"Miodowy" okres premiera Trudeau trwa nadal - z sondażu Abacus wynika, że 53 proc. Kanadyjczyków aprobuje działania rządu a jeszcze więcej bo 57 proc. ocenia pozytywnie samego Trudeau. Zle ocenia premiera jedynie 24 proc.
Tymczasem kurs kanadyjskiego dolara spadł w piątek poniżej 69 centów US, gospodarka poważnie odczuwa spadek cen ropy i część ekonomistów uważa, że federacja powinna zwiększyć zadłużenie i poprzez program robót publicznych stymulować gospodarkę.
Z drugiej strony, ekonomiści z Instytutu Frasera ostrzegają, że Kanadyjczycy ponoszą olbrzymie koszty obsługi zadłużenia publicznego. Koszty te stale rosną, od roku 2007 łączny dług federalny i prowincyjny wzrósł z 835 mld dol. do 1,3 bln czyli o 450 mld.i obecnie wynosi 65 proc. PKB, a jego obsługa pochłaniai łącznie 60,8 mld dol. rocznie, czyli o 10 mld dol. więcej niż wynoszą wypłaty emerytalne w ramach Canada and Quebec Pension Plan...
FARSA "KONSULTACJI" układu o wolnym handlu w strefie Pacyfiku
piątek, 15 styczeń 2016 11:06 Opublikowano w Wiadomości kanadyjskieMontreal Renegocjowanie układu o strefie wolnego handlu nad Pacyfikiem nie jest możliwe - powiedziała w Montrealu minister handlu Christie Freeland, przyznała jednocześnie, że umowa budzi poważne zastrzeżenia. Podczas rozmowy ze studentami na University of MOntreal, powiedziała, że umowa jest "bardzo skomplikowana" i obejmuje 12 państw, które odpowiadają za 40 proc. światowej gospodarki. Umowa TPPTrans-Pacific Partnership powszechnie jest odbierana, jako amerykańska przeciwwaga dla chińskiej ekspansji ekonomicznej. Układ nie obejmuje bowiem najwiłskzego kraju regionu Pacyfiku - Kraju Środka. Zdaniem krytyków układ ten spowoduje w Kanadzie m.in. utratę miejsc pracy, zwiększenie ceny lekarstw i zaostrzenie przepisów ochrony własności intelektualnej w tym dotyczących kopiowania muzyki. Przedstawiciel Council of Canadians określił ten układ jako "zmowę plutokratów". Część porozumienia nadal nie jest publicznie znana.
Freeland przyznała tymczasem, że kompleksowy charakter TPP spowodował spowolnienie pracy nad ratyfikacją CETA - układu o wolnym handlu z Unię Europejską.
Przekazywanie złych wiadomości to zajęcie niebezpieczne, smutne i słabo płatne. Kasandra skończyła nie najlepiej, a i w życiu najadła się nieprzyjemności. Na dodatek, mimo że prawdziwie wieszczyła, nikt jej nie słuchał.
Cóż jednak robić, skoro dookoła pogłębia się królestwo głupoty, ignorancji i bezczelności. Coraz częściej jedziemy tu, w Kanadzie, na dobrej opinii z dawnych lat i zakładamy, że jakoś to będzie. Niestety "jakoś" można zakładać, kiedy gospodarczy samograj kręci się siłą bezwładności, wypełniając każdemu miskę na obiad. Gdy jednak kołderka robi się kusa, co poniektórym będą spod niej wychodzić zmarznięte nogi.
Można mówić godzinami, dlaczego kanadyjskie państwo się psuje.
To, że schodzi na psy, nie ulega wątpliwości. W ubiegłym tygodniu, podczas zwykłych kanadyjskich mrozów, strzelił – prawdopodobnie źle policzony – most wiszący na rzece Nipigon. Kanadyjskie mosty mają to do siebie, że często nie można ich uniknąć i ten właśnie do takiej kategorii należy. 600-kilometrowy objazd przez Wisconsin nie jest dla wszystkich, bo też nie wszyscy w Kanadzie mogą bez problemów jeździć do USA. Przez most nad Nipigon, oddany do użytku (jedna nitka) w listopadzie ub. roku w ramach państwowego programu odnawiania infrastruktury, przejeżdżają dziennie towary wartości 120 mln dol. Zwis ten zaprojektowała nam firma ze słonecznej Hiszpanii… Dlaczego? Bo ja wiem. Konsorcjum, w skład którego wchodzi, jest ponoć w dobrej komitywie z prowincyjnym rządem, od którego wykupiło autostradę 407.
Zerwanie się mostu w kraju Trzeciego Świata może nikogo by nie zdziwiło, ale tu, w Kanadzie, wciąż żywa jest pamięć innych standardów...
Inna rzecz – prąd. Kiedyś był tani jak barszcz. Dzisiaj za sprawą ekobolszewizmu i ignorancji kolejnych rządów Ontario, zaczopowano energetyczne żyły prowincji. Zapłacimy zań jak za woły, co się przełoży nie tylko na chudsze portfele gospodarstw domowych, ale też na wyższe koszty produkcji przemysłowej, a co za tym idzie, wyższe koszty tworzenia miejsc pracy i mniejszą konkurencyjność ontaryjskiej gospodarki.
Ostatni kamyk do energetycznego ogródka – oto okazało się, że wprowadzane za setki milionów dolarów tzw. inteligentne liczniki prądu, które mają bezprzewodowo nadawać do centrali odczyt zużycia energii, są do kitu i nie łączą się jak trzeba. Po latach użerania się z problemem Hydro One postanowiło 36 tys. takich cacek zainstalowanych na wsi odinstalować, przywracając regularne wizyty pana inkasenta z latarką. W błoto poszły miliony. Dlaczego? Bo jakiś niedokształcony albo skorumpowany "idiot" zza biurka zafundował nam bubel. Jemu nic od tego nie będzie, wygodnie rozłoży się na państwowej emeryturze w którymś z ciepłych krajów, my zaś… Można było inaczej? Tak, w Albercie inteligentne liczniki komunikują się z centralą po przewodach elektrycznych – działa, mniej kosztuje...
Przykłady można mnożyć. Dlaczego obniżają się standardy rządzenia i administracji? Dlaczego nikt nie pilnuje wspólnych pieniędzy? Proszę się rozejrzeć dookoła.
Idą trudniejsze czasy, bo nasza surowcowa gospodarka zaczyna kichać pod naciskiem wydarzeń globalnych. Efekt jest prosty: niższa cena ropy i gazu to mniejsze wpływy z eksploatacji, to zaś nie kusi już tak bardzo inwestorów, dołując walutę. Mówi się nawet, że w tej sytuacji nasz loonie powinien oscylować około 55 centów US. Niższy kurs oznacza – podrożenie importu, także konsumpcyjnego. W Kanadzie importujemy całkiem sporo. Droższa będzie więc produkcja chińska, droższa żywność wożona z USA czy Meksyku. Przy 30-procentowym wahnięciu kursu, nikt dodatkowych kosztów nie weźmie na klatę – zapłacimy wszyscy.
W tym szaleństwie jest metoda kanadyjskiego banku centralnego, który daje do zrozumienia, że nie zamierza bronić jakichś kursowych pułapów i podnosić stóp procentowych. Gdyby tak uczynił, idąc w ślady amerykańskiego banku centralnego Fed, wówczas musielibyśmy mocno zacisnąć pasa. Droższy kredyt wywróciłby wiele pożyczek, ochłodził rynek nieruchomości, zmniejszył wpływy komunalne z tytułu podatku katastralnego. Wydaje się, że prezes Poloz wybrał inną drogę – manewrów inflacyjnych, kiedy to rosnące ceny (patrz choćby bilety lotnicze do Polski), będą wymuszały wzrost płac, ale wzrost ten będzie zawsze szedł w tyle w stosunku do wzrostu cen, obniżając stopniowo stopę życia. Inflacja jest rozwiązaniem, które koszty kryzysu przerzuca przede wszystkim na grupy o najmniejszym wpływie politycznym, jak emeryci, bo ich świadczenia waloryzowane będą na końcu.
Są to historie znane i przerabiane. System, w którym żyjemy, polega na kontroli sterowania przepływem bogactwa; tego tworzonego dzisiaj i tego nagromadzonego przez pokolenia i odłożonego. A że to sterowanie nie jest sprawiedliwe... A kiedy było?
Niech prysną troski, bo przecież mamy celebrytę na czele władz federacji, ładnego mężczyznę, z którym naród lubi się fotografować, który choć - jak to politykom każą - chodzi szybko i energicznie, ale ma też czas na sweetfocie do Instagramu czy Fejsbuka. Premier był w środę w Toronto. Wszystkim było miło, wiemy, że czuwa i o nas myśli. Nie to co ci zimni technokraci z poprzedniego rozdania.
Żałuję tylko, że pani Trudeau charakterem i urodą (choć przecież nic jej nie brakuje) odbiega od takiej Evity Peronowej, byłoby wówczas o czym wesoło pisać i w kim rozkochiwać. Bo jednak podkochiwanie się – dajmy na to – w takiej premierce Wynnowej – co poniektórym Ontaryjczykom, piszącego te słowa nie wykluczając, może przychodzić z niejakim trudem... Przynajmniej na razie.
Andrzej Kumor