Szewach Weiss: „Czy ja mam prawo krytykować Polaków? A jak Żydzi zachowali się wobec nich?”.
Jest rzeczą oczywistą, że w pamięci zbiorowej narodów, podobnie jak w naszej indywidualnej pamięci, istnieją różne „wrażliwości”. Pewne rzeczy wspominamy, inne wypieramy z pamięci. Tak się składa, że na obszarze polskiego państwa od setek lat Polacy żyli z Żydami (nie tylko); tak się nieszczęśliwie składa, że w rezultacie klęski państwa polskiego w wojnie z Niemcami miliony Żydów straciło na terenach polskich życie.
Wypadki te mają fundamentalne znaczenie dla naszych odmiennych dziś „wrażliwości”.
W skrócie fakty wyglądają tak. Przed wojną antysemityzm w Polsce nie miał podłoża rasowego, i podobnie jak w wielu innych krajach sprowadzał się do konkurencji gospodarczej – oskarżania Żydów o nieuczciwe praktyki w handlu, demoralizację etc. Nawet kwoty przy przyjmowaniu na studia prawnicze, mające w założeniu dać szansę Polakom w tym zawodzie – były łagodne – i nie dotyczyły młodzieży żydowskiej z rodzin prawniczych, czyli jak tata był prawnik, to już się było poza kwotą. Przed wojną znaczna część żydowskiej inteligencji w Polsce była całkowicie spolonizowana i tworzyła polską kulturę. Żydzi w sztetlach żyli swoim życiem. Polonizacji Żydów przeszkodziła polityka carska pod zaborem rosyjskim, kiedy to przyjechali litwacy. Mieli w założeniu rusyfikować polskie obszary.
Pierwsi litwacy, ok. 70 tysięcy rodzin, przybyli do Królestwa Polskiego na początku lat 90. XIX wieku, w ramach represji po zamachu na cara Aleksandra II. Zostali niechętnie przyjęci przez Polaków, którzy widzieli w nich narzędzie rusyfikacji, a także przez Żydów ortodoksyjnych, którzy nazywali ich szajgecami (młodzieńcami) – czytamy w Wikipedii – propagowali separatyzm, a zwalczali asymilację narodową i kulturową, co spowodowało jej czasowe ustanie. Pod koniec XIX wieku byli już dominującą siłą wśród Żydów w Polsce. Drugi wielki napływ tej ludności przypadł na lata 1905–1907 i był związany z wydarzeniami rewolucji 1905 roku. Żydzi ci osiedlali się najchętniej w okolicach dużych ośrodków przemysłowych, szczególnie Warszawy i Łodzi. W Warszawie, ze względu na dobrą znajomość rynku rosyjskiego, litwacy szybko zmonopolizowali niektóre rodzaje handlu, zakładając kantory, składy, domy komisowe i biura agentowe...
To są fakty, które dzisiaj ludzie o „wrażliwości żydowskiej” rzadko przypominają, a które mają wielkie znaczenie dla naszych wzajemnych stosunków, które dzisiaj usiłuje się podciągać pod niemal 1000-letnią kohabitację. Młodzież litwacka nie czuła się w żaden sposób związana z Polską, jej historią i kulturą i stanowiła główne kadry rodzących się ruchów „internacjonalistycznych”, komunizmu, socjalizmu. Postrzegana była przez władze międzywojennej Polski jako „element wywrotowy”. I nie bez powodu. Władze II RP wspierały natomiast polskich żydowskich narodowców z organizacji Bejtar organizowanej na wzór młodzieżowych organizacji faszystowskich i polskich narodowych. Bejtar propagował emigrację do brytyjskiej Palestyny, gdzie Żydzi walczyli o utworzenie suwerennego państwa. Polska przedwojenna tę walkę wspierała, szkoląc wojskowo wyjeżdżających m.in. w obozie w Andrychowie. Działania te ustały dopiero w roku 1938 po ostrych interwencjach brytyjskich.
Kończąc przedwojenny przekrój, wypada wspomnieć o pomocy udzielonej przez władze Rzeczpospolitej polskim Żydom wypędzonym z hitlerowskich Niemiec; m.in. utworzono obóz przejściowy w Zbąszyniu oraz wspierano ich w wysiłkach o odzyskanie mienia zagrabionego przez Niemców. Niemcy hitlerowskie w październiku 1938 roku deportowały do Polski około 17 tysięcy Żydów – obywateli polskich pozbawionych obywatelstwa, w ramach tzw. Polenaktion. Większość wysiedlonych była doprowadzana do punktów zbornych i przewożona pociągami do punktów granicznych. Decyzja o zatrzymaniu około 6 tysięcy osób w Zbąszyniu wiązała się z bezskutecznymi próbami wywierania nacisku przez władze polskie, w celu odzyskania bodaj części majątku wypędzonych. Władze polskie zrezygnowały także z oczywistych w takiej sytuacji retorsji w postaci wydalenia obywateli Niemiec – w tym Żydów. Do lata 1939 roku Żydzi z obozu osiedlili się w polskich miastach.
Katastrofa państwa polskiego przyniosła tektoniczne przesunięcia we wzajemnych stosunkach.
We wrażliwości polskiej dominuje zdrada ludności żydowskiej na ziemiach pod okupacją sowiecką – wspominał o tym w rozmowie ze mną prezes Światowego Związku Żołnierzy AK Stanisław Karolkiewicz, („ja tę zdradę Żydów na Kresach bardzo przeżyłem”), a także autor wielu książek o polskim holokauście na Wschodzie prof. Tadeusz Piotrowski, który w przeprowadzonym przeze mnie wywiadzie mówił: Gdy Rosjanie najechali wschodnią Polskę, byli tam ludźmi z zewnątrz. Nie wiedzieli, kto jest w administracji, kto jest ziemianinem, a kto urzędnikiem. Oczywiście, podobnie jak hitlerowcy, chcieli oni odciąć „głowę” polskiej inteligencji. Jedynymi ludźmi, którzy mogli dostarczyć im informacji na ten temat, byli miejscowi kolaboranci. Bardzo szybko Rosjanie dostali listy, wykazy nazwisk i pozycji w społeczeństwie. We wschodniej Polsce listy takie zostały sporządzone przez Ukraińców oraz Żydów. Wiele relacji, które czytałem i które cytuję w mojej książce „Genocide and Rescue in Wołyń”, mówi, że gdy NKWD przychodziło nocą do domów, często czyniło to w towarzystwie Ukraińca lub Żyda; lub kilku Ukraińców i kilku Żydów – w wielu wypadkach uzbrojonych. Tego rodzaju kolaboracja była bardzo widoczna. Jeśli ktoś był deportowany i widział Rosjanina razem z Ukraińcem czy Żydem, wrzucał ich wszystkich do jednego worka.
Natrafiłem na statystyki mówiące, że ok. 30 proc. społeczności żydowskiej we wschodniej Polsce kolaborowało z Sowietami w 1939 roku po najechaniu wschodniej Polski przez ZSRS. To może być zawyżona liczba; sądzę, że 20 proc. jest bliższe prawdy.
(...)
Trzeba sobie również uświadomić, że społeczność żydowska na Kresach Polski była bardzo liczna – ok. miliona dwustu tysięcy osób – więc jeśli mówimy o 20 czy 30 procentach, to jest to olbrzymia grupa ludzi. Dlatego właśnie odnosimy wrażenie, że kolaborowała większość z nich. Moim zdaniem, kolaborowali głównie młodzi, i to oni są odpowiedzialni za liczne deportacje.
Doniesienia o tym bardzo szybko rozeszły się po wschodniej Polsce, a następnie przeniknęły do środkowej i zachodniej. Rezultatem tego były przypadki, kiedy generałowie AK odmawiali przyjmowania Żydów ze Wschodu do partyzantki. Przypomnę raport Bora-Komorowskiego, w którym stwierdzał, że nie będzie się akceptowało Żydów ze Wschodu w szeregach, ponieważ nie są godni zaufania. Oczywiście, przyjmowano Żydów z Polski Środkowej i Zachodniej.
Tyle prof. Piotrowski.
To jest również kontekst, w którym stosunki polsko-żydowskie kształtowały się podczas wojny. W tym kontekście trudno się dziwić postawom bierności Polaków wobec tragedii Żydów i w tym kontekście trudno przecenić heroizm Polaków, którzy mimo zagrożenia śmiercią dla siebie i bliskich, ratowali Żydów, wielu ze zwykłego ludzkiego, katolickiego obowiązku.
Po wojnie Stalin, który paradoksalnie skończył jako antysemita – posłużył się w Polsce „swoimi” Żydami – polskimi zdrajcami oraz różnej maści „internacjonalistami” pościąganymi z zakątków Europy do walki z Polakami do oczyszczenia polskiego przedpola.
Żydokomuna jest faktem i dobrze, że niedawno przyznał to były ambasador Izraela w Polsce, Szewach Weiss.
I w polskiej pamięci nie ma zbyt wielu przypadków pomocy Żydów – którzy to wówczas w sowieckiej Polsce mieli pozycję uprzywilejowaną – dla polskich patriotów; przeciwnie, są relacje okrucieństwa, nawet tych Żydów uratowanych przez Polaków podczas wojny. Co prawda, bodajże Różański (Goldberg) miał pomóc uratować się Zofii Kossak-Szczuckiej, ale chętnie usłyszałbym o innych podobnych przypadkach.
To wszystko, co powyżej, to jest kontekst. Czego? Tego, co dzisiaj dzieje się wokół nas. W dzisiejszych polskich elitach (ludziach będących w roli elity), dzieci i wnuków aparatu (mimo komunistycznej czystki 68 roku, również tego o żydowskich korzeniach) jest multum. To jest ta „druga głowa”, którą Stalin przyszył Polakom. Ludzie ci w wielu wypadkach posiadają rozległe kontakty z żydowskimi środowiskami liberalnymi w Europie Zachodniej i w USA, przez co też donośny głos na kształtowanie opinii publicznej.
„Historycy” w rodzaju prof. Grossa oskarżają dzisiaj Polaków o wszelkie bezeceństwa, wyrywając z kontekstu pojedyncze wydarzenia i ekstrapolując je jako opisującą całość sytuacji normę. Podobnie działa prof. Grabowski z Ottawy. W licznych żydowskich środowiskach zapotrzebowanie na taką narrację jest dzisiaj bardzo duże, a metoda pracy banalnie prosta: bierzemy za prawdziwe wytworzone w komunistycznej Polsce akta sądowe – często o znaczeniu propagandowym, bo lubelska Polska dorabiała polskim patriotom gębę faszystów, następnie dodajemy wspomnienia powojenne Żydów polskich, którzy byli obiektem zemsty Polaków (jako członkowie nowej władzy), lub padali ofiarą (podobnie jak Polacy) bandytów i ogólnego zdziczenia – i robimy z tego fajną dysertację o polskim antysemityzmie, chętnie kupowaną przez media nie tylko w Izraelu, zwłaszcza dzisiaj, kiedy polskie władze usiłują przywrócić elementy polskiej narracji historycznej.
Nasz problem polega na tym, że wspomnień naszych polskich „survivors” (w przeciwieństwie do żydowskich) nikt nie zbierał i nie systematyzował, a często pamięć o tamtych tragicznych wypadkach zabrali ze sobą do grobu. Była to prawda „nieciekawa” dla warszawskich elit jeszcze długo po upadku komunizmu w PRL. I pozostała nieciekawa dla wielu dzisiejszych zagranicznych koniunkturalistów.
Andrzej Kumor