farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Listy z nr. 20/2017

piątek, 19 maj 2017 14:59 Opublikowano w Poczta Gońca

Pod szczęśliwą gwiazdą

        Z zainteresowaniem – i na pewno nie tylko ja – czytałem w „Gońcu” wspomnienia pana Stanisława Zaborowskiego pod powyższym tytułem. Tą szczęśliwą gwiazdą, która patronowała mu przez całe długie życie, musiała być pewno najbliższa nam (oprócz Słońca) Alfa Centauri. Bo zawsze zwycięsko wychodził z licznych facecji.

        Całe życie autora zamknęło się w „najciekawszym” jak dotychczas dla ludzkości wieku XX. Życzenie – obyś żył właśnie w ciekawych czasach – jest co najmniej dwuznaczne. No, chyba że pod szczęśliwą gwiazdą. W minionym wieku ludzie mordowali się w liczbach nigdy poprzednio niespotykanych. Owszem, były poprzednio wojny i zarazy, ale te ostatnie zdarzały się z woli łaskawej Opatrzności i „złego powietrza”. Do czasu kiedy Pasteur nakrył na gorącym uczynku małe, ale śmiałe zabójcze mikroby. Pamiętam ciekawą szkolną lekturę „Wróg pod mikroskopem”, która być może spowodowała, że zainteresowałem się biologią. Bo inaczej zostałbym prawnikiem. Lepiej?

        Ciekawe czasy ubiegłego wieku zaczęły się tradycyjnie wojną. To i przedtem bywało. Ale nowym akcentem na początek była na przykład rzeź chrześcijańskich Ormian przez tureckich muzułmanów. To teraz nie nowość. Ale czym nowym była wtedy skala i okrucieństwo tych igraszek. Wymordowano co najmniej 1,5 mln Ormian. Tak zaczęła się era ludobójstwa. Potem wojna, pierwsza światowa, i szacowana strata ok. 10 milionów żołnierzy i cywilów. To się wydawało współczesnym tak straszne, że założono Ligę Narodów, która miała załatwiać sprzeczne interesy różnych krajów przy stole dyplomatycznym. Niestety, tak jak to dzieje się obecnie w Unii Europejskiej, pod szczytnymi hasłami – kto silniejszy, przepychał swoje interesy. Nihil novi sub sole, że posłużę się łaciną, którą wraz z greką, jako przyszły filolog klasyczny, studiował autor. 

        Starożytność jednak przegrała ze współczesnością i po krótkiej pracy nauczycielskiej, pan Zaborowski, młody i energiczny, porzucił swój wymarzony zawód. Zdążył jednak na tyle oczarować jedną ze swoich uczennic (z czego się sumituje), że została jego żoną. Ten figiel powtórzył teraz nowy prezydent Francji (choć z drugiej strony), który nawiązał jako 17-letni uczeń romans ze swoją 30-letnią nauczycielką, mężatką i matką dzieciom, która dla niego porzuciła męża. Niewątpliwie cwaniak potrafi być skuteczny! Na razie okazał się antypolski na forum UE (patrz Liga Narodów).

        Ale wracając do fachu autora wspomnień, wtrącę zdanie zaczerpnięte z humoru zeszytów szkolnych: „W starożytności jeńcy stawali się niewolnikami wykonującymi najcięższe prace. Niektórzy nawet zostawali nauczycielami”. Ot i katorga!

        Ciekawe czasy  upomniały się o pana Zaborowskiego i nie pozwoliły mu pozostać długo przy tablicy z kredą w ręku. Powstania Wielkopolskie, obrona Warszawy w roku 1920 spowodowały, że przekwalifikował się na żołnierza, a potem urzędnika finansowego i poznaniak został warszawiakiem. O starożytności zapomniał. To czytałem z zainteresowaniem, bo mój Ojciec, choć krakus, karierę prawniczą zaczynał w Poznaniu, gdzie brakowało na skutek pruskiej dyskryminacji wykształconych kadr. Obaj walczyli w 20 roku. Ojciec jako ułan zapędził się aż pod Kijów. W 20-leciu międzywojennym rodzina autora i moja mieszkała w Warszawie. Może nasze drogi się kiedyś przecięły? My opuściliśmy stolicę dla bezpieczniejszej wsi podkrakowskiej. Szczęśliwie, gdyż autor, pełniący dowództwo plutonu artylerii przeciwlotniczej, strącił samolot Luftwaffe, który akurat spadł na kamienicę, w której my poprzednio mieszkaliśmy, poważnie ją uszkadzając. Akurat na nas strącać?! 

        Po unicestwieniu Warszawy w 1944 roku, pustą, odgruzowaną działkę zakupiła Kanada i zbudowała tam swoją ambasadę, w której rozpocząłem w roku 1981 swoją emigrację za ocean.

        Przedtem autor w ramach swojej finansowo-gospodarczej działalności budował Nową Hutę na terenach, gdzie ja z kolei spędziłem jako dziecko całą okupację. 

        Potem pan Zaborowski wrócił do Warszawy, a my już nie. Przenieśliśmy się do Wrocławia. Ja wróciłem do stolicy dopiero w 1976 roku, tylko na pięć lat.

        Jak napisałem we wstępie, z zainteresowaniem czytałem wspomnienia autora m.in. dlatego, że drogi nasze się przecinały. Jednak ja pamiętam okupację niemiecką nieco inaczej. Jest między nami różnica pokolenia. Pan Zaborowski działał w burzliwej Warszawie. Ja byłem statystą – wsi spokojna, wsi wesoła! Byłem jednak „informowany” na bieżąco, co się dzieje, bo w majątku przebywało wielu członków mojej licznej rodziny. Do stołu siadało ca 30 osób. Pomieszczeń i wiktu dla wszystkich starczało. A i czasowy azyl był w miarę bezpieczny dla tych, którzy mieszkali w Krakowie, a zwłaszcza w Warszawie. Łapanki, rozstrzeliwanie, wywózki. Długie rodaków rozmowy, którym się przysłuchiwałem, malowały mi nieco inny obraz okupacyjnej ponurej miejskiej rzeczywistości. 

        Na przykład o żadnej współpracy, „brataniu się” z okupantem nie mogło być mowy. Pan Zaborowski natomiast brał udział w obiadach, przyjęciach z dygnitarzami niemieckimi. Takie postępowanie mogło się skończyć i często kończyło fizyczną likwidacją „kolaboranta”. Chyba że była to działalność na zlecenie podziemia. Ale tego autor jasno nie przedstawia. Wyrastał i wychowywał się wśród Niemców. Być może to miało wpływ na jego postępowanie. Tak jak nasz Papież wychowywał się wśród Żydów.

        Inną sprawą jest sama technika sporządzania, spisywania wspomnień. Są one bardzo miejscami szczegółowe. Cytowane są wypowiedzi, zachowania ludzi sprzed pół wieku. Tak przeszłość spisywać można tylko robiąc np, codzienne, cotygodniowe notatki. Jak inaczej tłumaczyć zdania – „17 października 1937 zastrzeliłem na Polesiu 3 kuropatwy”? Autor chyba musiał chodzić z brulionem i ołówkiem (długopisów jeszcze nie było) w tylnej kieszeni. Ale o tym nie wspomina. 

        Sukcesy pana Zaborowskiego na wszelkich polach są zadziwiające. Co nie świadczy, że niemożliwe. Życie autora upływało w bardzo politycznych czasach. Pruskie wynaradawianie, sanacja (sam był narodowcem przeciwnikiem Piłsudskiego), okrutny okres stalinizmu, przewroty 1956, 1968, 1970 właściwie we wspomnieniach nie istnieją. Nieco jest o wypadkach marcowych 1968, bo wpływały one na pracę dyrektora administracyjnego politechniki. Był w środku. 

        Pan Zaborowski kończy wspomnienia, podkreślając, że je przeznacza dla swoich potomków. Jednak rodzinne historie są bardzo skrótowe. Jest trochę o ojcu. Między wierszami pojawia się w całej historii raz czy dwa brat i siostra. Krótko też, że matka zmarła. Więcej jest o koniach niż rodzinie. Autor deklaruje przywiązanie do żony i dzieci, ale czytelnicy prawie nic się o nich nie dowiadują. Może to dlatego, że bez wspomnień rodzica wiedzą one doskonale, co się z nimi działo. Jednocześnie uderzające są szczegóły m.in. z pracy na politechnice. Nazwiska, zachowania, co kto powiedział. Te fakty łatwe były do sprawdzenia – ale kiedyś. Kiedy wspomnienia się ukazały w „Gońcu” – podobno nigdy przedtem niepublikowane – ludzie wymienieni od dawna już nie żyją. Ja w tym czasie studiowałem w Warszawie, choć nie na politechnice, więc znam te czasy z autopsji, a nie z pieśni i z powieści, i odbieram je inaczej. Trudno.

        Ciekawe byłoby, gdyby pan redaktor Kumor wypełnił pamiętnik wspomnieniem, jak wszedł w jego posiadanie, czy od któregoś z dzieci? Notabene one teraz mają po ca 80 lat, a w ostatnim odcinku jest ich zdjęcie jako kilkuletnich maluchów. Raczej nie a propos – czemu?

        Autor, urodzony w 1903 roku, mógł dożyć odzyskania niepodległości w 1989 roku. Ale może nie, boby chyba o tym wspomniał. Czy jego dzieci żyją, co robią? Może nie chcą (jeśli żyją) ujawniać się publicznie?

        Choć odniesień politycznych unikał, wspomnienia, niewątpliwie ciekawe, nasuwają jednak pewne wątpliwości co do tego, jak powstały i dlaczego dopiero teraz zostały wydane. Czy celowo?

Ostojan

Toronto, 6 maja 2017

Od redakcji: Szanowny Panie wspomnienia zostały nam przekazane przez mieszkającego w Ottawie syna ich autora. I druga rzecz ich autor był w AK. Wspomnienia pana Zaborowskiego dostarczają unikatowych informacji zwłaszcza z czasów okupacji i powstania warszawskiego i naszym zdaniem powinny zostać wydane w formie książkowej.

Andrzej Kumor  

 

Numer 20/2017 (19-25 maja 2017)

czwartek, 18 maj 2017 23:07 Opublikowano w Okładki

Czytaj pierwszy!

Goniec na tablet w formacie pdf

przesyłany przez e-mail w każdy piątek rano

tylko 50 CAD rocznie plus 13% HST 
razem $56.50

Płatność przez paypal, 
Visa, MasterCard lub czek

Kontakt  r e d a k c j a @ g o n i e c . n e t  

(bez przerw między literami)

lub telefon: 905-629-9738

Z kłamstwem na ustach

piątek, 12 maj 2017 00:49 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumorszary        Jednym z bardziej chamskich zakłamań naszego współczesnego świata jest tzw. trolling, czyli udział w różnych dyskusjach – nie tylko internetowych – opłacanych kłamców. 

 

        Płacenie za opinie pozytywne lub negatywne jest też praktyką biznesową – bardzo często za pozytywne „recenzowanie” kupionych produktów otrzymuje się upusty lub bonusy. 

        Przestrzeń słowna zgęstniała od kłamstw i coraz więcej ludzi nie ma żadnych problemów z oszukiwaniem w rozmowie, ba, traktuje to jako część normalnego sposobu komunikacji. Skoro gasną podstawowe wartości, trudno się dziwić, że prawda również odchodzi do lamusa.

Krytyczne myślenie jest utrudnione, również za sprawą wysiłku, jakiego wymaga przedzieranie się przez kłamstwa. Co ciekawa, różne organizacje i stowarzyszenia o postępowych agendach wręcz instruują, jak skutecznie kłamać w celu osiągnięcia maksymalnego efektu. 

        Jednym ze sposobów jest powoływanie się na rzekome własne doświadczenie – na własne przeżycia, co zamyka usta interlokutorowi. Nikt przecież nie może dyskutować z czymś, co mi się przytrafiło, no nie? I tak, jeśli rozmawiamy o  obronie życia dziecka poczętego w rezultacie gwałtu,  ktoś stwierdza: „byłam zgwałcona”; gdy rozmawiamy o tym, że Narodowe Siły Zbrojne nie zabijały Żydów dlatego, że byli Żydami, ktoś stwierdza: „mój dziadek był w AK i to widział”, a gdy debatujemy o aborcji i traumie, jaką wywołuje u wielu kobiet, jakaś pani wspomina: „miałam 10 aborcji i jest mi z tym bardzo dobrze, zrobię drugie dziesięć”, to dyskusja zostaje włożona w nowy kontekst.

        Jedyny problem w tym, że wielu z takich dyskutantów po prostu kłamie, dla wzmocnienia swego stanowiska czy opinii; problem w tym, że tego rodzaju metoda jest zalecana przez dzisiejszych bolszewików politycznej poprawności. Prawdę składa się na ołtarzu politycznego czy społecznego celu. Ba, niektórzy opanowali nawet sztukę pisania na zamówienie całych życiorysów. Jak się dobrze zastanowić, no to rewolucjoniści zawsze tak robili, zatem nowa wersja tej samej metody w sytuacji naszej politpoprawnej rewolucji globalnej to nic nowego. 

        Jak to ładnie wykładała „moralność socjalistyczna” – socjalizm/rewolucja jest wartością nadrzędną i dlatego kłamstwo czy prawda są zrelatywizowane. 

        Jak się przed tym bronić? Jest to trudne. Można co prawda wypytywać o szczegóły, zadawać pytania kontrolne, ale szkolony kłamca łatwo może się zasłonić. W dzisiejszych czasach coraz częściej jesteśmy świadkami zderzania dwóch „etosów” – ludzi różnych kultur. Z jednej strony, mamy cywilizację, z drugiej, ideologiczną barbarię. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. 

        Uczciwa debata i swoboda słowa stanowią podstawę wolności i demokracji – idei porządku społecznego, jaki zrodził parlamentaryzm. Porządek ten jest obecnie systematycznie podkopywany między innymi za sprawą erozji tych podstawowych wartości.

        Na koniec mała anegdota, bardzo dawno temu, w czasach raczkującego Internetu, gdy nikt jeszcze nie słyszał o smartfonach czy tabletach, miałem przyjemność przeprowadzenia wywiadu z ikoną ruchu praw człowieka, nieżyjącym już (zmarł w styczniu br.) Solem Littmanem, który zasłynął jeszcze, walcząc o prawa Murzynów w USA, a tutaj był znanym działaczem organizacji żydowskich. Sol Littman zwalczał wtedy w sieci środowiska rasistowskie i Ku-Klux-Klan. Podczas mojej wizyty w biurze przy Yonge i King gospodarz pokazał mi pokój, w którym kilkunastu ochotników monitorowało rasistowskie fora dyskusyjne, i stwierdził, że może pomóc to samo założyć w polskim środowisku... wspomniał o antykatolickich bluźnierstwach na rasistowskich portalach...

        Walka o umysły jest bezpardonowa, jeńców się nie bierze, zrelatywizowana prawda i tolerowane kłamstwo to koniec zachodniej cywilizacji i zwiastun nadchodzącego nowego porządku. Uczmy o tym nasze dzieci.

Andrzej Kumor

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.