farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Kwiaty w oczach

piątek, 19 sierpień 2016 16:14 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumorszary        Od lat wiadomo, że Kanada jest miejscem, gdzie przebijają się ideologiczne nowalijki. Tak jakoś wyszło, że u nas testuje się rzeczy, które później rozlewane są na cały liberalny świat. Zaczęło się od multikulti w latach 70., i tak już zostało…

        Dzisiaj na tapecie mamy deradykalizację. W Montrealu powstał już ośrodek reedukacyjny. Wymyślono, że z terrorem będziemy walczyć przez prostowanie mózgów zlasowanych wybuchowymi pomysłami na życie.

        Deradykalizacja ma nas wyprać z jakichkolwiek silnych przekonań, przenicować na sprozakowane bezstresowe lelum polelum, które wykarmione politycznie poprawną papką, szerokimi oczkami powtarzać będzie „peace”, peace”...

        Nieprawda?

        Kiedy nasza cywilizacja miała jeszcze zdrowe kości, z zagrożeniami walczyła właśnie przy pomocy „radykalizacji”.

        Sobieski, zradykalizowany apelem Ojca Świętego do obrony chrześcijaństwa, zradykalizował z kolei swoich żołnierzy do tego stopnia, że gotowi byli wybić pohańcom z głowy wszelkie zakusy na świętą wiarę katolicką. Ci radykałowie poprowadzeni pod Wiedeń ocalili dla nas Europę. Stare czasy, wydawać by się mogło, że bajkowe.

        Dzisiaj chłopaczkowi z kanadyjskiej szkoły takie działanie wydaje się nietolerancyjne, wręcz niezrozumiałe. Dzisiaj mamy panów muzułmanów zapraszać do siebie i przekonywać „do tolerancji” perswazją oraz urokiem osobistym.

        Problem w tym, że islam niesie konkurencyjną hierarchię wartości i inną ofertę cywilizacyjną. Problem też w tym, że muzułmanie są „radykalni”, bo wierzą, a my już nie, przynajmniej nie we wszystko. Zachód staje się coraz bardziej totalny, coraz bardziej domknięty i znieczulony.

        Ludzie czują się bezsilni, stają się bezwolni, pozbawieni znaczących celów życia, wyprani z silnych emocji.

        Kulturowi bolszewicy czopują wbudowane w system demokratyczny wentyle bezpieczeństwa – ludzie coraz częściej boją się mówić, co myślą, uczą się orwellowskiego dwójmyślenia; co innego mówią w pracy, co innego wśród bliskich. Cywilizacja, która kiedyś wypisała wolność słowa na sztandarach, dzisiaj gipsuje niepokornym usta.

        Rezultat jest taki, że młody kontestujący człowiek, widząc degrengoladę i upadek własnej cywilizacji, radykalizuje się, przyjmując cudzą, gdzie ma proste schematy, poczucie misji i głębszej wiedzy. Tam odnajduje sens życia wykraczający poza doczesne głupotki.

        Tak, myśmy kiedyś też tak mieli; myśmy też byli przekonani o wyższości własnej kultury i misji naszej cywilizacji. Sami na własne życzenie rozebraliśmy się do gołego – pozbawili zdolności mobilizacji, wyzbyli odruchów obronnych, wychowali pokolenia mięczaków, niepotrafiących wymagać od siebie, nieodpowiedzialnych, załamujących się i popadających w depresję z powodu niemożliwości odnalezienia kolejnego pokemona.

        Na dodatek szeroko otworzyliśmy drzwi dla obcych. Nie byłoby w tym nic złego, świeża krew może się przydać, gdyby obcy byli przekonani o wyższości Zachodu i w trymiga chcieli się asymilować.

        Niestety, to są inteligentni ludzie, dostrzegają naszą głupotę, dziwią się jej i mówią o niej wprost – widzą, że nas niedługo nie będzie, nie mamy przyszłości, padamy na pysk, więc do czegóż się tu asymilować? Trzeba pozbierać z gruzów, co się da, i budować nowe. Jakie? Nie wiem, jakąś azjatycką mieszankę. Nasza kultura przestała być atrakcyjna, nasze szkoły tracą przewagę, która jeszcze w latach 60. była czymś oczywistym. Nurzamy się sami w politpoprawnych gnojowiskach, dajemy na sobie jeździć jak na starej chabecie.

        Widać to gołym okiem. Nowy hegemon, prezydent Chin, stwierdził podczas niedawnego rocznicowego zjazdu tamtejszej partii komunistycznej (tak, tak, ChRL to państwo komunistyczne!) – Zachód jest na krawędzi radykalnej zmiany, widzimy, jak Unia Europejska stopniowo upada, podobnie jak kończy się amerykańska gospodarka, „nowy porządek świata” dobiega końca.

        Na razie kołyszą nas słodkie urojenia; finansowa struktura systemu pozwala szczytom zachodniej piramidy żyć z pracy świata – dzięki rezerwowej roli amerykańskiej waluty system nadal się trzyma, niestety tylko przy mocy sztucznych podpórek, bez uzasadnienia w realiach gospodarczych, dzięki globalnej piramidce.

        Wróg stoi u bram, rozpętuje się nowa wojna światowa, a nas przerośnięte dzieci kwiaty raczą bojami o ubikacje dla ludzi niezdecydowanych płciowo.

         Matriks na całego! Do tego ci, którzy rzekomo mają dbać o nasze interesy, jak nasz premier Trudeau, wydają się być pogrążeni w  eskapadach wizerunkowych, świecąc pofałdowanym gołym torsem na „przypadkowych” fotografiach twitterowych, tak jakby mieli bardziej pofałdowane mięśnie od mózgu.         

       Na razie jeszcze się temu dziwię. Po deradykalizacji szczęśliwymi oczami będę już tylko liczył uciekające pokemony – myk, myk, myk.

Andrzej Kumor

Listy z nr. 34/2016

piątek, 19 sierpień 2016 15:45 Opublikowano w Poczta Gońca

Szanowny Panie,

przesyłam w związku z tekstem St. Michalkiewicza zamieszczonym w ostatni piątek. Pozdrowienia, Nicholas Crestone

        W tekście „Coś chłodzącego na kanikuły”, opublikowanym 12 sierpnia w tygodniku „Goniec”, napisał Pan: ...”ja oczywiście wiem, że kanikuły to dlatego, że Słońce jest w gwiazdozbiorze Psa, czyli Canisa”. Otóż, nie jest. I nigdy nie jest – i właśnie dlatego gwiazdozbiór Psa nie jest częścią Zodiaku. Chodzi o to, że gwiazdozbiory w pobliżu Gwiazdy Polarnej (Wielka Niedźwiedzica, Mała Niedźwiedzica, Kasjopeja itd.) są widoczne przez cały rok. A te bliżej równika nie, ze względu na pochylenie osi ziemskiej. Syriusz staje się widoczny na nocnym niebie pod koniec lipca, najpierw tuż przed wschodem słońca, i potem każdej nocy o 4 minuty wcześniej. Starożytni Egipcjanie oparli na tej obserwacji swój kalendarz.

Z pozdrowieniami
Nicholas Crestone

        Od redakcji: Szanowny Panie, otóż i tak, i nie. Chodzi o to, że Canicula (Syriusz) od łac. canicula (suczka); najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Psa Wielkiego, w starożytności wznosiła się ze słońcem na początku lipca, w czasie upałów...

***

Odrabianie lekcji przez „Studium Opinii”

        Chociaż od dość dawna (nieuk jeden) nie chodzę już do szkoły, to smutno patrzę na kończący się sierpień, bo on kojarzy mi się z końcem wakacji. Znowu lekcje i zadania domowe, psujące często letnie popołudnia. Mam to z głowy, bo i przyjaciele z podwórka już mnie nie nawołują. Panta rhei. Gdzieście się pogubili, kumple?

        Po co więc dziś przy stoliku siadam i papier rozkładam, próbując odrobić lekcję zadaną nie tylko mi przez niejakie Studio Opinii? Nie chcem, ale muszem, siła wyższa – bo właśnie skończyłem czytać felieton pt. „Duża lekcja do odrobienia” zamieszczony gdzie – proszę zgadnąć. Chodzi o samokrytykę (chyba nie zdają sobie sprawy jak słuszną) samozwańczego opiniotwórczego salonu, towarzystwa wzajemnej adoracji, autorytetów moralnych, których – przepraszam – d...y cierpną dziś na tak ponoć wygodnych salonowych kanapach i fotelach. Zatem och, jakże to się stać mogło, że (trzeźwo patrzący na politykę i krajową gospodarkę – przyp. mój) lud pracujący miast i wsi nie posłuchał mądrych i odsunął od władzy koalicję (i prezydenta!) w uczciwych wyborach parlamentarnych? Cudu nad urną tym razem nie było, do czego przyczyniły się walnie krótko przed tym przeprowadzone wybory samorządowe. Vox populi, vox Dei. A komisja patrzyła na ręce liczących głosy, nie tak jak drzewiej bywało czasem.

        Wg elaboratu Studia Opinii, ci obywatele, co nie zagłosowali na mającą rządzić do końca świata i parę dni potem koalicję – to „ciemnota” (sic!), czyli „żule” po prostu. Tak, tak, to głupcy bez pojęcia o wyobrażeniu. Toż stoi czarno na białym w felietonie, który próbuję komentować. Jeżeli Studio Opinii takie wnioski z rezultatów ostatnich wyborów wyciąga, to (nie)obawiam się, że żadnej dużej czy małej lekcji nie uda im się odrobić. Proste jak obręcz są argumenty odzwierciedlające opinie tych, co mają się za śmietankę, cream of the cream, intelektualną naszego nieszczęśliwego kraju.

        Ci mądrale wywodzą się z kręgów – użyję pięknej zbitki językowej – z grona wyznawców nowej „religii”, która wciska się do nas z Zachodu, to są tak zwani socliberalpolitpoprawiacze świata. Rozłóżmy ten dziwoląg na tzw. czynniki pierwsze. Nie ja to słowo wymyśliłem. Zrobili to Niemcy, specjaliści od łączenia słów w długie łańcuszki.

        Rozbijmy sprawę na poszczególne elementy. Socjalizm nigdzie się nie sprawdził i nie sprawdza. Nawet ten „demokratyczny”. Chcieli Francuzi socjalistycznego prezydenta, to go mają. Jego popularność spadnie już niedługo poniżej zera.

        Liberalizm zaś – róbta co chceta – (nie)stety kojarzy się z partiami politycznymi, które dla chwilowego poklasku (po nas choćby potop) radośnie rozrzucają, wydają pieniądze podatników. Nie tak dawno odsunięto od władzy racjonalny, konserwatywny rząd premiera Harpera – i proszę, najbogatsza prowincja, Ontario, jest już prowincją najbardziej zadłużoną. A jakiego deficytu ho, ho – dorobiła się w Polsce odeszła koalicja!!!

        Polityczna poprawność, trzeci człon zbitki słownej, posunięta ad absurdum, to też kuriozum naszych czasów. Ostatnio jakby już kruszy się w zachodniej Europie. Ale wśród naszych samozwańczych elit, m.in. w Studiu Opinii – ma się dobrze. Kwitnie jak taki mlecz na trawniku-skwerku przy ul. Czerskiej.

        Przeuczonym, przeintelektualizowanym „autorytetom”, socjologom umyka jakoś prawda o istnieniu zbiorowej, ludowej mądrości większości Polaków. Oni nie dzielą włosa na czworo. Biorą rzeczywistość po prostu tak, jak ją widzą. I dobrze widzą. Nie trzeba było być wielkim analitykiem rzeczywistości w roku 2015 i latach poprzednich, aby dochodzić do prostych konkluzji. Media, opanowane prawie do imentu przez koalicję, wszystkie ukrywać, tuszować jednak nie mogły. Prawda tu i tam jak szydło z worka wychodziła. Zabawmy się w wyliczankę. Do tego ich odrabiania lekcji – Studio Opinii zapraszam.

        Do restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Brak etyki zawodowej, układy, układziki, cwaniactwo ekipy rządzącej. Toż to właśnie „żule” pierwszej wody. Masowa emigracja młodych, energicznych „na zmywaki” to zapaść demograficzna. Mało nas, mało nas do pieczenia chleba. Coraz mniej. Tusk sam poszedł na saksy, zostawiając zadufaną w sobie trzódkę bez pasterza. Z pasterką tylko. Jego zachowanie (a także Komorowskiego i Sikorskiego) po tragedii smoleńskiej wielu do rządu zraziło. Oddanie (i nieoddanie wraku) badania (?) przyczyn katastrofy w ręce mistrzów superkrętactwa i kamuflażu Rosjan, co wcale nie było konieczne. Uściski z Putinem, którego to jednak podobno naśladuje Kaczyński (!). Służalcza, bo tak jest odbierana w kraju, postawa Tuska wobec Niemiec i UE to też gwoździe do trumny PO. Nawet Grzesio, jej obecny przywódca, „wyszedł z nerw” i pogroził dawnemu szefowi – masz przechlapane Kaszubie! Ten totalny opozycjonista – dobrze jest, czy źle – ja jestem przeciw i koniec – to ma być nowa władza? Ambergoldy, bezkarne oszustwa banków w kombinacjach z frankami szwajcarskimi pod okiem nieudolnego rządu itp. itd. Who can ask for more? Królowa komedii Kopaczka histeryzowała, że PiS wygrał na kłamstwie.

        Czy te fakty, które przytoczyłem, to kłamstwa? Jakie i jak chce Studio Opinii lekcje odrabiać? Wychodzicie z błędnych założeń, których się trzymacie jak przysłowiowy pijany płotu, więc co możecie odrobić? Wasza ideologia jest błędna i szkodliwa dla Polski. Uważam za chybione argumenty, że prostackie jest i wołające o pomstę do nieba – krytykowanie co poniektórych tuzów polskich elit (czyli was też?) przez tych „niedorastających im do pięt” przeciętnych obywateli. A przecież nobody’s perfect! Wara ciemniaki od nas, intelektualistów! Oto przytoczone dwa przykłady: noblistka Szymborska i prawie profesor Bartoszewski. Tu mają być argumenty, że naród jest głupi, nie ma należnego autorytetom szacunku do nich (w domyśle poprzedniej POlitycznej elity) i jak w ogóle śmie?! Ot, głupi naród, ciemnota. Wisława Szymborska niestety też popełniała koniunkturalne (bardzo koniunkturalne) pożyteczne błędy. Pisała panegiryki na cześć największego zbrodniarza wszech czasów – Stalina? Pisała i kropka. Pan Bartoszewski z piękną przeszłością, której mu nikt nie odbiera, wyrażał czasem głośno (zbyt głośno) opinie szkodzące Polsce – jak ta, że pomagając w czasie okupacji Żydom, bardziej bał się współobywateli Polaków niż Niemców. Czy nie zdawał sobie sprawy, że na fali wybielania szlachetnego niemieckiego narodu przez tych (skąd się wzięli?) nazistów opanowanego, pomaga naszym zachodnim sąsiadom sugerować równorzędną (!) winę za holokaust nam, Polakom! Pod koniec życia stał się też zajadłym, nieprzejednanym wrogiem szatańskiego PiS-u. Tym też trochę większości rodaków podpadł. Krytykanctwo elit jest naganne i już. A te samozwańcze elity dzisiaj skupiają się w KODz-ie. Czy nazwa jest tylko przypadkowo podobna do KOR-u, który zakładał m.in. Macierewicz? W felietonie Studium Opinii, do którego się ustosunkowuję, jest wspomniany obecny minister obrony narodowej. Nie chwytam intencji, a jest nawet fotokopia listu otwartego do Sejmu PRL z marca 1968 roku w obronie studentów. To dobrze, czy źle, że podpisał? Do KOR-u wkrótce przeniknęli „komuniści” – to znaczy lewacy niechący obalać ustroju. Oni tylko przecież chcieli socjalizmu z ludzką twarzą! A co mieli robić, skoro partia, której tak gorliwie służyli, ich z powodu kształtu nosa (i innych szczegółów) wykopsała. To się Macierewiczowi nie podobało. A miało się podobać? Kiedyś narodem kierowała szlachta, która stanowiła ca. 10 procent populacji. Niestety, uważała ona, że ma monopol na mądrość i władzę. Odsunięcie 90 procent społeczeństwa od podmiotowości (bo co oni tam prostacy wiedzą) było jedną z przyczyn upadku teoretycznie potężnej I Rzeczpospolitej.

        Obecnie mamy też w podobnym procencie samozwańczą elitę, która jedyna wie, co dobre dla kraju. Szlachta przegrała z wrogami zewnętrznymi. Dzisiejsi samozwańcy – wybierańcy przegrali ze współobywatelami. I to ich boli. Chcą odrabiać lekcje, chcą dojść do przyczyn, dlaczego już nie rządzą. Jeśli wychodzą z założenia, że przecież zawsze mieli i mają rację, to lekcji nie odrobią. Argumenty mają kolorowe i zabawne. Polska jest podzielona na Tutsi i Hutu. I jak to się skończy? W Afryce Hutu wyrżnęli Tutsich, którzy, choć w mniejszości, uważali się za elitę. Na szczęście, Polska to nie Afryka. A Afrykanów, wbrew politpoprawności, PiS przyjmować nie chce. Platforma chciała. A wracając do lamentów, że kraj jest podzielony – to samozwańcza elito spójrz w lustro i odpowiedz, kto temu winien? Kto jątrzy, mąci, chce zawrócić Wisłę kijem? Kto ze szkodą dla Polski, dla nas, donosi do obcych, stara się urabiać nam ujemną opinię? To nie jest cacy lewacy! Wasi ideowi bracia w UE chętnie nastawiają ucha. Huzia na prawicę: Jesteście wszak tą samą sektą.

        Czy myślicie, że współobywatelom się podobają wasze niezbyt ukrywane złośliwe ciche życzenia? Może budżet (poplatformerski wszak) się zawali i rodziny przestaną dostawać tak istotne dla nich 500+? Uciecha. Może potężna mafia banksterów nie da się PiS-owi i frankowicze będą bankrutować? Ach patrzcie – Obama ma wątpliwości co do TK. Wyszukujecie je i rozdmuchujecie, chociaż było powiedziane tylko, że trzeba sprawy rozwiązać. I to się robi. Może Polska zostanie zmuszona do brania uchodźców? Takie macie życzenia, tfu! – pobożne życzenia. Strzelacie sobie nimi w stopę, a notowania wam więdną. Czy to dziwne? Jaką lekcję chcecie odrabiać? Co chcecie zmienić w postępowaniu i błędnych POglądach, które wyrzuciły was za burtę? Szukacie dziury w całym – im gorzej krajowi, tym (dla was) lepiej? Może uda się wrócić do tego, co było? Tylko kto was w takim stawianiu sprawy poprze? No bo chyba nie współobywatele, którzy nie będą chcieli tracić – aby wam było dobrze. Ośmiorniczki się odbijają.

        Nie potrzeba centymetra, żeby różne poglądy społeczno-polityczne prawidłowo wymierzyć. Koń, jaki jest (prawie), każdy widzi. Ale są i konkretne liczby. W ferworze wyborczym PiS wołał – ratujmy Polskę, bo jest w ruinie! Cóż, to był celowy przesadyzm. kraj się wszak rozwijał. Naczynia połączone z Europą, wyrównywanie poziomów. Ale czy jakieś zasługi w tym miała odeszła koalicja? A więc do liczb – zobaczmy. Rankingi gospodarcze, które World Economic Forum tworzy na podstawie pisemnych opinii kilkunastu tysięcy prezesów firm ze stu kilkudziesięciu państw, nie wyglądają zbyt optymistycznie (są kompromitujące) dla ośmioletnich rządów odeszłej koalicji. W tym czasie Polska spadła z pozycji 44. w zakresie innowacji na pozycję 64. W rankingu inwestycyjnym jeszcze gorzej, bo ze średniej, niezłej 34. pozycji aż na 84.! To już ogonek peletonu. Współpraca biznesu z nauką to ześlizgnięcie się z pozycji 38. na 73. Dodać można jeszcze, że nasza najlepsza uczelnia, Uniwersytet Jagielloński (tak krytyczny wobec prezydenta Dudy), nie mieści się nawet w pierwszej 500-tce uczelni światowych. A tacy politycznie mądrzy!

        Nie ma lekko. Jest co odrabiać, i to nie „dużych lekcji” POpłuczyn po  koalicji, ale w dziedzinie postępu społecznego, gospodarczego i, tak, tak, politycznego też. Rozsądni Polacy powrotu do tego, co było, sobie nie życzą i chyba mają rację? Tacy głupi nie są.

        Pozwolę sobie skromnie mieć inne poglądy niż Studio Opinii zakorzenione wśród samozwańczych elit, źle się bawicie, przemądrzalcy.

        I to jest opinia moja, z poważaniem (?) –

Jan Ostoja
Toronto, sierpień 2016

        PS Studio Opinii prezentuje pan Krzysztof Łoziński. Mam krewnych o tym nazwisku, ale oni nie bujają w obłokach pobożnych (?) życzeń. Popierają dobrą zmianę, a nie rozrabiaczy, przemądrzałych KOD-upków.

        Od redakcji: Szanowny Panie, po co tracić czas na czytanie „gadzinówek”? Nie ma Pan lepszych rzeczy do roboty?

***

        Wpis imigrantki mieszkającej w Polsce bije rekordy popularności

        Asida Turawa, mieszkająca od 13 lat w Polsce imigrantka z Kaukazu, jak przedstawia się w swoim wpisie, jest imigrantką, która się zasymilowała. Także jej poglądy na temat kryzysu na Bliskim Wschodzie nie są pozbawione krytycznego podejścia. Poniżej publikujemy wpis Turawy,

        „Jestem imigrantem. Przeniosłam się do Polski z Kaukazu jakieś pół życia temu. Nie jestem katoliczką. Wychowano mnie w innym wyznaniu, w innej kulturze, z innymi tradycjami. Byłam uchodźcą. Uciekałam przed wojną i wiem, jak to jest. Z autopsji. Jestem tolerancyjna, daleko mi do ksenofobii czy nacjonalizmu, bo to wszystko, czego się ksenofob boi najbardziej – to ja.

        Uciekałam przed wojną z mamą, ciocią i moimi dwiema siostrami. Tak, łódką, pamiętam jak dziś. Nie było z nami taty, wujka, a nawet dziadka, tata z innymi mężczyznami walczył o swój, nasz kraj. Uciekałyśmy do Rosji. Nie wybierałyśmy kraju ze względu na dobrobyt czy możliwości. Uciekałyśmy do najbliższego bezpiecznego miejsca, by być jak najbliżej taty i móc jak najszybciej wrócić do domu, gdy tylko się da. Nie wszyscy byli zachwyceni tym, że oto przypłynęłyśmy. Ale o nic nie prosiłyśmy, niczego się nie spodziewałyśmy. Mówiłyśmy po rosyjsku i byłyśmy kulturalne, grzeczne do przesady i pełne szacunku dla ludzi, którzy chcieli nam pomóc. Do dziś nie wiem, jak mama to wszystko wtedy załatwiała, że miałyśmy gdzie spać, co jeść. Dołączyła do znienawidzonych przez ludzi tzw. spekulantów z wielkimi plastikowymi torbami, którzy handlowali, czym mogli, na ruinach byłego Związku Radzieckiego. Moja mama – filolog, muzyk, pianistka.

        Pamiętam, że przygarnęło nas na jakiś czas sanatorium dla dzieci z chorobami skóry. To nie były dzieci ze zwykłą wysypką, tam były naprawdę przerażające choroby, dzieciaki wyglądające jak 90-letni starcy… My byłyśmy przerażone, pierwszą reakcją było odrzucenie, ale dorośli bardzo szybko wytłumaczyli nam, że tu żyjemy na ich zasadach. Jemy z nimi, kiedy oni jedzą, śpimy wtedy, kiedy oni śpią, oglądamy telewizję i bawimy się razem z nimi, bo jesteśmy tu gośćmi.

        Przyjechałam do Polski. Potem już, po latach, na studia. Za sprawę honoru uznałam poprawne wysławianie się bez akcentu, możliwość rozmowy z Polakiem na tematy, które są Polsce i Polakom bliskie, bez pytań »jak się Pani podoba w naszym kraju«, jeśli to miał być mój kraj. Nie chodziło o zdradę własnej kultury czy tradycji, bo poznawanie innych kultur wzbogaca naszą własną, chodziło o szacunek dla ludzi, z którymi żyję.

        Świętuję razem z teściami katolickie święta. Z miłości do mojej rodziny, z szacunku, ze zwykłej grzeczności i uprzejmości w końcu. Nikt nie każe mi iść do komunii, ale nic mi się nie stanie, jeśli ładnie się ubiorę i kulturalnie zasiądę do stołu. Odwiedzając kogoś w jego kraju, świątyni, domu, zastosuję się do jego zwyczajów. Jestem tolerancyjna. Bardzo. Czuję się obywatelem świata i nikomu nie zaglądam do łóżka – wszystkie kolory skóry i tęczy są dla mnie tak samo wartościowe. Ale tolerancja nie polega na ślepej akceptacji wszystkiego jak leci. Może i jestem hipokrytą, ale moja tolerancja jest wybiórcza, bo nie toleruję zła. Nie toleruję agresji i sytuacji, w której drugiej osobie dzieje się krzywda. Jeśli tradycja wymaga okaleczenia, gwałtu, pobicia, to moja tolerancja nie sięga tak daleko.

        Świat nie jest czarno-biały. Między »jestem na tak«  i »jestem na nie«  istnieje jeszcze całe mnóstwo półtonów i niuansów. Kiedy ktoś mówi o »dzikusach« i »brudasach«  ja pierwsza się oburzam, ja też jestem tym »dzikusem« , tym »brudasem«, spójrzcie na mnie, żyję z wami od lat. Przecież wśród tych ludzi mogą być lekarze, wielkie talenty i po prostu kulturalne i otwarte osoby, które nie zasługują na to, by się ich bać. Kiedy ktoś mówi, że nie warto pomagać, bo sami mamy niewiele, nie mogę się zgodzić. Ale ludzie, którzy nie szanują jedzenia na tyle, że śmią je wyrzucać, widocznie nie potrzebują tej pomocy. Nigdy nie zapomnę smaku obrzydliwej zupy w proszku, którą jako uchodźcy dostałyśmy od kogoś, płakałyśmy i jadłyśmy ją, prawdziwa potrzeba nie pozwala wyrzucać jedzenia.

        Nie zajmę stanowiska w sprawie uchodźców, bo jeśli zranię tym chociaż jedną osobę, która ratując się przed wojną, przybywa z pokorą, szacunkiem i wdzięcznością, to nie będzie warto. Tym bardziej że to samo spotkało kiedyś mnie i moją rodzinę. Tyle że w mojej historii młodzi mężczyźni nie porzucali swojego kraju, żeby wyruszać do bardzo odległych geograficznie i kulturowo państw, by obrzucać odchodami autobusy na granicy, wyciągać kobiety z samochodów za włosy, bić je i kopać z powodu bluzki z dekoltem, a potem gwałcić, tymże dekoltem usprawiedliwiając swoje zachowanie.

        Ktoś, kto nie szanuje drugiego człowieka na tyle, że w jego własnym kraju, udzielającym azylu, śmie podnieść na niego rękę – nie jest uchodźcą, proszę mi wierzyć.

        I proszę, nie odbierajcie mi prawa bać się tego kogoś, zarzucając mi nacjonalizm, ksenofobię, zacofanie i nietolerancję, te rzeczy są mi obce, brzydzę się nimi. Tak jak brzydzę się gwałtem i przemocą.”

        Od redakcji: Piękny wpis.

Polonijna pielgrzymka do Midland

piątek, 19 sierpień 2016 15:07 Opublikowano w Życie polonijne

        Na swojej stronie facebookowej proboszcz parafii św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze o. Janusz Błażejak OMI podsumowuje jubileuszową pielgrzymkę Polonii kanadyjskiej do sanktuarium Męczenników w Midland:

        Pragnę bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy uczestniczyli w jubileuszowej 60. pielgrzymce do Midland w tym roku. Tegorocznym gościem był Jego Ekscelencja ks. abp Stanisław Gądecki, Metropolita Poznański oraz Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

        Pierwsza oficjalna pielgrzymka do sanktuarium Męczenników Kanadyjskich została zorganizowana 60 lat temu, kiedy to oficjalnie powstała Konferencja Polskich Księży na Wschodnią Kanadę. W roku 1956 organizatorem pierwszej ogólnopolonijnej pielgrzymki do Midland był ks. Józef Capiga z Hamilton, pierwszy przewodniczący Konferencji Polskich Księży, oraz o. Michał Smith OMI, prowincjał Misjonarzy Oblatów. Na uroczystość w Midland 60 lat temu przybyło 10 tysięcy rodaków – jak podaje w opracowaniu historycznym ks. Stanisław Poszwa SChr (Pielgrzymowanie Polonii do sanktuarium Męczenników Kanadyjskich, s. 13).

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.