kandydata na przewodniczącego Rady Polonii Świata, to już od pół roku wcześniej się mówiło w Stanach, że przewodniczącym jest pan Frank Spula, bo tak to było przygotowywane. Tak że zaskoczenie było bardzo duże, kiedy rzeczywiście prawie że nieznana osoba w tym środowisku zostaje przewodniczącym i przegrywa prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej. Zaskoczenie było bardzo duże, we „Wspólnocie” głównie. I stąd się zaczęły potem te moje problemy, ale powiedziałbym, że to świadczy tylko o tym, że powinniśmy mimo wszystko dążyć do pewnego zmodyfikowania tego i mimo wszystko domagania się od władz w Polsce, żebyśmy mieli na przykład dwudziestu reprezentantów polonijnych w tych znaczących fundacjach, to jest np. Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”, które mają 80 czy 80 parę procent środków, które idą na Polonię. Tak sobie to wyobrażam.
– We wrześniu będzie zjazd Polonii, teraz jest zjazd 60 Milionów, na południu, pani Anders tam jest.
– Tak, w Krynicy zorganizowany.
– Więc będzie się o tych wszystkich problemach dużo mówić. Ja myślę, że to jest porządkowanie chaosu, dlatego że właśnie różnice interesów, różnice samych nas tutaj, bo przecież różne fale imigracji, różny stopień przywiązania czy identyfikowania się z Polską, ale jakby Pan mógł zrobić taki wspólny mianownik, to czego, Pana zdaniem, my powinniśmy oczekiwać od Polski i czego Polska może oczekiwać od nas? Taka podstawa.
– Jeśli chodzi o oczekiwania Polski wobec nas, wydaje mi się, bo nikt tego mi nie powiedział otwarcie, ale ja chciałbym i uważam, że naszym podstawowym zadaniem Polonii na świecie jest obrona wizerunku Polski i Polaków. Niezależnie od tego, jakie mamy poglądy.
– I w tym Polska powinna nam pomagać.
– Tak jest. I tę pomoc żeśmy sygnalizowali wielokrotnie.
– Bo jest to wspólny interes, to nie jest sprawa tylko Polaków mieszkających w Polsce, bo to my jesteśmy postrzegani, odbierani przez ludzi innych nacji, mieszkając tutaj.
– Mnie się wydaje, że przynajmniej w okresie, kiedy miałem wpływ na to, chciałem, żeby to środowisko polonijne było tak naprawdę strategicznym partnerem Polski w kreowaniu wizerunku Polski poza granicami i obrony tego wizerunku, żeby była właśnie apolityczna współpraca.
– Bez żadnych wielkich słów, Polacy mieszkający poza granicami to jest wielki potencjał dla Polski. Są to ludzie zaangażowani w pracę różnego rodzaju instytucji, są to ludzie w korporacjach, są to ludzie, którzy posiadają wiedzę, którą można wykorzystać, tworząc most między krajem a nami.
– Odpowiadając Panu na drugą część pytania, czego my oczekujemy od Polski. Ja bym powiedział, że oczekujemy przede wszystkim pomocy merytorycznej, czyli jeśli chodzi o szkolnictwo, wspomóżcie nas jakoś, żeby były pomoce naukowe, żeby ta młodzież trochę łatwiej sobie z tym wszystkim radziła.
– Uważam, że jeżeli tysiące ludzi uczy się tutaj języka polskiego, to dlaczego nie na przykład wycieczka do Polski fundowana dla tego, który jest najlepszy w tej nauce itd., żeby poznał kraj.
– Wręcz przeciwnie, dobrze Pan powiedział, ja uważam, że powinny być corocznie subsydiowane wycieczki tam dla polonijnej młodzieży na dwutygodniowe poglądowe lekcje, jak naprawdę wygląda w tej chwili Polska.
– Nawet coś takiego jak wymiana młodzieży. Tu są domy, które by bardzo chętnie przyjęły młodzież, tak jak przy wymianie językowej.
– Żeby nikt tutaj ludziom nie wmawiał – tak jak tutaj czasem słyszałem, bo w Polsce to już nie ma demokracji, skończyła się demokracja. To jest to, co możemy tym młodym ludziom pokazać, jak Polska wygląda. To jest jeden z elementów.
Drugi element, czego możemy oczekiwać od Polski, przede wszystkim pomocy merytorycznej w zakresie obrony dobrego imienia. Powinniśmy mieć możliwości uzyskania materiałów w języku angielskim z Instytutu Pamięci Narodowej. Jeśli coś się mówi o czymś, jako źródło historyczne. Żebyśmy nie argumentowali na argumenty bez podstaw, tylko na argumenty oparte na faktach, na dokumentach.
– Bo my jesteśmy jak gdyby bezzębni.
– Właśnie. Poza tym, co tu dużo mówić, to wymaga pewnej pracy, a jeśli to wymaga pewnej pracy, to nie może to być wolontariat w stu procentach, to musi być ktoś, kto profesjonalnie, na co dzień się tym zajmuje, grzebie, jak ja to mówię kolokwialnie, w dokumentach.
– Powinniśmy mieć to po prostu czarno na białym.
– Dokładnie. A przynajmniej dzień po czymś takim powinniśmy już dostać taki dokument, żeby można było reagować w prasie. Zresztą to się trochę poprawiło, trzeba przyznać, w momencie ostatnich zmian w Polsce trzy lata temu, bo już w tej chwili widzę, że i ambasada szybciej reaguje, i szybciej konsulat reaguje na tego typu historie. Myśmy zawsze mówili, że najlepiej by było, gdybyśmy ze sobą współpracowali, gdyby konsulat, my razem i tak dalej.
– My wciąż przełamujemy ten okres sprzed lat trzydziestu czy więcej, może nawet lata 90. można zaliczyć do tego okresu, kiedy właśnie konsulat był nam „obcy”, czyli działał przeciwko inicjatywom polonijnym.
– W tej chwili, moim zdaniem, to się zmieniło.
– Bo przecież na przykład Kongres Polonii Kanadyjskiej występował w sprawie Koniuchów i tu żadna polska dyplomacja nie wspierała takiej inicjatywy.
– Niemniej to się zmieniło. Jako przykład ciągle podaję, może Państwo pamiętają, ten obelisk smoleński został w pewnym momencie przewrócony. Jest to zresztą podejrzana dla mnie historia.
– Podobno ktoś tam samochodem wjechał.
– Tak. Byłem pierwszy, który przyjechał na to miejsce, tablice rejestracyjne były, a do dzisiaj nie wiemy, kto to zrobił. W każdym razie skończyło się to tym, że myśmy dość szybko wystąpili do miasta. To trochę się wlokło, niemniej jednak interwencja konsula wtedy pomogła, miasto wkroczyło i dosłownie po tygodniu wszystko było uporządkowane. Tak że tu widzimy, że możemy współpracować.
Z takich spraw, które warto może na przyszłość również zaadresować, to jest sprawa pewnego zadbania o tę przeszłość polską tutaj w Kanadzie, że jednak ona wymaga trochę opieki, żeby te popadające w ruinę pamiątki po Polakach...
– Nasz wkład w budowę tego kraju.
– Tak. I tutaj ja bym powiedział, jak najbardziej Polska powinna pomóc.
– Pan jest członkiem Stowarzyszenia Polskich Inżynierów, i tu jest olbrzymie pole, ilu inżynierów ten kraj rozwijało.
– Oczywiście. Na przykład grób Gzowskiego przy Sherbourne, on jest w stanie rozpadającym się. To jest rodzinny grób byłego gubernatora i nawet ostatnio była taka dyskusja, że może powinniśmy my. Mówię słuchajcie, to jest fajne, ale my możemy być pośrednikiem i zwrócić się do władz Kanady, bo to był gubernator Ontario, to nie jest tylko sprawa polska. Tak że tutaj bym widział nasze wspólne wysiłki.
A wracając do pomocy z Polski, to uważam, że właściwie głównie transparentność jest istotna. W tej chwili przydział środków odbywa się na zasadzie takiej, że to jest konkurs. Składa się projekt itd., itd. W tych komisjach konkursowych, tam powinni być przedstawiciele Polonii.
– Tak, bo wieść gminna niesie, że jak pan ma pewnych znajomych, zwłaszcza że część z tych pieniędzy tam w Polsce zostaje, więc ludzie są zainteresowani.
– Powinni tam być przedstawiciele Polonii. Tutaj wracamy do tego pierwszego zagadnienia, jaka powinna być reprezentacja, na co ja sobie odpowiedziałem, że uważam, że jeśli chodzi o posłów, senatorów, ja bym to zostawił na razie, natomiast bym się na poziomie roboczym do tego wszystkiego bardziej włączył.
Po pierwsze, to by spowodowało pewną zmianę percepcji środowiska polonijnego, że nie dostaje się po znajomościach, układach itd., tylko że jednak mimo wszystko nasi przedstawiciele biorą udział w komisjach kwalifikacyjnych. Powiedziałbym, że jest pewne światełko w tunelu, powoli się o tym mówi, no, zobaczymy, co z tego będzie.
– Panie Janie, zjazd we wrześniu, podobno jest to pierwszy taki zjazd w historii, zjazd otwarty, że każdy, jeżeli jest zainteresowany, może się zarejestrować i pojechać sobie. Czego Pan oczekuje po tym spotkaniu, co to poprawi w naszej sytuacji, we wszystkich problemach, o których rozmawialiśmy?
– Mam też troszkę odmienne zdanie, że chyba ten zjazd wiele nie poprawi.
– Kolejna narada, na której napiją się, poklepią...
– Może aż tak nie, ale to jest kolejny, piąty zjazd. Ja uczestniczyłem w dwóch poprzednich, w 2007 r. był trzeci, w 2012 czwarty.
– Ten się odbywa w 100. rocznicę odzyskania niepodległości Polski.
– Tak. Mnie się wydaje, że ten zjazd ma w sobie bardziej symboliczny charakter. To jest stulecie odzyskania niepodległości, Polonia miała wkład w to, razem z narodem itd. Z tego, co mi wiadomo, bo nie jestem w komitecie organizacyjnym, będzie około 600 uczestników, 300 miejsc zostało przeznaczonych na delegatów, Kanada otrzymała 22 miejsca. Zarząd Główny chyba kilka miejsc wziął, oprócz tego będą prezesi okręgów, organizacji centralnych itd. Ja uczestniczę z puli marszałka Senatu, która jest oddzielną pulą, jako Rada Konsultacyjna Polonii. Oprócz tego pewną liczbę miejsc mają konsulowie i ambasadorowie i osoby spoza zorganizowanej Polonii, którymi dysponuje marszałek, może minister itd., te pozostałe 300 miejsc. Oczywiście duży udział również w tym jest polonijnego duchowieństwa.
Z takich rzeczy nowych, tobym powiedział, że ten zjazd będzie w sumie zjazdem głównie takim celebrującym i podkreślającym wspólnotę narodową z Polakami. Natomiast ta część dyskusyjna zjazdu praktycznie została ograniczona do jednego dnia.
– Czyli nie ma co oczekiwać, że coś się tam narodzi?
– Nie ma co za dużo oczekiwać, zwłaszcza że dla mnie, po doświadczeniach poprzednich zjazdów, bo w 2012 tak się złożyło, że prowadziłem komisję obrony dobrego imienia Polaków, zaskoczeniem było, kiedy na ostatnim zebraniu naszej Rady Konsultacyjnej była krótka informacja, ale w ogóle nie ma w tym roku panelu obrony dobrego imienia Polski i Polaków. Tak że jest to pewne zaskoczeniem.
– Uznano, że zbyt wiele kontrowersji?
– Trudno mi powiedzieć dlaczego właśnie.
– Czy Pan to wiąże z tym, że akurat Izrael w sprawie ustawy o IPN tak oponował?
– Powiem inaczej, podniosłem tę sprawę na spotkaniu z marszałkiem. Marszałek był rzeczywiście zaskoczony. – Tak? Naprawdę nie ma? To ja spróbuję – i tak dalej. No, nic nie działo się przez miesiąc, wysłałem list w imieniu kilku kolegów jeszcze, bo uzgodniłem tekst listu z prawie dziesięcioma osobami. Wysłaliśmy ten list do pana marszałka, odpowiedzi nie uzyskaliśmy do dzisiaj. Mam nadzieję, że coś się zmieni. W każdym razie jeśli chodzi o sprawy zjazdowe, to w tej chwili paneli jest sześć czy siedem, jest m.in. edukacja, oczywiście sprawy duchowieństwa, sport i turystyka, jest nauka – zresztą będę w tym panelu.
– A tej najważniejszej rzeczy, która wszystkim doskwiera, nie ma!
– W naszej Radzie Konsultacyjnej jest również sekretarz Rady Polonii Świata, pan Tadeusz Pilat, i on jest w komitecie organizacyjnym, w związku z tym zadałem pytanie odnośnie do obrony dobrego imienia Polski. Uzyskałem odpowiedź taką, że te sprawy będą trochę we wszystkich panelach, co dla mnie odpowiedź była jednoznaczna, że jak są wszędzie, to znaczy, że nie będzie nigdzie. Jedynym panelem, na którym być może to będzie trochę akcentowane, to jest panel organizacje polonijne. Ale to jest znów tak szeroki wachlarz, że nie wyobrażam sobie, żeby tam za bardzo było miejsce na dyskusje.
– Obrona dobrego imienia Polski wynika z tego, że przez 40 lat, a może i dłużej, Polska nie prowadziła własnej polityki historycznej.
– Dokładnie.
– Czyli prawda była położona na ołtarzu polityki historycznej wszystkich innych państw, w tym zwłaszcza tych państw, które mają siłę.
– Poza tym, wydaje mi się, że została troszkę uśpiona czujność, nawet Polonii, w tym zakresie, bo co tu dużo ukrywać, tutaj w Ontario mamy dalej komiks „Mouse”, mimo że walczymy, a można powiedzieć, przecież my tu istniejemy od dziesiątków lat.
– Pan mówi mamy, mamy to w programach szkolnych, to jest najgorsze.
– Tak, do tego zmierzam.
– To samo zaczyna też być w Polsce. To jest bardzo niepokojące, że również w Polsce są środowiska, które nie widzą problemu i nie widzą konieczności obrony przed tego rodzaju potwarzą.
– Tym bardziej jest to właśnie argument, że to zagadnienie – ja to szerzej nazywam, bo to jest kreowanie właściwego wizerunku Polski i Polaków – powinno być ciągle akcentowane i powiedziałbym, że to jest chyba najważniejsza rola Polonii i Polaków poza granicami kraju.
– Czyli co, sądzi Pan, że Warszawa się przestraszyła?
– Moje prywatne zdanie, wydaje mi się, że Warszawa ten zjazd troszkę pozwoliła organizować „Wspólnocie Polskiej” i Radzie Polonii Świata. Obie te organizacje, w moim rozumieniu, w tej chwili jakoś nie rozumieją tego, nie chcą rozumieć lub są inne czynniki, dla których ten element nie jest poruszany.
– Dziękuję, że mogliśmy te tematy poruszyć, bo to jest ta koszula bliska ciału.
– To ja dziękuję za możliwość upublicznienia moich przemyśleń. Dziękuję Państwu, miło mi było się spotkać.
Czytaj pierwszy!
Goniec na tablet w formacie pdf
przesyłany przez e-mail w każdy piątek rano
tylko 50 CAD rocznie plus 13% HST
razem $56.50
Płatność przez paypal,
Visa, MasterCard lub czek
Kontakt r e d a k c j a @ g o n i e c . n e t
(bez przerw między literami)
lub telefon: 905-629-9738
Rzeczywistość nam przyspiesza. Okazuje się, że dzisiaj samo kwestionowanie nielegalnej imigracji do Kanady poprzez otwartą zieloną granicę jest „niekanadyjskie” i ludzie, którzy to czynią, „nie należą do Kanady”. Oznacza to, że podobnie jak w czasach komunistycznych w Europie, kwestionowanie „linii partii” może się dla kwestionującego źle skończyć.
Jednocześnie jesteśmy świadkami konstruowania nowej kanadyjskiej tożsamości. Jednym z jej elementów jest rewizjonizm historyczny; wyburza się pomniki kolonizatorów, podkreśla znaczenie marginalnych faktów, po to by stworzyć nową historię kraju. Jak to nam uświadomił George Orwell, kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość, a kto kontroluje przeszłość, ten panuje nad przyszłością. Według promowanej obecnie „historii multikulti”, Kanadę budowali ludzie „ze wszystkich zakątków globu”. Rozumiem, że w wieku XIX budowali ten kraj Hindusi, Pakistańczycy, Arabowie i Rosjanie… Nowa przeinaczona historia tego kraju całkowicie pomija rolę i znaczenie misji chrześcijańskich i zapoznaje brytyjski czy francuski charakter instytucji tworzonych na tych ziemiach. Oczywiste, że Kanadę wybudowali imigranci z Niemiec, Irlandii, Polski i wielu innych krajów europejskich. Kanada została skolonizowana przez Europejczyków; podobnie zresztą jak Stany Zjednoczone. Europejczycy stworzyli tutaj instytucje polityczne, system sądownictwa, wprowadzili demokrację, zbudowali drogi, kolej i porty. Owszem, również przy pomocy innych nacji – na przykład sprowadzanych z Chin pracowników fizycznych, jak to miało miejsce na początku XX wieku – nie zmienia to jednak faktu, że Kanada jest krajem ukształtowanym przez wartości zachodnioeuropejskiej cywilizacji.
Dzisiejsi bolszewicy kulturowi, którzy mają przemożny wpływ na władze tego kraju, usiłują ten fakt przeinaczyć i piszą nową historię, by ukształtować nową kanadyjską tożsamość. Jak zawsze, pierwszą ofiarą rewolucji jest wolność słowa; zamyka się ludziom usta polityczną poprawnością i przestaje się debatować o ważnych dla kraju sprawach.
Jest to działalność prowadząca do pogłębiania podziałów i radykalizacji części społeczeństwa. Ci, którym odbiera się głos, których stawia się poza debatą publiczną, mogą jedynie działać radykalnie i pozasystemowo.
Imigracja jest tematem kluczowym, bo właśnie jesteśmy świadkami otwarcia granic kraju dla niekontrolowanej nielegalnej imigracji dokonywanej pod pozorem uchodźstwa. Owi „uchodźcy” przedostają się do Kanady przez granicę ze... Stanami Zjednoczonymi. Jeśli więc – teoretycznie – uznajemy Stany Zjednoczone za kraj „niebezpieczny”, w którym gwałci się prawa człowieka i obywatela, to czemu z nim handlujemy? Czemu nie napominamy Waszyngtonu, jak to miało miejsce, na przykład, wobec Arabii Saudyjskiej?
Jakie jest więc wytłumaczenie tego szaleństwa? Otóż globaliści, wyznawcy ideologii „zrównoważonego rozwoju” i wszelkiej maści budowniczowie „nowego Jeruzalem”, postrzegają przemieszanie narodów, ras i kultur jako taran, który rozbija stare struktury społeczne, dekonstruuje stary porządek; który pomaga w tworzeniu nowego społeczeństwa postnarodowego (jak to kiedyś powiedział wprost premier Kanady Justin Trudeau), wyrównując napięcia demograficzne.
Kanada od lat 70. jest poletkiem doświadczalnym starszych i mądrzejszych. Dzisiaj, coraz bardziej wytresowani, liżemy bramy przyszłego świata…
Andrzej Kumor