Radujcie się zawsze w Panu
Sierpień to w naszej historii szczególny miesiąc (np. Cud nad Wisłą 1920, Powstanie Warszawskie 1944, polski sierpień 1980), ale chciałbym o nim mówić w nieco innym kontekście; w sierpniu bowiem ogarnia tysiące Polaków gorączka pielgrzymowania. Wędrują rodacy nie tylko w Polsce (w tym roku 260 grup, czyli około 150 tys. pątników udało się na Jasną Górę; dodajmy, że Pielgrzymka Warszawska przemierza pątniczy szlak od roku 1711 r.), ale również wszędzie tam gdzie znajdują się większe skupiska polonijne.
W Kanadzie na przykład od trzydziestu lat organizowana jest piesza pielgrzymka do Midland, do Sanktuarium Pierwszych Męczenników. Trasa liczy około 200 km i pokonywana jest w tydzień. W pielgrzymce bierze udział kilkaset osób, np. w tym roku wyruszyło z Toronto około 400, a do Midland – jak dowiedziałem się od Jasia Żurakowskiego, głównego organizatora i uczestnika pierwszej pielgrzymki przed 30 laty – miało dotrzeć już około tysiąca osób.
Pielgrzymka przybywa do sanktuarium w sobotę, a następnego dnia odbywają się uroczystości, w których corocznie bierze udział kilka tysięcy Polaków, przybywających z odległych zakątków prowincji Ontario.
Sanktuarium w Midland upamiętnia jezuitów, którzy prowadzili pracę misyjną wśród Indian i chociaż mogło się przez jakiś czas wydawać, że ich misja zakończy się sukcesem – zostali w okrutny sposób zamordowani. Nie stworzyli chrześcijańskiej enklawy, przyszli inni czerwonoskórzy, Irokezi, i położyli kres jezuickiej misji.
Ciekawostką jest, że przed dwoma laty zmieniono trasę pielgrzymki tak, aby pątnicy mogli nawiedzić miejsce ich śmierci – sanktuarium bowiem położone jest w pewnym oddaleniu, na wzgórzu, z którego mamy piękny widok na leżącą u podnóża dolinę.
Ale cofnijmy się do roku 1982, kiedy to 18 pątników z parafii św. Teresy w Toronto po raz pierwszy pokonało trasę do sanktuarium. Była to wyprawa, której zadaniem było m.in. przetarcie szlaku, zaznajomienie się z terenem, drogami. Nie muszę tłumaczyć, że od strony organizacyjnej jest to bardzo poważne przedsięwzięcie. Tym bardziej, że obecnie wyrusza na trasę kilkaset osób i nie można już, jak kiedyś, zabrać ze sobą krzesła z usuniętym siedzeniem, aby można było załatwić poważniejszą potrzebę... Może to i śmieszne, ale zapewnienie odpowiednich warunków sanitarnych jest bardzo ważne. Podobnie jak zapewnienie wody nie tylko na trasie, ale przede wszystkim na miejscu noclegu, aby zmęczeni pątnicy mogli się umyć.
Dzisiaj to wszystko jest zorganizowane: przenośne ubikacje, beczkowóz – ale też gorące posiłki każdego dnia.
Na przykład w środy – jeden z najdłuższych etapów, przeszło 30 km – pielgrzymami opiekują się panie z parafii Ducha Świętego w Barrie, serwują kapustę, kiełbasę i jeszcze coś słodkiego na deser. Na tym przykładzie widać, że polonijna pielgrzymka cieszy się uznaniem, że podają rękę polonijne parafie, polskie rodziny. Pierwszy nocleg organizowany jest u państwa Sitarzów, a wspomniany przeze mnie, w środę, na farmie państwa Frenchów. Nie są Polakami, ale każdą grupę podejmują... chlebem i solą. W tym roku wnuczka państwa Frenchów przygotowała nawet Drogę Krzyżową, a poszczególne stacje rozwiesiła wokół obozowiska i, jak mogłem się naocznie przekonać, pątnicy korzystali z tej okazji.
Mówiąc o dodatkowej modlitwie, trzeba wspomnieć, że każdego dnia wystawiany jest Najświętszy Sakrament w specjalnie przygotowanym namiocie.
Wśród tych, którzy 30 lat temu po raz pierwszy wyruszyli do Midland, był Jaś Żurakowski, dzisiaj jeden z głównych organizatorów, ale zarazem dusza każdej pielgrzymki, jego poranne – wzmacniane przez głośnik – śpiewy "oto jest dzień, który dał nam Pan", nie zawsze radują zmęczonych pątników, ale są nieodzownym elementem mobilizującym do opuszczenia namiotu... i w drogę! Do sanktuarium.
Kiedy rozmawialiśmy w środę, a więc w połowie pielgrzymki, już po dojściu ostatniej grupy, powiedział mi, że nie planuje "emerytury", dopóki będzie zdrowie i energia, dopóty będzie szedł z pielgrzymką, chociaż – dodał – sam nie jest w stanie wszystkiego zorganizować, dzięki zaangażowaniu wielu osób udaje się wszystko dopiąć na ostatni guzik i tak się dzieje już 30 lat!
Często z polonijną pielgrzymką idą goście, np. w tym roku ks. Sławomir Szwagrzyk zabrał ze sobą m.in. kleryka rodem z Dominikany, który na co dzień studiuje w seminarium w Toronto; rok temu głosił nauki ks. prof. Guz (np. o powołaniu do ojcostwa), w tym roku kolejny raz przybył ks. bp Antoni Długosz z Częstochowy. Niezwykle barwna postać, bo to nie tylko biskup, ale także uczony i – czy to właściwe słowo? – piosenkarz... Biskup ma na koncie kilka płyt, nagrał piosenkę np. z Krzysztofem Krawczykiem, ale trzeba pamiętać o jednym, nie jest to działalność rozrywkowa, a katecheza w innej postaci, docieranie do ludzi zagubionych, a także dzieci: Ksiądz Biskup jest opiekunem dziecięcych podwórkowych kółek różańcowych. Krótko mówiąc, zupełnie inny niż ci, z którymi zazwyczaj się spotykamy.
Wspomniałem ks. Szwagrzyka, to ciekawa postać. Pochodzi z archidiecezji gieźnieńskiej, przybył do Windsor, do parafii Świętej Trójcy, aby wspierać ówczesnego proboszcza, śp. ks. Romana Waszkiewicza. Po śmierci proboszcza był administratorem parafii, później biskup ordynariusz Ronald Fabro, skierował go do anglojęzycznej parafii w Woodstock, a obecnie, od tego roku, jest proboszczem w Langton (diecezja London). To właśnie ks. Szwagrzyk w roku 2006 zebrał grupę wiernych z Windsor i powędrował z polonijną pielgrzymką do Midland. Ziarno padło na dobry grunt, chociaż kapłan pracuje w innych parafiach, utrzymywany jest kontakt i każdego roku parafianie Świętej Trójcy pielgrzymują do sanktuarium pierwszych męczenników kanadyjskich w Midland. Oczywiście ks. Szwagrzyk także idzie.
Pierwszą pielgrzymkę zorganizowali wierni z parafii św. Teresy w Toronto, obecnie na trasę wyruszają trzy grupy: czerwona, niebieska i zielona, a pątnicy pochodzą z wielu polonijnych parafii rozrzuconych od Ottawy, przez metropolię Toronto, po Windsor.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/tag/Midland#sigProIdbcd0790af2
W pielgrzymkach bierze udział znacznie więcej księży, np. oblaci zawsze stanowią silną grupę, idą siostry zakonne; bodaj trzy lata temu poznałem ks. Marka Siekierkę, misjonarza w Kamerunie, od tego czasu nawiązana została współpraca z nim i Polacy z Windsor wspomagają jego pracę w odległej Afryce.
O pielgrzymce można w nieskończoność, ale najważniejsze jest to, jak sami pątnicy przeżywają każdy dzień i w jakim nastroju wracają do domu.
Kasia Zięba, wędrująca w grupie niebieskiej, powiedziała mi, że jest zachwycona, że było cudownie, że chce ponownie... a przecież od środowej nocy po niedzielę pątnicy mokli, mokli, mokli... składali mokre namioty i mokre rozstawiali. I nikt nie narzekał, pamiętać bowiem trzeba, że pielgrzymka to nie rajd z namiotami, w wesołym towarzystwie, a pątnicza wędrówka wypełniona modlitwą. Tak więc nawet psikusy pogody to jedno z doświadczeń, które w niczym nie wpływa na to, jak się czas pielgrzymki przeżywa.
Kiedy mówimy o polskich, polonijnych pielgrzymkach, należy wspomnieć o amerykańskiej Częstochowie, czyli Doylestown w Pensylwanii, do której wędrują Polacy od wielu lat. Pierwszą pielgrzymkę zorganizowano przed 21 laty z Great Meadows (około 60 mil, trwa 4 dni). Z Trenton wędrują pielgrzymi od 6 lat i z Filadelfii od 7.
Nie każdy wie, że w stanie Indiana znajduje się maryjne sanktuarium w miejscowości Merrillville, prowadzone przez naszych księży ze zgromadzenia salwatorianów; trasa pielgrzymki liczy około 54 km i pielgrzymi pokonują ją w dwa dni: sobota-niedziela. W tym roku pielgrzymka z Chicago wyruszyła po raz 25.
Najsłynniejsza trasa pielgrzymkowa znajduje się w Hiszpanii, pełna długość to około 900 km, u kresu znajduje się grób apostoła Jakuba w Santiago de Compostella.
Leszek Wyrzykowski
Windsor
Po odpust do Midland
W niedzielę, 12 sierpnia, w sanktuarium Męczenników Kanadyjskich w Midland odbyły się uroczystości odpustowe zorganizowane przez Konferencję Polskich Księży na Wschodnią Kanadę, na czele z prowincjałem misjonarzy oblatów, ojcem Marianem Gilem. Rozpoczęły się Mszą Świętą z udziałem licznie zaproszonych księży i zakonników z polskich parafii oraz kilkutysięcznego tłumu wiernych. Mszy Świętej przewodniczył ksiądz biskup Antoni Długosz z Częstochowy. Udział w Eucharystii wzięli również Rycerze Kolumba oraz organizacje parafialne.
Na uroczystości przybyli Polacy z wielu miast w Kanadzie, tych bliżej położonych i tych bardzo odległych, jak Hamilton czy Montreal. Dotarli również uczestnicy trzydziestej pielgrzymki pieszej na czele z księdzem Marcinem Rosińskim oraz innymi księżmi i siostrami zakonnymi. Wszyscy zgromadzili się na rozległym, trawiastym placu przed ołtarzem ustawionym na wzgórzu przed sanktuarium. Pogoda była słoneczna z momentami deszczowymi. W Eucharystii oprawę muzyczną zapewniła orkiestra dęta "Polonia Brass Band" oraz chór.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/tag/Midland#sigProId863a332de7
Msza Święta rozpoczęła się procesją księży, Rycerzy Kolumba oraz organizacji parafialnych. Następnie głos zabrał ojciec Janusz Błażejak, proboszcz parafii św. Maksymiliana Kolbe w Mississaudze, który powitał wszystkich zebranych. Kolejno przemówił dyrektor sanktuarium ksiądz Bernard Karl, który powitał, a na końcu pożegnał i pobłogosławił zebranych w języku polskim, co spotkało się z wielkim entuzjazmem polskich wiernych. Wspominał Męczenników: "Oddali swoje życie tutaj, teraz ludzie z wielu krajów, wielu języków i kultur gromadzą się tutaj, aby czcić ich wiarę i aby prosić Świętych o życie w Ewangelii w dzisiejszym świecie. Wielu z was doświadczyło tego w waszej wierze, idąc z Toronto i innych miejscowości w południowym Ontario przez cały tydzień, aby dotrzeć do tego sensacyjnego miejsca. Jaki to wielki wyraz wiary. Dziękuję" (tłum. Autorka).
Kazanie wygłosił biskup Długosz, który Midland odwiedził już po raz trzeci. Ksiądz Biskup, doktor habilitowany nauk teologicznych, jest znany w Polsce z pracy z dziećmi i ze swojego talentu muzycznego i dlatego również tę Eucharystię wzbogacił swoim żartem i śpiewem. W Jego piosenkach było wiele radości i nadziei. Wszyscy zebrani na placu Polacy klaskali i wtórowali Księdzu, kiedy śpiewał. Biskup Długosz w 2007 roku został Kawalerem Orderu Uśmiechu, odznaczenia przyznanego mu na wniosek częstochowskich dzieci. Również i tu, w Midland, epatował serdecznością i radością.
Uroczystości w Midland odbywały się w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, które tu, w Kanadzie, obchodzone w tym roku było w niedzielę, 12 sierpnia. Biskup Długosz w swoim kazaniu skoncentrował się na przesłaniu, iż nigdy nikt nie powinien tracić nadziei, gdyż Bóg jest Miłością i Miłosierdziem. Odwoływał się do wielkiej miłości Maryi względem swojego syna Jezusa Chrystusa.
Ksiądz Biskup wspominał rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego, którego miejsca twórczości i różne miejsca z jego życia udało mu się odwiedzić. Tłumaczył wiernym, że pokochał tego właśnie pisarza za jego głęboką wiarę w Jezusa Chrystusa i jego wielką miłość do Matki Bożej. Z tej głębokiej wiary wynika przesłanie wypływające z Pisma Świętego wszystkich bohaterów jego powieści. Dostojewski był wiernym Kościoła prawosławnego. Pisarz, pomimo własnych tragedii życia, jak epilepsja i uzależnienie od hazardu, spędzał wiele godzin na modlitwach. Kiedyś, będąc na zachodzie Europy, pojechał do Galerii Drezdeńskiej i godzinami przesiadywał przed obrazem Rafaela ukazującym Matkę Bożą z Dzieciątkiem. Dostojewski na pytanie zadziwionych znajomych, dlaczego to czyni, miał jedną odpowiedź: "kiedy widzę tyle zła w swoim postępowaniu i życiu, kiedy sam doświadczam tyle słabości, żeby nie tracić wiary w człowieka jadę do Drezji, by patrzeć na obraz i twarz pełnego człowieka, pełnej kobiety, która nie zdradziła Boga i nigdy nie zdradza człowieka, jest nią Matka Boża" – zacytował biskup Długosz.
Ksiądz Biskup wspominał o różnych obrazach Matki Bożej i podkreślał, że jest Ona matką każdego z nas. Głosił, że życie bez wiary nie ma sensu i że po to właśnie przybywamy do tutejszego sanktuarium, aby tę wiarę wzmocnić. To my jesteśmy za swoją wiarę odpowiedzialni i musimy się o nią troszczyć przez całe nasze życie. Biskup Długosz przypomniał słowa Jezusa Chrystusa: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem i kto wierzy we mnie choćby umarł żyć będzie". Podkreślał, iż człowiek wierzący w Chrystusa nigdy nie traci nadziei. Bez względu na to jakie napotyka trudności i cierpienie wie, że bez względu na to, co się stanie, jest życie wieczne z Bogiem. Przekaz swój umocnił piosenką pt. "Ta wiara". Opowiedział też świadectwo wiary w życie wieczne, które dała ponad dziewięćdziesięcioletnia staruszka. Kiedy odwiedził ją któregoś dnia ksiądz z sakramentem pokuty i Komunią Świętą, wyznała, że nie chce już żyć. I nie dlatego, że jej na tym świecie źle, ale dlatego, że po wypełnieniu już swojej misji tu na ziemi, po wychowaniu dzieci i wnuków i przeżyciu wielu lat według Bożych przykazań chce wreszcie spotkać się z Bogiem i z Jego Królestwa błogosławić swoim dzieciom i wnukom tu na ziemi. Nasza nadzieja jest właśnie w wierze w życie wieczne. O "Drugim Brzegu", czyli o Miłości piosenkę, aby wzbudzić w nas nadzieję, zaśpiewał Ksiądz Biskup.
Następnie ksiądz biskup Antoni Długosz poświęcił pomnik Chrystusa Miłosiernego wzniesiony na placu obok ołtarza. W tym czasie wierni odśpiewali "Jezu ufam Tobie". Po błogosławieństwie Biskup złożył życzenia i zaśpiewał "Tango" dla tegorocznego Jubilata ojca proboszcza Janusza Błażejaka, na 25-lecie kapłaństwa. Następnie Biskup poświęcił przyniesione przez wiernych medaliki, różańce, obrazy i kwiaty. Msza Święta zakończyła się odśpiewaniem "Boże coś Polskę". Po Eucharystii biskup Długosz rozmawiał i błogosławił wiernych, a także rozdał dzieciom książeczki na temat błogosławionej Indianki kanadyjskiej. Następnie wszyscy udali się na posiłek i odpoczynek, a o godzinie 15.00 uczestniczyli w nabożeństwie maryjnym.
Piękna, podniosła uroczystość zgromadziła tysiące Polaków. Plac był wypełniony po brzegi, wszędzie widać było radość ludzi. W blasku słońca błyszczał pięknie przystrojony ołtarz. Wielki drewniany Różaniec wiszący za ołtarzem przypominał o charakterze święta maryjnego. Widać było wiele grup parafialnych w różnych strojach niosących ze sobą krzyże, sztandary i święte obrazy. Eleganckie stroje Rycerzy Kolumba nadawały uroczystościom podniosły charakter. Na moment można było zapomnieć, że jest się w Kanadzie, i poczuć oddech Polski. To naprawdę niezwykłe, że tu, na obczyźnie, można zgromadzić na modlitwie takie tłumy Polaków przemierzających setki kilometrów pieszo i samochodami, przybywających do Midland, aby wspólnie modlić się i śpiewać, aby po polsku wyznać wiarę w Boga, aby być razem i trwać w polskości i polskiej religijności. Dodając do tego piękno tego miejsca można było przeżyć coś naprawdę szczególnego. Uroczystość ta daje nadzieję, że polska religijność i kultura przetrwa w Kanadzie jeszcze przez wiele lat.
Barbara Rode
Toronto