W odpowiedzi na felieton A. Kumora „Czy możemy ruszyć rękę?”.
Szanowni Państwo,
W roku 1989 ktoś kierował transformacją i ta osoba powinna być zapytana nawet jeszcze dzisiaj: skąd chciała wziąć polskich kapitalistów, skoro prowadziła transformację z socjalizmu marksistowskiego do kapitalizmu?
Balcerowicz czy inni, których nazwisk w tej chwili nie przytoczę, o tym nie wiedzieli, że jeśli nie ma polskich kapitalistów, to znaczy że majątek narodowy przejmą obcy? To mleko się samo nie wylało, ktoś je celowo wylewał, tyle że zdołał do tego stopnia otumanić zaczadzone już propagandowo społeczeństwo, iż tego nie widziało. Sztuką jest otumanić prawie 40 milionów. Ci, których Balcerowicz i spółka nie otumanili, wiedzieli, czym to wszystko pachnie, i zwyczajnie zagłosowali na tego typu przemiany NOGAMI.
Teraz, po prawie już 30 latach, to mamy tylko jedną możliwość: postawić w stan oskarżenia tzw. ekonomistów, którzy „nie wiedzieli, co robili”, ale czy to coś zmieni? Może jedynie zmienić to, że oni zostaną ukarani, a społeczeństwo zrozumie, że tego już naprawić się nie da. To przecież wie każdy matoł, że jeżeli ktoś rzuci na rynek towar drastycznie tani i na dodatek nie obwaruje niczym jego kupna, wtedy ktoś z kasą kupi hurtem wszystko i zrobi spekulacyjny interes. Tak było z Polską, przy czym wyprzedaż następowała hurtem pod znanym powszechnie hasłem, że państwowe się nie opłaca, dlatego trzeba sprywatyzować, i to jak najszybciej, aby „zaoszczędzić” na, jak to pięknie określano, „kroplówkach dla trupa”.
Dzisiaj mamy taki rezultat, że już trupa nie ma, natomiast są międzynarodowe hieny, które tego trupa skonsumowały, posługując się bardzo bezczelnym sloganem brzmiącym „kapitał nie ma narodowości”.
Czy Państwo oczekujecie drugiego cudu nad Wisłą? Przyznam szczerze, że ja taki naiwny nie jestem. Chociaż to wygląda może na przesadę, co ja piszę, ale Polska jest dzisiaj unijnym roztworem, który udaje, że nim nie jest. Rozpuszczalników było więcej niż jeden, nie będę ich wymieniał. Wystarczy sprawdzić, do kogo należy chociażby sektor energetyczny, banki czy większość montowni. Nie ma zupełnie znaczenia: emigranci czy repatrianci, bo jedni i drudzy mogą jedynie zasilić armię pracowników najemnych. Wiem, że powiało pesymizmem, no cóż, mieszaniem herbaty się nie osłodzi. Słodzenia i obiecanki mają to do siebie, że kiedyś przychodzi rozczarowanie. Ono już jest. Ostatnimi obiecującymi gruszki na wierzbie są ci, którzy są u władzy teraz. Pozdrawiam.
SC
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, my się miotamy, bo myśleliśmy, że to my, a to jednak byli oni - ci sami co zawsze.
Madagaskar - Opowiada misjonarz ks. Henryk Sawarski
piątek, 14 wrzesień 2018 08:30 Opublikowano w WywiadyAndrzej Kumor: Jak długo ksiądz jest na misji?
Ks. Henryk Sawarski: Jestem na Madagaskarze od 40 lat. Można powiedzieć 41 od chwili wyjazdu z Polski, bo rok pobytu we Francji i nauka języka francuskiego.
– Czym Madagaskar zaskoczył? Jak Ksiądz tak marzył, myślał o tym, co okazało się inne?
– Znałem Madagaskar jako wyspę na Oceanie Indyjskim – to można na mapie ładnie odszukać.
– Przed wojną to miała być kolonia polska.
– Tak, wiadomo, to jest historia i królestwo pana Beniowskiego i ojczyzna z wyboru ojca Jana Beyzyma, apostoła trędowatych. I co jeszcze wiedziałem o Madagaskarze? Piosenka „Madagaskar ziemia czarna, ziemia skwarna, tam gdzie drzewa kokosowe...” itd. Ziemia okazała się czerwona, Czerwona Wyspa. Później na Madagaskarze pracowali też właśnie księdza misjonarze Świętej Rodziny ze Szwajcarii, no i właśnie biskup wysyłał do nas, do Polski, prośby, że potrzebuje księży do pracy, do pomocy do posługi, wtedy zadecydowałem. Wyjeżdżałem z Polski jako pierwszy misjonarz Świętej Rodziny na Madagaskar. Po mnie jeszcze kilku dojechało.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/user/64-andrzejkumor?start=210#sigProId4cdf9ef35b
Co mnie zaskoczyło? Poza tym wiedziałem, że tam ryż jedzą, maniok, że tam będą kokosy, owoce tropikalne. Wyobrażałem sobie, że zwierzęta takie jak w Afryce, ale takich nie ma. Przede wszystkim, przyjeżdżając na Madagaskar – wylądowałem nad ranem 26 września 1978 roku – kiedy wyszedłem z samolotu, z tego dużego, ogromnego ptaka (nigdy samolotami nie latałem, to była pierwsza podróż samolotowa z Paryża na Madagaskar, 13 godzin lotu, oczywiście z międzylądowaniem, teraz jest bezpośrednio i 10 godzin), uderzyło mnie gorąco, jakby człowiek wszedł do pieca, a to było rano. Później ta czerwona wyspa, to już można było oglądać przez okno, jak samolot się zniżał, czerwona ziemia. I ci ludzie, Malgasze.
– Jacy ludzie?
– Malgasze to są najpiękniejsi ludzie na świecie. Zna Pan tę historię o Malgaszach, dlaczego są najpiękniejsi na świecie?
– Nie.
– Oni opowiadają o sobie tak. Kiedy Pan Bóg stworzył człowieka, ulepił go z gliny i tego pierwszego glinianego człowieka włożył do pieca i tam w tym piecu go wypiekał, ale za długo go tam przytrzymał i kiedy go wyciągnął, to był taki spieczony, czarny jak węgiel. Malgasze powiadają, to są Murzyni.
A nawiasem mówiąc, jeśli nazwiesz Malgasza Murzynem, to się obrazi i trzeba będzie nieraz wołami zapłacić za przeprosiny. Oni nie są Murzynami.
Po raz drugi Pan Bóg ulepił człowieka z gliny, włożył go do pieca, ale go za krótko w tym piecu trzymał i kiedy go wyciągnął, to był taki niedopieczony, blady, biały jak my. I po raz trzeci Pan Bóg włożył glinianego człowieka do pieca, wypiekał, przypiekał go w miarę, a kiedy go wyciągnął, to był takiego koloru czekoladowego, kawy z mlekiem. I Malgasze powiadają, że to jesteśmy my, najpiękniejsi ludzie na świecie, najbardziej udani Panu Bogu. Niech im tam będzie, ja się z nimi nigdy o to nie kłócę.
– Ilu jest katolików na Madagaskarze?
– Madagaskar liczy w tej chwili, to ci, których policzono, 24 miliony ludności.
– Bo część jest niepoliczona?
– Tak, a Madagaskar jest dwa razy większy niż Polska. Na te 24 miliony ludności połowa to są chrześcijanie, tylko pod mianem chrześcijan musimy rozumieć katolików, protestantów, wszystkie te odłamy protestanckie, nawet te sekty, które się uważają za chrześcijańskie, anglikanie, prawosławni.
– Oni wszyscy tam misje prowadzą?
– Tak. Druga połowa to są tzw. animiści, pierwotna wiara, wiara w jednego Boga, wciąż żywa, w duchy, w przodków. Oni oddają cześć, składają ofiary ze zwierząt, z ludzi nie. To jest ta wiara pierwotna, animizm. Wiara w Boga stwórcę nieba i ziemi. I to jest niesamowite, jak Malgasze mają właśnie tę łączność z Bogiem, Stwórcą.
– Czyli ewangelizacja nie jest taka trudna, bo oni już wiedzą.
– Otóż to. Tam nikt nie powie, że jest ateistą czy nie wierzy, nie, dla Malgaszów to jest coś nienaturalnego. Oni na każdym kroku używają słowa Bóg. Czy to będzie w dyskusjach, zawsze zaczynają od słowa Bóg.
– Ksiądz mówił, że uczył się języka francuskiego, ale tam jest język malgaski. Tam na miejscu Ksiądz poznał ten język?
– Tak, języka malgaskiego uczyłem się na miejscu. Kiedy myśmy przyjeżdżali, ponieważ każdego roku przyjeżdżało dużo misjonarzy, ponad 20, to był zorganizowany kurs języka malgaskiego u sióstr benedyktynek, na miejscu, osiem miesięcy. A później to ćwiczenie. Dlatego że na Madagaskarze jest język malgaski oficjalny, z tego szczepu centralnego, a jest dodatkowo 18 szczepów, tych dialektów. A francuski to jest język kolonizatorów, który obowiązuje do dnia dzisiejszego.
– To znaczy jest jeden urzędowy czy dwa?
– Malgaski i francuski, a teraz angielski też, od jakiegoś czasu obowiązkowo angielski, trzeci język.
– Z czego ci ludzie żyją, z czego się utrzymują na Madagaskarze?
– Przede wszystkim rolnictwo i hodowla, rybołówstwa. Ale to jest kraj rolniczy, przemysłu jest niewiele. Jest jakiś przemysł drzewny, tekstylny, rybny, owocowy itd., ale fabryk na wielką skalę czy hut nie ma. Z tego właśnie się utrzymują, uprawy ryżu, kukurydzy, manioku, wanilia i owoce tropikalne. I przede wszystkim hodowla wołów – słynne zebu malgaskie, i innych zwierząt. Tak że w większości to jest kraj rolniczy.
A katolików jest na Madagaskarze około 6 milionów, 22 diecezje, bo to jest kraj duży, więc tereny odległe.
– Tereny odległe, to znaczy kłopoty z komunikacją są?
– Tak, komunikacja, bo to góry czy odległości, dróg nie ma, to trzeba się przemieszczać, albo wozem na dwóch wielkich kołach ciągnionym przez woły, albo łódką, albo na pieszo, albo samochodem, jeśli można dojechać. Albo góry, no to pieszo.
– Jacy to są ludzie, jakie problemy duszpasterskie są, czy są życzliwi?
– Malgasze z natury są ludźmi bardzo radosnymi przede wszystkim. To jest pierwsze wrażenie, uśmiechnięci od ucha do ucha. Czasami się pobiją czy coś, ale przede wszystkim ludzie radośni, uśmiechnięci i mimo że biedni, ale oni się cieszą życiem.
– Z czego to wynika, że ile razy rozmawiam z kimś, kto mówi o ludziach biednych, o ludziach w tzw. krajach Trzeciego Świata, to mówi radość, radośni są, potrafią się bawić, potrafią się cieszyć. Czego my, tutaj, zapomnieliśmy?
– Czego myśmy zapomnieli, chyba takiej prostoty i pokory i zadowolenia się tym, co mamy. Nam ciągle czegoś potrzeba.
– Myślimy, że czegoś nie mamy, i musimy to zdobyć.
– To jest dobre, bo to jest postęp itd., ale w tym życiu codziennym to jest jakiś fenomen, że człowiek bogaty ciągle będzie potrzebował. Nieraz ten człowiek bogaty nie potrafi się podzielić z biednym, bo mu ciągle za mało, a wręcz odwrotnie, ten człowiek biedny łatwiej mu się dzielić tym, czego nie ma, albo tym, co ma. Wiem, bo przecież jeździłem po tych buszach itd., więc zawsze wracałem z czymś, zawsze dali jakąś kurę, jakiś owoc, trochę manioku czy kukurydzy. Zawsze potrafią się dzielić. Zawsze zapraszają. Oni mają coś z gościnności naszej polskiej.
– Ta stara gościnność?
– Tak. Do domu zaprosić. Cieszą się, że mogą się z misjonarzem spotkać itd. I są przede wszystkim ludźmi powolnymi, to chyba klimat chyba też. Ja bym nie powiedział, że leniwi, nie, chociaż klimat trochę rozleniwia, bo jak nie zrobię sjesty poobiedniej też, to jestem do niczego. Ale są ludźmi bardzo powolnymi. Takim powiedzeniem malgaskim jest mura mura, to znaczy spiesz się powoli. Oni to nam przypominają, nam, białym, bo człowiek biały chce szybko wszystko zrobić. A oni nie, mura mura waza, to znaczy spiesz się powoli, biały człowieku. No więc ta powolność, jak nie zrobią dziś, to zrobią jutro, oni mają na wszystko czas. Oni nie mają zegarków, ale mają czas, a my mamy zegarki, ale nie mamy czasu. To jest ten problem.
To są ludzie radośni, pokojowi.
– A są jakieś konflikty etniczne?
– Bywały, ale nie w takim wydaniu jak afrykańskie i inne.
– Czyli nie lewicowa partyzantka porywająca dzieci czy...
– Nie, nie. Teraz żyją w symbiozie, jest teraz duża wymiana, taki kosmopolityzm jak my mówimy. Te plemiona z południa przemieszczają się w poszukiwaniu pracy na północ itd., symbioza. Ja to widzę w kościele. Są różne szczepy. Musiałby ktoś to podsycić, żeby coś takiego było.
Co jeszcze chcę powiedzieć. Też na Madagaskarze rozwija się islam, też robią swoją misję. I ciekawa rzecz, że coraz więcej. Tak się troszkę obawiamy, bo oni naprawdę robią wspaniałe rzeczy charytatywne, socjalne.
– Rozdają pieniądze?
– Tak, to wszystko za darmo. Szkoły za darmo, szpitale, leczenie, młodzież, jedzenie dla starszych itd.
– Czy to jest wpływ Arabii Saudyjskiej czy to jest wpływ bogatych krajów arabskich.
– Prawdopodobnie bogatych krajów arabskich, nie wiem, skąd oni przyjeżdżają. W każdym razie ci muzułmanie, którzy mieszkają od dawna, to są pokojowi. Tam nie ma nastawienia wojowniczego, nie. My żyjemy w takiej symbiozie. Przecież mam dużo przyjaciół wśród nich i mi pomagają, jako ksiądz. To jest zupełnie inne wydanie muzułmanów w ich krajach, a co innego jest u nas. Oni żyją w symbiozie, handlują, pracują i żyjemy. To jest to, że nie ma konfliktu – i to dzięki Bogu – na tle religii. Są nieraz te nowe sekty, które przeciw katolikom, ale niech sobie gadają. Ale jeśli się pomaga, to pomagają wszyscy, bez wyjątku.
Przykład dam taki, w szpitalu, bo jestem kapelanem też m.in. kapelanem w szpitalu, kapelanem w więzieniu, więc dla mnie wszyscy są równi, jak daję, to daję wszystkim, tak żeby ich uczyć. Ale mówię, słuchajcie, ci, którzy mają, muszą się dzielić, zobaczcie tego biedniejszego od was. Skoro ja wam daję, tak samo i wy musicie nabrać tych cech miłości chrześcijańskiej. Nie ma prozelityzmu, wszyscy głoszą Dobrą Nowinę, ale wszyscy mają swoje miejsce tam.
– Proszę Księdza, proszę powiedzieć, jak wygląda Księdza parafia? Mówi Ksiądz, że jest kapelanem w szpitalu i w więzieniu. Wiem, że Ksiądz jest orędownikiem kultu Bożego Miłosierdzia, to też jest temat rzeka, dlatego że jest pewne niebezpieczeństwo, dlatego że traktuje się Boże Miłosierdzie jako takie zezwolenie na brak pracy nad sobą, czynienie wszystkiego, bo Pan Bóg jest miłosierny i tak wybaczy.
– Tak, wybaczy, przebaczy, przez zmrużenie oka popatrzy na to i wszystko będzie OK.
– Właśnie. A kult Miłosierdzia jest chyba teraz największym kultem w Kościele katolickim, jeżeli tak można powiedzieć, który z Polski wyszedł, ma ten początek nasz, ale teraz jest chyba najbardziej popularny wszędzie, nawet w Azji, co widać na przykład w Krakowie po wycieczkach Hindusów przyjeżdżających do Łagiewnik.
– Tak. Miłosierdzie Boże jest bez granic, jest dla wszystkich ludzi, dla każdego człowieka, który chce być miłosiernym i być miłością miłosierną. Tu musimy zwrócić uwagę na to – być miłością miłosierną. Co to znaczy? To trzeba być przede wszystkim pierwszym sprawiedliwym. I nie można sobie, że ja mogą wszystko. Jeśli ja mogę wszystko robić i Pan Bóg popatrzy na mnie okiem miłosiernym? Nie. Sprawiedliwość jest przed miłosierdziem, ja to tak ludziom tłumaczę. Jeśli zawiniłeś, to musisz ponieść konsekwencje za to. To cię czeka więzienie za to – konsekwencja. Pan Bóg jest miłosierny, jeżeli ty zrozumiesz, że zawiniłeś, i chcesz się nawrócić, przebaczyć drugiemu, naprawić ten grzech, to ci wybaczy. Ale jeśli ty pozostaniesz w swoim grzechu, tam o miłosierdziu nie ma co mówić. Czym się różni grzesznik od świętego, proszę mi powiedzieć?
– No, ja nie śmiem konkurować z Księdzem w teologicznych sprawach.
– Nie o to chodzi. Ja tłumaczę tak ludziom, czym się różni grzesznik od świętego? Święty, jeśli upadnie nawet – kiedyś chrześcijanie w pierwszej epoce byli nazywani święci, później wprowadzili chrześcijan – to człowiek, który jest słaby, zdaje sobie z tego sprawę, upadający, nawet 77 razy na dzień, ale po każdym upadku ma tyle pokory, że uderzy się w piersi: Panie Boże, Jezu miłosierny, przebacz mi. I dźwiga się, żeby iść dalej. A grzesznik? Jeśli raz upadnie, w tej swojej pysze, w tym grzechu pozostanie i jest stracony. To jest ta różnica. I tu jest właśnie miłosierdzie, żeby tym upadającym, tym ludziom słabym, grzesznikom, nie ma aniołów na ziemi, my wszyscy jesteśmy grzesznikami, zdajemy sobie z tego sprawę. Wiadomo, że stopnie tej świętości czy grzeszności są różne, ale zdajemy sobie z tego sprawę i właśnie dlatego Jezus wysłał do tej obolałej ludzkości, jak mówił do siostry Faustyny, idź i głoś Boże Miłosierdzie, bo ja nie chcę ich zniszczyć, tylko chcę im pomóc zbawić się. To jest właśnie to Miłosierdzie Boże.
– Ksiądz chce tam wybudować kościół Miłosierdzia Bożego, to jest część misji tutaj. Proszę o tym opowiedzieć.
– Dobrze. Rozpocząłem głoszenie Bożego Miłosierdzia pod takim natchnieniem, rzeczywiście chyba samego Jezusa Miłosiernego, tam, na Madagaskarze. I to Miłosierdzie głoszę na całej wyspie i nawet jeździłem z grupami Malgaszów do Krakowa na kongresy Miłosierdzia Bożego. Ostatnio, dwa lata temu, byliśmy też na kongresie Miłosierdzia Bożego w Ruandzie.
– Podatny na to jest grunt na Madagaskarze?
– Tak, bardzo. My mamy już na tysiące czekoladowych apostołów Miłosierdzia Bożego. Wszędzie można zobaczyć obraz Jezusa Miłosiernego siostry Faustyny. Ludzie odmawiają Koronkę do Miłosierdzia. Wszystkie te modlitwy wydałem w języku malgaskim, różnego rodzaju książki dla propagacji Bożego Miłosierdzia, tak że ten kult naprawdę pięknie się rozwija. Mamy już nowe zgromadzenie misyjne, zatwierdzone tam, na Madagaskarze, w ubiegłym roku, 5 października, w święto Siostry Faustyny. Biskup z diecezji Port-Berge zatwierdził nam to nowe zgromadzenie właśnie dla głoszenia Bożego Miłosierdzia na Madagaskarze. W tej chwili mamy dwóch księży, już Malgaszów, 15 kleryków, no i kandydaci przychodzą.
Pracuję w diecezji Port-Berge, to jest 600 km na północ od stolicy kraju, Antananarywy. To jest diecezja młoda, w tym roku obchodzimy zaledwie 25-lecie. Tam właśnie pracuję jako misjonarz przede wszystkim, ale też jako kapelan szpitalny, kapelan więzienny, i tam właśnie rozpoczęliśmy budowę sanktuarium Bożego Miłosierdzia. To będzie jako trzecia parafia, ale przede wszystkim Boże Miłosierdzie, dla głoszenia tego Miłosierdzia w archidiecezji północnej. Rozpoczęliśmy budowę 20 czerwca bieżącego roku. Biskup poświęcił teren. Nawiasem mówiąc, diecezja nam dała gratisowo kilka hektarów ziemi, chyba ponad trzy, na budowę sanktuarium, ale nie tylko sanktuarium. To będzie całe zaplecze Bożego Miłosierdzia, taki kampus Misericordiae, ogród Miłosierdzia. Tam będzie sanktuarium, ponadto dom macierzysty dla nowego zgromadzenia, centrum duchowości siostry Faustyny na przyjmowanie pielgrzymek, rekolekcje, rekolekcje zamknięte, dla ludzi, którzy będą chcieli zgłębić Boże Miłosierdzie; następnie hospicjum na mniej więcej 50 osób i dla niepełnosprawnych szkoła i takie małe centrum. I później w planie jest szpital, żeby głosząc to Miłosierdzie, żebyśmy nie głosili tylko w teorii, ale właśnie byli miłosierni, żyli tym miłosierdziem i względem innych. To są te uczynki miłosierdzia. A poprzez to założenie czy hospicjum, czy szpitala i centrum dla niepełnosprawnych to jest właśnie miłość Miłosierdzia w praktyce, każdego dnia.
– Dziękuję bardzo i proszę jeszcze powiedzieć, gdzie tutaj można Księdza spotkać.
– Jest taka książeczka „Iskra z Polski”, którą napisała moja kuzynka Dorota Kozioł z Tarnobrzega. Te artykuły, które tam są wewnątrz, ja zebrałem na Madagaskarze, jak Malgasze przeżywają Boże Miłosierdzie, jak oni przyjęli Boże Miłosierdzie, jak oni żyją Bożym Miłosierdziem. I tam zobaczymy niesamowite rzeczy cudów, uzdrowień, umocnień itd., itd. Tak iskra z Polski, to widzimy na okładce, w barwach narodowych, to też jest symboliczne.
– Ja zawsze powtarzam, że bardzo wielu ludzi dowiaduje się o Polsce za sprawą misjonarzy i za sprawą też Miłosierdzia Bożego właśnie.
– Ta iskra dotarła na Madagaskar, proszę zobaczyć, rozpaliła tę wyspę, wyspa płonie na czerwono, a na tle baobabów przechadza się Jezus Miłosierny i szuka, szuka nowych. Ta iskra, która dotarła na Madagaskar, wraca ponownie do Polski, do Kanady, żeby jeszcze bardziej rozpalać nas tutaj, żebyśmy byli apostołami Miłosierdzia, tam gdzie nas stawia obowiązek, praca itd., w rodzinach, w społeczeństwie, w Kościele, bo to jest bardzo ważne.
– Na te wszystkie dzieła misja na pewno potrzebuje pieniędzy. W dobrym uczynku nie należy się wstydzić po prośbie chodzić.
– Ja to mówię Malgaszom zawsze, ja nigdy nie wstydzę się jechać i prosić w waszej intencji, bo to co zbiorę czy w Polsce, czy tu, to zabieram ze sobą i mogę im pomóc. Samemu wyżyć, ale jeszcze im pomóc. No bo skąd tej pomocy? To jest kraj biedny, więc gdzie szukać tej pomocy? Mówię, pojedziemy do Kanady. Tutaj właśnie Polonia kanadyjska, Polacy, jak najbardziej się otwarli na to i powiedzieli, że tak, my to sfinansujemy, będziemy pomagać, nie tylko sanktuarium, ale i na zaś, jako dar Polonii kanadyjskiej za stulecie niepodległości naszej Ojczyzny Polski. To jest piękny gest. Czyli wspólnie, razem budujemy to sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Mówię tak, kiedyś była kolonizacja, a teraz, no nie, polonizacja może nie, ale niech coś po polskich misjonarzach na tej wyspie w królestwie pana Beniowskiego, w ojczyźnie z wyboru ojca Jana Beyzyma pozostanie. A Malgasze o Polsce mają dobre wspomnienia, dobrze mówią, przede wszystkim przez papieża Jana Pawła II. To jest niesamowite. Jan Paweł dla nich to był... był na Madagaskarze w 89 roku i to było niesamowite.
To, co robimy, to robimy nie dla swojej chwały, nie. Wypełniamy misję Jezusa Chrystusa, idźcie na cały świat nauczajcie wszystkie narody, i trzeba dodać, i czyńcie dobrze. Nie dla własnej chwały, ale właśnie dla chwały Bożej i zbawienia dusz. To jest to.
– Bóg zapłać, bardzo dziękuję. Szczęść Boże na tę misję całą i niech Bóg błogosławi i prowadzi do końca życia.
– Ja również, dziękuję bardzo, że mogliśmy się spotkać, porozmawiać, że mogłem się podzielić informacjami o tej mojej pracy, o tym dalekim kraju Madagaskarze. I Bóg zapłać całej Polonii kanadyjskiej za każdą cegiełkę na dzieło Bożego Miłosierdzia na Madagaskarze.
Zapraszamy na Misyjny Obiad z ks. Sawarskim 23 września, szczegóły na plakacie na stronie 15.
Jak co roku w minioną niedzielę odbył się piknik charytatywny w Wawel Villa, jednym z dwóch głównych polonijnych domów opieki na terenie aglomeracji torontońskiej.
Członek zarządu Eric Szustak podziękował personelowi za wspaniałą pracę. Wawel Villa niedługo będzie świętować 50. rocznicę istnienia i z tego tytułu odbędzie się wielka gala 17 listopada.
Wawel Villa to również miejsce zamieszkania wielu polskich weteranów i placówka goszcząca sławne Muzeum Pilota Orlińskiego gromadzące pamiątki po odchodzących zasłużonych Polakach. To w Wawel Villa ostatnie chwile życia spędzał polski bohater admirał Nałęcz-Tymiński.
Dyrektor Wawel Villa Jon Grayson przedstawił wszystkich honorowych gości – a była wśród nich m.in. burmistrz Toronto Bonnie Crombie, zaś w rozmowie z „Gońcem” ukazał szerokie plany remontów i modernizacji Wawel Villa, jakie mają zostać zrealizowane w roku przyszłym. Odnowione zostaną po kolei wszystkie pokoje. Już w tym roku wymieniono klimatyzację, wyasfaltowano podjazd, urządzono nowy ogródek rekreacyjny. W rezultacie tych zmian Wawel Villa będzie nowoczesnym i prawdziwie przyjaznym ludziom starszym domem opieki długoterminowej.
Mimo chłodnej aury bawiono się doskonale.