Z właścicielem „Miami”, nowego polskiego sklepu hurtowego w Mississaudze, o sklepie i potencjale handlu z Polską rozmawia Andrzej Kumor.
Andrzej Kumor: Nie było tutaj jeszcze takiego sklepu, nikt nie wymyślił czegoś takiego, żeby zrobić sklep niskokosztowy. Skąd pomysł, kiedy Pan wpadł na to, żeby otworzyć tego rodzaju biznes?
Krzysztof Werocy: Pomysł zrodził się w mojej głowie dość dawno temu, realizacja przyszła dość późno. Podyktowane to było przede wszystkim jakąś moją małą frustracją, bo jak wszyscy, zaopatruję się w polskich sklepach i któregoś dnia stwierdziłem, że to jest już tak drogo, że tak drogo być nie może.
A że miałem porównanie, bo jeździłem dość często do Polski, byłem największym importerem polskich sezamek, sprzedawałem do wszystkich dużych sklepów, typu Costco, Walmart, Loblaws itp.; sprzedawałem tego 500 ton rocznie, więc ze względu na to, że bywałem dość często w Polsce, na bieżąco byłem z cenami.
Struktura sprowadzania towaru z Polski jest dość prosta. Ktoś musi to zapakować w Polsce, jest to firma polska. Druga musi być firma-hurtownia, która odbiera w Kanadzie, w większości właścicielami są Polacy, ale nie tylko. Mamy firmę pakującą towar w Polsce – jest jeden narzut, firmę, która sprowadza tutaj, nazwijmy ją hurtownią – musi zrobić drugi narzut, i to niemały, ze względu na to, że są dość duże koszty transportu, ludzi, i to podnosi cenę, oraz jest jeszcze oczywiście narzut sklepu, który musi zatrudnić odpowiednią liczbę ludzi, ma koszty itd.
Więc znalazłem w tym wszystkim możliwość, żeby coś uciąć.
Jedną część usunąć.
Tak. Zrodził się pomysł, żeby sprowadzać towar bezpośrednio i od razu go sprzedawać.
Co to daje? Dwie rzeczy. Można sprzedać taniej, ja zresztą zawsze to w radiu mówiłem, że nie tyle „można sprzedać taniej”, tylko „można kupić taniej”, więc to jest takie nasze generalne hasło, że „można kupić taniej”. Ale żeby „można było kupić taniej”, my też musimy kupić taniej, gdzieś obciąć koszty i my te koszty, na tyle ile się da, obcinamy.
Dwa – ważną rzeczą jest, że przy takiej sprzedaży nie ma większego, a powiedziałbym prawie wcale nie ma problemu, że naszym produktom kończy się data przydatności. Oczywiście, może się coś zdarzyć, ale to są tak małe ilości, że jeżeli nam coś zostanie, to oddajemy jako dary czy do kościołów, które pomagają biednym, czy gdzie indziej. Oni sprawdzają i uważają, że te produkty dalej są dobre.
Trzy – ze względu na to, że nasza sprzedaż jest trochę inna niż w typowym polskim sklepie, więc my dużo produktów sprzedajemy z palet. Dlaczego z palet? Bo znowu koszty są obcięte, pracownik nie musi naklejać na każdy produkt ceny, co wiąże się z dużą liczbą niepotrzebnych godzin, bo jeśli będzie cena ładnie pokazana na palecie, to każdy ją zobaczy. Jeżeli nie, to zawsze może się spytać.
Wiele robimy, żeby towar był świeży. Co znaczy świeży? Jeżeli płynie dwa czy trzy tygodnie, to w dniu rozładunku jest na półce lub w najgorszym przypadku na drugi dzień.
Jesteśmy oczywiście też otwarci na nowości, bo to jest ważne – nowości. Ludzie są znudzeni ciągle tym samym. Oczywiście, są produkty, które idą cały czas, mąka, woda... i ptasie mleczko – żartuję oczywiście.
Reprezentowałem kiedyś fabrykę, myśmy to z fabryką założyli, która produkuje ptasie mleczko, sezamki itd., aktualnie oni poszli w innym kierunku, tylko w swoich produktach, a ja w stu procentach tym zarządzam, jestem właścicielem i robię wszystko teraz, żeby to usprawnić. Dużo inwestycji jest potrzebnych, które usprawnią to miejsce.
Jak Pan wybrał miejsce, dlaczego akurat tutaj? Jedni mówią, że na uboczu, bo trzeba tu zajechać, inni mówią, że słabo widać.
Chodziło o prostą sprawę; powstały tutaj, z tyłu za nami, Walmart, Costco. Są to sklepy, które są od paru lat, nie są długo. Główne dwa skrzyżowania, gdzie Polacy robią zakupy, typu Dundas i Dixie, są blisko, więc łatwość dostania się.
Następna sprawa, która się z tym wiąże. Czekałem na ten lokal parę lat. Tu były różne biznesy. Akurat tak się stało, że jeden lokal się zwolnił, więc doszedłem do wniosku, że to jest wystarczająca powierzchnia. A okazuje się, że co i raz dobieram następne. Dzisiaj dysponujemy 15 tys. stóp kwadratowych i planujemy kolejne, żeby było otwarcie na drugą stronę budynku, gdzie jest możliwość parkingu nawet na dwieście aut.
Mamy projekt, będziemy o tym rozmawiać z miastem, żeby ze stacji GO zrobić tutaj furtkę, nie trzeba nic więcej; żeby i tamten parking można było wykorzystywać, bo na weekendy jest przeważnie pusty, w ten sposób ludzie mogliby z drugiej strony sobie wejść i zrobić zakupy.
Planujemy też zrobienie polskich dań, czyli po angielsku mówiąc hot table, dania, które będą na miejscu i na wynos. To jest bardzo ważne, będzie można na miejscu sobie usiąść i wypić kawę.
Jest wiele możliwości, żeby oprócz typowego sklepu, hurtowni – różnie to nazywamy, bo to są podstawowe rzeczy – żeby można było kupować nasze wyroby, czyli deli. Idzie to w bardzo fajnym kierunku, więc też szukamy wielu producentów, nie opieramy się na jednym.
Mówił Pan o towarach, że są trochę inne niż w zwykłym polskim sklepie. Ale są tu i wędliny, i mięso, i jest nabiał.
Wejdę w słowo, mięsa jeszcze nie ma, będzie wprowadzone w momencie uruchomienia hot table, ale sprowadzamy sery, białe sery i różne desery do tego, sprowadzamy je bezpośrednio z Polski samolotem i przeważnie co środy i w czwartek już wykładamy na półki. To jest ważne, bo chodzi o datę przydatności, żeby było świeże. Staramy się; nie są to akurat jeszcze, według mnie, te ceny serów, które powinny być, ze względu na kanadyjskie cła sięgające 200 proc.
Jak to jest z tym wolnym handlem?
Jeżeli chodzi o sery, to jeszcze nie działa. Mamy wiadomości bezpośrednio z Food Administration kanadyjskiego, że od Nowego Roku będą duże zmiany. A ze względu na to, że posiadam licencję na sprowadzanie, więc na pewno, jeżeli te wszystkie zmiany zajdą, u nas też zajdą zmiany „na plus”, czyli na minus w cenach – będzie taniej, bo o to tu tylko chodzi.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/user/64-andrzejkumor?start=435#sigProId4e1940ba40
Kolejna rzecz, „Miami”. Miami się kojarzy z tym, że wielu ludzi ma tam posesje czy wyjeżdża na wakacje. Dlaczego Miami to polski sklep?
Dużo ludzi zadaje to pytanie.
Po pierwsze, ze względu na to, że byłem przedstawicielem firmy polskiej, która w Bełchatowie produkuje wyroby słodkie – oni produkują dość dużo tego, kontener dziennie, i to jest wysyłane po całym świecie, nawet mało jest tego produktu w Polsce – więc na początku ja byłem ich przedstawicielem, stąd ta nazwa Miami.
Po drugie, Miami się fajnie kojarzy, bo Miami kojarzy się z ciepłem, z czymś, co jest fajne. Więc myślę, że zrobimy tak, żeby tu też było fajnie.
Planujemy też dać tutaj palmy, żeby wszyscy widzieli, że „jedziemy tam pod palmę”, żeby było wesoło.
Jesteśmy otwarci na wszystkie sugestie, na nowości, zrobimy też specjalną skrzynkę, do której będzie można wrzucać zdjęcie czy nazwę towaru i w miarę możliwości – a wszystko jest możliwe – to będziemy chcieli na początku w małych partiach, a jak będzie się sprzedawać, to w większych partiach to sprowadzać.
Mamy akurat ten plus, że kontenery płyną do nas praktycznie co dwa tygodnie, więc możemy dużo rzeczy dokładać. Wybieram się do Polski, żeby przypilnować, żeby było jak najwięcej nowości. I najważniejsze, będę pracował, żeby produkty były bezglutenowe i bez cukru plus dietetyczne, całe półki, bo dzisiaj jest trend, że dużo ludzi właśnie szuka takich produktów.
Zapomniałem powiedzieć o najważniejszej rzeczy, że oprócz tego wszystkiego mamy tutaj również chemię. Pod chemię podciągam, oprócz typowych proszków polskich, płynów do płukania itd., również linię kremów Ziaja, wszystko co tylko Ziaja produkuje, do tego dochodzi teraz jeszcze Biały Jeleń, ale jesteśmy otwarci na różne inne sugestie odnośnie do kosmetyków. Będą też niespodzianki, ale nie chcę wyprzedzać, jak będą, to wtedy powiem.
Jak Pan ocenia jakość polskiej żywności? Niektórzy mówią, że wchodzą do Polski duże firmy, koncerny i że zaczyna być tak jak w Niemczech, tak jak we Francji. Gdzie szukać tej prawdziwej, dobrej polskiej żywności?
Uważam, że nadal, w porównaniu do standardów polskich odnośnie do nie tylko żywności, ale produkcji żywności, to my w Kanadzie jesteśmy bardzo daleko w tyle.
Polska w żywności jest bardzo nowoczesnym krajem; opakowania, jakość. Dam przykład. Każdy z nas próbował i zwykle lubi ptasie mleczko. Wszyscy je zachwalali, bo Wedel był najlepszy. Dzisiaj okazuje się, że to już nie jest prawdą, że Wedel jest najlepszy. Miałem ptasie mleczka i wedlowskie, i z Odry, i od różnych innych producentów, i okazuje się, że najlepsze jest to z Majami, które jest robione – bo to jest też ważne – na maśle, o czym nie każdy wie, na czym jest robione, więc ja znam całą produkcję, zresztą pomagałem też ustawiać w Bełchatowie linię produkującą sezamki, więc z punktu technologicznego produkcję znam, przydatność, pakowanie, że jest pakowane na dwóch tackach, że to jest o dwa miesiące dłużej, a to też jest ważne, nikt zresztą nie będzie trzymał ptasiego mleczka sześć miesięcy – ale inne nawet jakości.
Zresztą jeździcie Państwo do Polski, to macie przykład wędlin itd. Jest możliwość – będziemy nad tym pracować, żeby niektóre suche wędliny ściągać do Kanady. To się polepsza, wszystkie obostrzenia, zmiany idą w dobrym kierunku. Każdy powie, no że przecież to się tu na miejscu produkuje, ale ja dalej twierdzę, że to, co się tu produkuje, niech się dalej produkuje, ale to co się produkuje w Polsce, jest naprawdę dobrej jakości.
Niech Państwo sprawdzą, jak polskie firmy prężnie działają na tak ciężkim rynku, jak angielski, niemiecki, nie mówiąc o innych rynkach europejskich. Dzisiaj nie będę mówił o tym, że mam grupę, która wysyła naszą żywność, kilkaset kontenerów miesięcznie, do Stanów. Więc to o czymś świadczy.
Oczywiście też będziemy wprowadzać inne etniczne produkty. Była Jugosławia, ja to nazywam Bałkany, dużo żywności ukraińskiej jest bardzo dobrej, rosyjskiej, mamy tu duży przekrój i chcielibyśmy być otwarci na inne rynki. My też niektóre rzeczy od nich kupujemy i konsumujemy.
Więc jeżeli chodzi o jakość polskiej żywności, jestem pewien, że tym można zawojować rynek, nawet kanadyjski. Dużo firm nie jest przygotowanych lub nie było zainteresowanych rynkiem kanadyjskim, dlatego dużo opakowań jest w języku polskim i nie spełnia tutejszych norm. To będziemy zmieniać.
Dlaczego nie interesowały się kanadyjskim rynkiem, czy przez to, że były cła?
Przez cła, ale też dużo ludzi nie jest zainteresowanych lub nie zna tego rynku, bo to jest specyfika odległości. Nie wiedzą, że na tym rynku, jeżeli się zrobi opakowanie, które spełnia normy, czyli język angielski, francuski, nutrition facts, ta tabelka informacyjna itd., to mnóstwo naszych produktów można sprzedawać do sieci. Mam więc kilka projektów.
Sieci supermarketów?
Tak. Tym bardziej że z nimi już handlowałem i mam doświadczenie. Nieraz nawet główni „buyerzy”, czyli ci co kupują towary i zaopatrują np. Costco, pytali mnie, czy masz jeszcze jakiś towar polski? Dlaczego? Dlatego, że ta nasza sezamka tutaj jest w kolorze niebieskim, jest rozpoznawalna jak coca-cola. To było jeszcze wprowadzone przez firmy polskie, dawniej komunistyczne, 50 lat temu.
Czyli jest olbrzymi potencjał tego rynku.
Rynek jest chłonny, poza tym warto popracować nad niektórymi polskimi wyrobami, bo naprawdę mamy dobre. Mamy szansę sprowadzania ryb, których tu na rynku nie ma, mrożonych ryb, bo to jest najbezpieczniej i najprościej.
A co jeszcze będzie w „Miami”?
Myślimy o mrożonkach. Sprowadzamy już niektóre linie kapust i innych warzyw w wiaderkach, inaczej pakowane. Są mniejsze firmy w Polsce, ale robią to bardziej smakowo, co też jest ważne. Mało tego, ponieważ mamy dość duży przepływ ludzi, mamy większą szansę niż przeciętny sklep dostawiania różnych produktów, w małych seriach, i testowania tego rynku.
Myślę przyszłościowo o tym, co też robią inne duże sklepy, żeby tu też były stoiska, że jeżeli przyjdzie nowość, żeby ileś tego towaru było po prostu do spróbowania. Nie do kupienia, tylko najpierw trzeba spróbować. Aha, pasuje, kupuję, na tej zasadzie.
Trochę trzęsiemy na tym rynku. Coś się dzieje i zmienia, więc to też zmusza moją kochaną konkurencję, którą szanuję, w większości znam tych ludzi, i chodzi o to, że oni muszą też zrozumieć, że ten rynek potrzebuje pewnych zmian.
Bo Polska się zmienia.
Tak, Polska się zmieniła. Ludzie bardzo dużo podróżują, więc znają produkty. Telewizja polska – zresztą też mamy przedstawicieli, którzy u nas sprzedają bardzo prężnie programy, co też polecam ze względu na to, że wielu ludzi o to pyta. Jeżeli się kupuje gdziekolwiek skrzynkę i nie ma serwisu, to osoba starsza musi dzwonić gdzieś po Nowych Jorkach, Chicagach i nikt nie przyjedzie, nikt nie wymieni, nikt nie doradzi, jaki Internet, jaka prędkość itd. te detale. Dzisiaj, mając mamę 83-letnią, nie mam już 20 telefonów dziennie, że się skrzynka zepsuła. To też jest ważne. Nawet jak coś dostawiamy u nas, to ja muszę być pewny, że jest to pomocne dla ludzi, a nie szkodliwe.
Na koniec chciałem zapytać, kim jest Krzysztof Werocy i jaka jest Pana historia, bo z tego co Pan mówi, rozpiera Pana energia?
Trudno mówić o sobie. Jak każdego, kto tu przyjechał, a jestem tu już trzydzieści parę lat – drogi były różne. Były trucki, była dystrybucja ulotek na dużą skalę, później była dystrybucja sezamek. Zawsze się gdzieś kręciłem przy „kupił – sprzedał”, jak ja to nazywam. Dużo rzeczy też kupowałem w Kanadzie i wysyłałem do Polski, np. sprzedawałem kontenerami płytę pilśniową. Te połączenia z Polską dzisiaj owocują, bo są dobre kontakty, zdrowe, na biznesowym dość dobrym poziomie. Poza tym Polacy są tak zorganizowani, są tak ogromne hurtownie, tak pięknie zrobione...
Jesteśmy przedsiębiorczym narodem.
Tak... że ja jestem dumny, że jestem Polakiem. Dzisiaj przywożąc kogokolwiek z innego kraju do Polski, nie ma się czego wstydzić, a jest się czym pochwalić.
Dlatego, jeżeli robimy tu jakiś biznes, to też zróbmy go tak, żeby się było czym pochwalić. Wymyśliliśmy coś; raz, że jest taniej, dwa, żeby było przyjemniej itd.
Więc to nie jest tak, że ja się tylko nastawiam, jak w większości w biznesie, że to musi być zysk. To też musi być coś, co po prostu lubimy. Jestem otwarty na każdą krytykę, słucham, przyjmuję, jeżeli coś trzeba poprawić – poprawimy.
Ważna jest też atmosfera. Na razie mamy niedograne np. otwieranie drzwi, takie detale, więc trzeba to wszystko usprawnić, ułatwić. Nie jesteśmy długo na rynku, ale robimy co się da, a przynajmniej staramy się.
Dziękuję serdecznie, gratuluję i cieszę się, że Polska ma w Panu ambasadora, bo gdyby tacy ludzie byli wszędzie, to Polska byłaby potęgą gospodarczą.
Dziękuję i zapraszam wszystkich.
Zawsze można się spytać o mnie, jestem otwarty na wszystkie sugestie, bo uważam, że trzeba słuchać ludzi; tego, co jest potrzebne; nie tego co my sobie wymyślimy, ale tego, co rynek dyktuje...
Czytaj pierwszy!
Goniec na tablet w formacie pdf
przesyłany przez e-mail w każdy piątek rano
tylko 50 CAD rocznie plus 13% HST
razem $56.50
Płatność przez paypal,
Visa, MasterCard lub czek
Kontakt r e d a k c j a @ g o n i e c . n e t
(bez przerw między literami)
lub telefon: 905-629-9738
Polonia amerykańska, ustawa S.447 a profesjonalne głuche milczenie.
czwartek, 26 kwiecień 2018 12:16 Opublikowano w Życie polonijneStało się. Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych przegłosowała senacką ustawę S.447 o w sprawie restytucji mienia żydowskiego i wypłat rekompensat za tzw. mienie bezspadkowe. Przejdzie ona na pewno do historii jako największy skok żydowskich prawników i banksterów z Nowego Yorku na polski skarb państwa przy profesjonalnym milczeniu polskiej strony. Mocno kontrowersyjny był już sam sposób procedowania tej ustawy. Nikt nawet nie sprawdził czy na sali było wymagane quorum, a wprowadzenie przez Paula Ryana procedury głosowania „voice vote”, oznaczało zniesienie wymogu rejestracji głosów kongresmenów. Nie wiadomo, więc jak oni indywidualnie głosowali. Oczywiście, wszystko odbyło się z poszanowaniem zasad prawa obowiązującego w czołowej demokracji na świecie. Przy tej okazji warto przeanalizować w jaki sposób lobby żydowskie wymanewrowało amerykańskich polityków, wyciągnąć wnioski i - miejmy nadzieję - czegoś się jednak nauczyć.
Zbierzmy, więc podstawowe fakty:
1. Już w lipcu 2008 roku Izba Reprezentantów Kongresu USA zaczęła przygotowywać rezolucję wzywającą władze polskie do zwrotu lub do wypłat rekompensat właścicielom mienia prywatnego „zagrabionego przez III Rzeszę i rządy komunistyczne”. We wrześniu 2008 roku projekt ten został przyjęty i Kongres Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej przyjął taką rezolucję numer 371.
2. W międzyczasie lobby żydowskie podjęło ofensywę wpływu na amerykański Senat, Kongres, Departament Stanu i główne amerykańskie media. (Warto pamiętać, że w każdym stanie w USA istnieją co najmniej 3 organizacje żydowskie, które zatrudniają na etacie swoich dyrektorów. Ich selekcja opiera się na prostych kryteriach: muszą posiadać kluczowe umiejętności w pracy ze środowiskiem amerykańskim, amerykańskimi mediami i instytucjami edukacyjnymi, szkołami, bibliotekami publicznymi i uniwersytetami. Lobby to posiada, więc doskonale rozwiniętą infrastrukturę społeczną i skuteczny system finansowania tych projektów.
3. Kolejnym krokiem była Konferencja Teresińska, która odbyła się w Pradze 30 czerwca 2009. Tym razem organizatorem tego dyplomatycznego wydarzenia była Unia Europejska. Uczestniczyło w niej kilkadziesiąt państw oraz organizacji. Konferencję kończyło przyjęcie wspólnego dokumentu, znanego obecnie jako Deklaracja Teresińska. Jest w niej mowa o zwrocie majątku ofiar Holokaustu, nawet wtedy, gdy zmarły one bezpotomnie. Pod deklaracją podpisało się 46 państw, w tym Polska, którą reprezentował Władysław Bartoszewski.
4. Dopełnieniem całej kampanii był bezpośredni udział rządu Izraela w powołaniu i finansowaniu Projektu Heart, który działał w latach 2011-2012 i operował w amerykańskim Milwaukee. Projekt zakładał sporządzenie dokumentacji potwierdzającej roszczenia strony żydowskiej.
5. Kwintesencją międzynarodowej ofensywy żydowskiego lobby i Izraela są dwie ustawy, które trafiły do amerykańskiego parlamentu. Ustawa H.R. 1226 została wprowadzona do Izby Reprezentantów 27 lutego 2017 r i dotyczyła mienia bezspadkowego, utraconego w czasie Holokaustu. Ustawa została przekazana do Komisji Spraw Zagranicznych przy Kongresie USA. Druga ustawa S. 447 została przegłosowana w amerykańskim Senacie w dn. 12 grudnia 2017 r. Obie ustawy dotyczą krajów, które są sygnatariuszami Deklaracji Teresińskiej w 2009 roku. Polska jako kraj z największym skupiskiem ludności żydowskiej przed II wojną światową, byłaby najbardziej dotknięta niniejszą ustawą. Jeśli prezydent Trump podpisze ustawę 447 przegłosowaną przez Kongres, będzie to mieć nieodwracalnie negatywny, dramatyczny wpływ na Polskę na wiele dekad. Według niektórych szacunków amerykańskie ustawy wspomagające żydowskie organizacje mogłyby narazić państwo polskie na utratę sumy pomiędzy od 65 do nawet 300 mld dolarów, a wg niektórych ocen suma ta mogłaby być nawet wyższa.
6. Konferencja AIPAC. W dniach 4-6 marca 2018 odbyła się konferencja American Israel Public Affairs Committee, czyli Amerykańsko-Izraelskiego Komitetu Spraw Publicznych, która miała miejsce w Waszyngtonie. AIPAC jest najważniejszą organizacją w Stanach Zjednoczonych, zrzeszającą ponad 100 tys. członków. Na tegoroczną konferencję przybyło ponad 18 tysięcy amerykańskich Żydów. Nic dziwnego, że na konferencję są zapraszani najbardziej wpływowi politycy ze Stanów Zjednoczonych z vice prezydentem Mike Pence czy ambasador USA przy ONZ Nikki Haley oraz dużej grupy członków Kongresu. Gościem specjalnym konferencji był premier Izraela Benjamin Netanjahu, który w poniedziałek 5 marca w Białym Domu spotkał się z prezydentem Donaldem Trumpem. Wśród najważniejszych tematów poruszanych podczas pięciu sesji plenarnych i licznych dyskusji panelowych były m.in. zagadnienia dotyczące zagrożenia dla bezpieczeństwa Izraela ze strony Iranu czy wojna domowa w Syrii i inne o których możemy tylko spekulować. Warto nadmienić, że AIPAC przekazał na kampanie wyborcze proizraelskich kandydatów do Kongresu niebagatelną sumę 4 mld USD.
7. Sprytny manewr wykonał Paul Ryan, Przewodniczący Izby Reprezentantów Kongresu USA (Speaker of the House), który ogłosił, że nie będzie ubiegał się o reelekcję, a w tydzień po tej decyzji oznajmił, że zamierza zawiesić normalnie obowiązującą procedurę kongresową i dopuścić głosowanie nie nad własną ustawą H.R.1226, a nad senacką S.447! która przeszła w Senacie bez kontrowersji w okresie tuż przed świętami Bożego Narodzenia. W głosowaniu tym obowiązywała procedura "suspension of the rules" tzn., że debata była ograniczona do 40 minut i kongresmeni nie mogli proponować żadnych zmian tekstu ustawy. Nie bez kontrowersji należy spojrzeć na sam sposób jej procedowania. Nikt nawet nie sprawdził czy na sali było wymagane quorum a wprowadzenie przez Paula Ryana procedury głosowania „voice vote”, która nie wymagała rejestracji głosów kongresmenów. Nie wiadomo, więc jak wszyscy głosowali i na którego kongresmena nie powinniśmy głosować, ani wspierać.
8. Rola Polonii amerykańskiej. Polonia amerykańska, bez żadnego wsparcia ze strony rządu RP ani innych polskich podmiotów prawnych, od początku stycznia 2018 rozpoczęła z woluntariuszami z Polski i innych krajów, akcję Stop Act HR 1226Celem kampanii było zablokowanie ustaw S.447 i HR 1226, poprzez akcję pisania listów od obywateli amerykańskich do Kongresmenów Stanów Zjednoczonych. (ze szczególnym uwzględnieniem członków Komisji Zagranicznej Izby Reprezentantów). Z pomocą młodego pokolenia polskich dziennikarzy i red. Stanisława Michalkiewicza organizatorzy akcji przebili się do polskich mediów, aby poinformować Polaków o tej kampanii. Przeprowadzono kilka wywiadów telewizyjnych w TV Republika, TV W Polsce.pl oraz w programie Janka Pospieszalskiego” Warto rozmawiać” w TVP. Opublikowano, we współpracy z młodą generacją dziennikarzy, szereg artykułów w prasie polskiej. Najbardziej cennym jest raport Pani Oli Rybińskiej z tygodnika W Sieci pt.” „Polska pod presją”. Napisano również kilka artykułów w prasie polonijnej w kilku krajach USA, Niemczech, Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Powróćmy jednak do pytania: dlaczego Paul Ryan musiał zmienić procedurę nie głosując nad własną kongresową ustawą HR 1226, a poddał pod głosowanie ustawę senacką S447, która przeszła przez Senat jednogłośnie. Otóż, kiedy głosowano w okresie świąt, po cichu i bez kontrowersji, Polonia jeszcze wtedy nie protestowała. Akcja Stop Act HR 1226 odniosła swój skutek, bo biura kongresmenów zostały zasypane listami a linie telefoniczne były gorące. Ustawa HR 1226 została dzięki temu zakwalifikowana do tzw. ustaw kontrowersyjnych i dlatego jej nie procedowano.
Konkluzje:
1.Propolski lobbing Polonii amerykańskiej, przy propolskim przywództwie dał pozytywny skutek. Polonia amerykańska zrobiła pierwszy krok do utworzenia propolskiego lobbingu w USA, teraz wszystko zależy od Warszawy, czy zechce ten krok zauważyć.
2. Udało się zablokować jedną z ustaw HR 1226 i przynajmniej częściowo wpłynąć na amerykański proces legislacyjny. To oznacza, że jesteśmy jednak dostrzegani, a nasz głos jest brany pod uwagę w życiu politycznym USA. Efekt byłby o wiele bardziej spektakularny, gdyby Polonia amerykańska miała za sobą wsparcie dyplomatyczne, techniczne a także materialne z Ojczyzny oraz profesjonalny propolski lobbing.
3. Obecnie pozostała jeszcze ostatnia możliwość a mianowicie - apel do Prezydenta Stanów Zjednoczonych- Donalda Trumpa, (który w tzw. swing states został wybrany prezydentem głosami Polonii amerykańskiej) o niepodpisywanie S.447.
4. Zupełnie niezrozumiałe jest natomiast „profesjonalne głuche milczenie” władz polskich, polskiej dyplomacji i polskich mediów. Polonia ze swoim protestem została sama i po raz kolejny odrzucona, zgodnie z obowiązującymi ustaleniami okrągłego stołu: NIE dla wpływu Polonii na polską politykę. Z goryczą przypominają się słowa pieśni Jana Kochanowskiego „O spustoszeniu Podola”.
„Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie,
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”
5. Sytuacja Polski przypomina dziś nieco człowieka leżącego i okładanego kijami przez kilku zagranicznych osiłków. Napadnięty zdobywa się tylko na coraz słabszy krzyk: „brońcie dobrego imienia Polski!!!” Aby to wezwanie miało jakikolwiek sens, leżący musi mieć jednak wolę, by zasłonić się przed spadającymi nań razami. Jeśli dobra zmiana nie będzie proaktywna w tym kierunku, to nawet najsłabsza opozycja nie stanie się wystarczającą gwarancją utrzymania władzy po kolejnych wyborach.
6. Jeśli w tym obszarze nie dojdzie do jakiegoś przełomu i nadal dominować będzie pasywność polskiego rządu, to trzeba się liczyć także ze wzrostem w Polsce nastrojów antysemickich. To zaś uderzy rykoszetem w nasz kraj nie tylko w USA, ale także na arenie europejskiej, gdzie już nie brakuje tropicieli przykładów polskiego nacjonalizmu i antysemityzmu, używanych później jak broń przeciwko RP i jej legalnie wybranym przedstawicielom.
Najwyższy więc czas przestać zajmować się sobą lub rosnącymi w TVP słupkami popularności, lecz zacząć budować ponadpartyjne narzędzia służące poprawie wizerunku Polski, zwłaszcza w krajach strategicznych z punktu widzenia naszych interesów.
W tym celu jednak trzeba sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy w Warszawie są dziś liderzy i politycy diagnozujący tę sytuację jako problem i chcący podjąć efektywne działania dla jego rozwiązania. To impuls niezbędny do wykonania kroków następnych tj. wytyczenia celów, strategii i narzędzi realizacji tego, co określamy jako "Pax Polonica" - "polskiej racji stanu".
Napiszcie do nas:
Waldemar Biniecki, USA, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Agnieszka Wolska, Niemcy, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Katarzyna Murawska, USA, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Foto: Pomnik Mściciela w Doylestown (ang. Avenger, pol. „Mściciel”), poświęcony ofiarom zbrodni katyńskiej położony na cmentarzu polonijnym przy Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown w stanie Pensylwania, dłuta Andrzeja Pityńskiego. Zdjęcie: Andrzej Pityński