"No... konto?" mówię, żeby wytłumaczyć, o co chodzi. Dalej się patrzą na mnie, aż dziewczyna się domyśla "A, doładować?". No, o to mi chodziło. Okazuje się, że i tak w tym salonie nie mogę doładować konta, więc było to na nic, oprócz tego, że się teraz nauczyłam i nigdy znowu nie powiem, że chcę telefon naładować.
http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/item/3064-ponglish-po-polsku#sigProIdab19874747
W domu zawsze rozmawialiśmy tylko po polsku i chodziłam do szkoły polskiej, więc się orientuję wystarczająco, żeby zrozumieć różnicę pomiędzy naładowaniem i doładowaniem, ale jakoś nie przyszło mi to do głowy.
W Kanadzie tworzy się taki "ponglish", polsko-angielski język, gdzie mimo to że mówimy po polsku, nadal jeździmy highwayem w samochodzie z erkondyszynerem do Reda Lobstera. Ja to jeszcze bardzo często "figuruję aut". Czasem to są słowa specyficzne dla Kanady, a na przykład głupio by było mówić, że jedziemy do czerwonego homara, firma się nazywa Red Lobster. Czasem to są słowa, które po prostu nie istnieją w dokładnie tej formie po polsku, na przykład "figure out".
Owszem, są wyrażenia, które w różnych sytuacjach mogą być użyte w miejscu "figure out", ale nie mają dokładnie tego znaczenia, którego szukam.
Ale często słowa angielsko-polskie to są słowa związane z technologią: "No, kupiłam nowy smartfon na planie w Rogersie, który ma unlimited texting, evenings i weekendy".
Dla nowszych imigrantów to może się wydawać dziwne, ale dla mnie i dla moich polskich przyjaciół, których rodzice wyjechali w latach osiemdziesiątych, takie zdania są normalne.
Ten polski, który my znamy, a który rodzice wywieźli z kraju, to jest ten język polski, który istniał w latach osiemdziesiątych, resztę musieliśmy sami sobie wymyśleć. I nam, dzieciom imigrantów, taka mieszanina pozwala po prostu lepiej się wypowiedzieć.
W Polsce jest teraz duży napływ angielskiego. Jest nacisk na to w szkołach i, jak wszędzie na świecie, widać to w kraju na billboardach, w reklamach i w powszechnym użyciu.
Na szczęście w Polsce, inaczej niż w Korei, angielskie słowa mają to samo znaczenie po polsku co i po angielsku. To mi ułatwia bardzo życie, dlatego że oczywiście rozumiem, jak ktoś szuka nejtiw spikera albo jest sorry. W Korei, gdzie "sharp" to jest typ ołówka, jest trochę trudniej.
Niestety, bardzo duża liczba angielskich słów, które są używane w Polsce, to nie są te, które sobie wymyśliliśmy w Kanadzie.
Ja na przykład sandwicza nie kupuję w subwayu, tylko kanapkę. A za to moje zapożyczenia z angielskiego jak na przykład figurnąć aut nie są za bardzo zrozumiałe i muszę naprawdę się koncentrować, żeby poprawnie mówić po polsku bez angielskich zapożyczeń, przynajmniej tych niepoprawnych (bo nejtiw spiker jest okej!).
Jest to dziwna zmiana dla mnie i dla innych dzieci z Polonii, z którymi rozmawiałam, w pewnym sensie chcemy poprawniej mówić po polsku i musimy się oduczyć angielskich słów które, ciągle wtrącamy, ale w tym samym czasie musimy się nauczyć używać całego nowego zestawu angielskich słów, których się nie słyszy za bardzo w Polonii kanadyjskiej. Bo jeśli w latach osiemdziesiątych było dobre słowo, żeby tę ideę albo to coś określić, to my tego używamy. Jemy kanapki, a nie sandwicze. Częściej przepraszamy niż jesteśmy sorry.
Z technologią jest chyba właśnie największy problem. Już się przyzwyczajam, ale jest tyle angielskich słów, że zapomniałam, że plan to jest abonament, text jest sms, ale smartfon nie jest mądrym telefonem. Telefony można naładować. Konta można doładować. No i nie można "top up my phone", ładuje się konto. Jest się w Internecie, nie na Internecie, i patrzy się na stronę, a nie website.
Wolno mi idzie, ale uczę się angielskich słów z polskim akcentem.
Paula Agata Trelińska