Nic dziwnego, że ludzie byli zaniepokojeni. Natomiast co jest zaskakujące, to dokładnie kto się denerwuje, bo na pewno nie większość Koreańczyków.
W Korei Płd. życie się toczy normalnym trybem. Chodząc po ulicach popularnych dzielnic, jak Gangnam, Myeong-dong albo Hongdae, to napada człowieka nie Korea Północna, a nowa piosenka piosenkarza PSY, gra to z głośników zewnętrznych każdego sklepu. Jakoś nie widać, żeby mieszkańcy Seulu wyciągali na gwałt oszczędności z banku albo wykupywali jedzenie, zamiast tego wydają na letnie ubrania i jedzą w restauracjach.
http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/item/2172-korespondencja-w%c5%82asna-z-seulu-rakiety-nikt-nie-wystrzeli%c5%82-id%c4%99-do-pracy#sigProId36bebef229
Nie chcę tworzyć wrażenia, że nikogo sytuacja nie obchodzi.
Gregory Orciuch, Polak mieszkający w Seulu, mówi, że ludzie twierdzą, iż "poprzedni Kim Jong-Il był przewidywalny i doświadczony [a] Kim Jong-Eun jest za młody... i nie wiadomo, czego się spodziewać".
Sama pracuję z panią, która raz na jakiś czas przypomni, że niepokoi się retoryką z północy. To, że ludzie tu są przyzwyczajeni do zagrożenia, nie znaczy, że wszyscy są obojętni.
Ale nie jest tak, jak słyszy się w krajach zachodnich, gdzie każdy, kto ma krewnych w Korei, wysyła maile, żeby natychmiast wyjeżdżać z tego kraju. Grzegorz uważa, że najbardziej denerwujące są informacje pochodzące z Europy, a nawet z polskich serwisów informacyjnych. Ma to zły wpływ na moją rodzinę w Polsce, która myśli, że wojna prawie już się zaczęła. To wystarcza, żeby niepokoić cudzoziemców nieprzyzwyczajonych do takich zagrożeń.
Emilia Olszewska, studentka na Uniwersytecie Kyunghee, mówi mi, że jednak trochę się denerwuje, bo rodzina i znajomi piszą i pytają.
Wygląda na to, że w Korei łatwo zignorować to, co się dzieje, chyba że się ma rodzinę za granicą.
Mimo to, kiedy zapytałam członków grupy fejsbukowej "Polacy w Korei", to jednak większość mi odpowiedziała, że się nie denerwują sytuacją.
Na pewno to jest też prawda wśród Koreańczyków, których znam, przez wiele lat słyszą to samo i już są przyzwyczajeni do zagrożeń pochodzących z północy, a które na razie nie mają konsekwencji.
Taka opinia panuje w środowisku akademickim, o które pytam Agnieszkę Smiatacz. Pracuje nad doktoratem o reżimie Park Chung-Hee w Korei Płd. Agnieszka ma wyczucie nastrojów. Jej zdaniem, większość specjalistów podchodzi do pogróżek z dystansem.
Większość jest zdania, jak m.in. profesor Andrei Lankov z Kookmin University, że Korea Północna poprzez swoje agresywne zachowanie chce wymusić, po pierwsze, pomoc zagraniczną, a po drugie, zapewnić przetrwanie systemowi.
Opinia jest taka, że wojny raczej nie będzie, to są wszystko kroki polityczne powzięte przez Kim Jong-Euna, żeby uzyskać władzę i wpływ, zarówno w swoim kraju, jak i za granicą.
Nie czuć paniki ani na uniwersytetach, ani wśród zwykłych ludzi.
I tak, jutro o 5.45 budzik mi znowu zadzwoni; znowu wejdę głębiej pod kołdrę i spróbuję opóźnić wstawanie z łóżka. Znowu przyciągnę do siebie laptopa i sprawdzę rano maile.
Jeśli nikt mnie nie zapyta, to nawet mi się nie przypomni, że jest na tym półwyspie jakiś kryzys.
Może z zewnątrz wygląda, że się robi gorąco, ale dla mieszkających w tym kraju tak poranne godziny, jak i sprawy dotyczące Północy są powszednie i zimne.
Paula Agata Trelińska