farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Spis treści numeru 8 (20 - 26 lutego 2015)

piątek, 20 luty 2015 13:54 Opublikowano w Okładki

Wiadomości kanadyjskie

Stanisław Tymiński Nie jestem kandydatem na prezydenta!

Stanisław Michalkiewicz "Państwowcy" i "twardziele"

Aleksander Pruszyński Ost Front: Dziwna zima

Krzysztof Ligęza Widnokręgi: Od wroga groźniejsze

Paweł Zyzak Przypadek Johna Cantlie

Izabela Embalo Prawo imigracyjne: IEC 2015

Krzysztof Kalinowski CZYSZCZENIE KOMPUTERÓW cz. 1

Śladów polskości nie będzie nawet na cmentarzu. List ze Lwowa!

Joanna Wasilewska, Andrzej Jasiński Szlakami bobra: YELLOWSTONE (4) - gorące źródła i latające błoto

Sobiesław Kwaśnicki Moto-Goniec: Canadian International Autoshow 2015

Maciek Czapliński Twój dom: RRSP

Sergiusz Piasecki Lektura Gońca: Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (22)

Krzysztof Jaśkielewicz Magazyn wędkarski: Ikra z okonia

wandarat List z Niemiec: Jestem znów w Polsce. Pożegnałam Niemcy na jakiś czas

Aleksander Łoś Opowieści z aresztu deportacyjnego: Lenie i pracoholicy

Prokurator sugerowała opróżnienie sali - Mary Wagner znów przed sędzią

Listy z nr. 8/2015

Janusz Niemczyk Polskie zombies lub Walking Dead po polsku...

Andrzej Załęski Przedwyborcza karuzela

Ostojan Apelować czy ignorować?

Janusz Beynar Lektura Gońca: Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 6)

Monika Skrzypek-Paliwoda Jak postąpić z otrzymanym spadkiem – na gruncie prawa polskiego

Janusz Niemczyk Spotkanie z kandydatami na lidera ontaryjskiej PC

Janusz Niemczyk Obchody 50 lecia flagi kanadyjskiej

Andrzej Kumor Widziane od końca: Mechanika polityczna

Listy z nr. 7/2015

piątek, 13 luty 2015 14:34 Opublikowano w Poczta Gońca

Szanowny Panie Kumor!

Felietony Pana "Nikt" to prawdziwa perła wśród publicystyki. Naga prawda podana na tacy otumanionemu obywatelowi, szczególnie temu w Polsce, któremu, mam nadzieję, otworzą się oczy na serwowany mu fałsz i obłudę. Niecierpliwie czekam na następne analizy Tego Niezwykłego Autora. Pozwolę sobie zapytać, czy są jakieś książki tego Pana?

Łączę wyrazy szacunku dla Pana Andrzeja i całej Redakcji. Dziękuję za bezkompromisową prawdę, którą piszecie!

Leszek Wójcik
Alliston, Ont.

Odpowiedź redakcji: Pan Nikt to przykład tego, że można w Polsce trzeźwo myśleć i starać się wiarygodnie analizować informacje. Ponadto Pan Nikt analizuje teksty źródłowe w kilku językach. Jest nam bardzo miło, że zechciał z nami współpracować.

•••

Szanowny Panie Redaktorze,

Przez nasz kraj przetacza się ożywiona dyskusja na temat zbliżających się wyborów prezydenckich. Zwalczają się nawzajem zwolennicy poszczególnych kandydatów, przy czym zauważyłem, że najwięcej hałasu jest wokół pani doktor Ogórek. Ponieważ ta pani weszła do mediów wejściem odważnym, broniąc kultury chrześcijańskiej przeciwko zakusom wobec niej niejakiego Hartmana, zyskała od razu dużą sympatię społeczeństwa.

Zawsze uważałem, że człowiek inteligentny ma przewagę nad prostakiem. Obserwując więc, co po tym wszystkim dzieje się wobec tej pani w mediach, mam wrażenie, iż na lemingi padł blady strach, iż scena polityczna w maju może się zatrząść.

I chciałbym, aby się nie tylko zatrzęsła, ale też żeby sporo nieodpowiednich osób z niej pospadało.

Wobec tego iż dotąd nie wymyślono jakichś rodzajów eliminacji osób o niskim poziomie intelektualnym, mam pewien pomysł, który może byłby godny rozpatrzenia: wprowadziłbym ustawę do Sejmu, która by zobowiązywała każdego kandydata na prezydenta do przedstawienia swojego IQ, któremu to testowi poddawani byliby kandydaci tuż po zgłoszeniu ich do wyborów. To by wyeliminowało od razu wszelkie buractwo, które się pcha do władzy jak pszczoły do miodu. Zatem jeżeli jest to coś nowego w skali światowej, może wreszcie dzięki temu po raz pierwszy będziemy mieli najmądrzejszego prezydenta czy panią prezydent? Wtedy po raz pierwszy zadziała znana powszechnie zasada: jak nie potrafisz, nie pchaj się na afisz.

I wtedy nie będziemy już musieli się wstydzić za siebie do "bulu".

Pozdrawiam
S.

Odpowiedź redakcji: Pana pomysł jest utopijny. Intencja dobra, z wykonaniem może być kłopot.

•••

Szanowny Panie Andrzeju,

Pozdrawiam z Wrocławia i gratuluję świetnej roboty dziennikarskiej (choć z jednym wyjątkiem, ale o tym na końcu)...

Czytuję waszego "Gońca" dla higieny psychicznej od momentu, gdy zauważyłem tu teksty panów Michalkiewicza i Brauna – którzy już za życia stali się klasykami trzeźwego i patriotycznego widzenia Polski i polskości (z przyjemnością dodam, że pańskie felietony i p. Ligęzy nie odbiegają od poziomu i postawy ww.).

Podczas penetrowania zawartości witryny zwrócił moją uwagę dział reportaży, a szczególnie opowieści Aleksandra Boruckiego z życia prowincjonalnego teachera na wysuniętej placówce; REWELACJA!

W dwa wieczory pochłonąłem cały dostępny materiał i muszę stwierdzić, że jeśli chodzi o wartości poznawcze jest to poziom bardzo wysoki: "National Geographic", "Planet" itp. – wydają setki tysięcy dolarów na swoje produkcje, a tu skromny i wrażliwy człowiek prostymi środkami, ale z jaką celnością i wnikliwością równie zajmująco opisuje kompletnie egzotyczny nam świat oraz zachodzące w nim procesy.

Lektura także zmusiła do refleksji; oto kolejne państwo, które przed laty wydawało się nam modelowym wzorem stwarzania optymalnych warunków egzystencji dla rodzaju ludzkiego; a tu – smutek smutków...

(przecież jeszcze pamiętamy: Kanada – żyć nie umierać!).

Z otchłani socjalu w kraju wolnych niegdyś ludzi – wygenerować patologie identyczne niczym sowiecki komunizm w swojej ojczyźnie (mam na myśli opisywany przez Aleksandra upadek tradycyjnych społeczności indiańskich na Północy) – to dramatyczny fenomen!

Po lekturze tych opowieści (także i innych na waszym portalu) – Kanada wydaje mi się być obecnie krajem podobnie bez większych nadziei – jak i nasza ojczyzna... Zresztą – a gdzie tu teraz szukać tej nadziei?!

Mój pierwszy wniosek jest taki: komuna, jej idee i apologeci potrafią zniszczyć kompletnie wszystko, co napotkają na swojej drodze (państwo socjalne jako dziecko rewolucji).

Albo może i po prostu – ta nasza, białych ludzi cywilizacja jest cywilizacją śmierci; śmierci napotkanych innych kultur i jej samej?!

Wracając do rzeczy: mimo tych depresyjnych przemyśleń z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki z tego cyklu i zadam wreszcie pytanie:
co się dzieje z Aleksandrem – czy jeszcze będzie pisał dla Państwa?

Próbowałem go odnaleźć na Fb, o którym wielokrotnie wspominał jako o medium komunikacyjnym, ale nie znalazłem go pod jego własnym nazwiskiem (a może używa pseudonimu?). Będę wdzięczny za informację na ten temat, a wracając do tego wyjątku o którym było na wstępie – moim skromnym zdaniem, historie pani Wandy z jej niemieckimi podopiecznymi nie prezentują takiego poziomu, jaki narzucił nasz indiański belfer, i nieco obniżają ocenę całości...

Aczkolwiek chyba rozumiem przyczyny, dla których zdecydował się Pan dołączyć te dzienniki do stałych działów portalu.

Z serdecznymi pozdrowieniami z Dolnego Śląska, czekam na odpowiedź,

Mirosław Parejko

Odpowiedź redakcji: Pan Aleksander żyje i ma się jako tako na dalekiej Północy. Obiecał, że niebawem coś napisze. Pani Ratajewska ma swoich wiernych czytelników, ja do nich również należę. Pozdrawiam AK.

•••

Drogi Pan Andrzej;

Wczoraj, 4 lutego 2015 r., w gazecie "Waterloo Region Record" pojawił się artykuł o najnowszym filmie w Hollywood pod nazwą "The Imitation Game", o niemieckim kodzie Enigma z drugiej wojny światowej. Film jest sfałszowaniem historii i odbieraniem honoru tym, co na to zasłużyli – polscy matematycy/kryptologowie, tzn. Marian Rejewski, Jerzy Różycki, Henryk Zygalski i przywódca Gwindon Karol Langer.

Ponieważ ten film jest nominowany do nagrody Oscara w tym roku, ważne by było to skorygować jak najszybciej, żeby polski honor nie był na nowo deptany przez główne media na całym świecie.

Z szacunkiem,
dr Andrzej Caruk
Kitchener, Ontario

Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, problem jest szerszy i wymaga od nas wielu lat pracy. Musimy mieć państwo, które nie będzie sobie dawało w kaszę dmuchać. Dopiero wówczas "jeden z drugim" będzie szanował naszą historię.

•••

Farmazońskie refleksje

Jak tu zacząć? Bo wg mnie, właśnie znacznie ważniejsze jest, jak się zaczyna, a koniec to i tak koniec. End is end i finito.

Nie zgodzi się tu ze mną czytający w weekendy "Gońca" do śniadania tow. Miller ("tragiczna maska"), autor sławnego bon motu o kończącym mężczyźnie. Ale co mi tam! Wszak jest Millerów tak wielu w Polsce, Niemczech, a także wśród narodu wybranego. Exemplum film "Ziemia Obiecana".

Sam mam szwagra Millera z Łodzi. Przed ślubem rodzina delikatnie (bo my kulturalne) pytała – a z których to on Millerów? Oczywiście z tych lepszych, z tych lepszych – niemieckich. Przepraszam tu dobrego aktora Pieczkę.

Przechodząc ad rem, jak mawiali starożytni Rzymianie, "zakrzyknę" cicho ajajaj (cyt. z S. Michalkiewicza)! – bo dostało mi się, oj, dostało. Oto pan, nazwijmy go patriotycznie A.K., który zawsze ma ostatnie słowo (czyli dobrze kończy?), stwierdził, że piszę farmazony. Ot i poruta, ale czy dla mnie, nie wiem. A przecież ja tylko prawdę opartą na obserwacji wyraziłem. Fakty, ot co.

Poszło o mój komentarz stwierdzający, że niestety wśród towarzystwa złoto-globowego i oskarowego, karierę na czerwonych dywanach i światowych salonach robią polskie filmy, lekko (choć artystycznie) rozmijające się z prawdą historyczną, zaś wiele dobrych i bardzo dobrych polskich produkcji w tej najpopularniejszej dziś dziedzinie sztuki – przez "elegancki" świat nie jest zauważanych. To źle, ale jak napisałem, to fakt, a nie farmazony!

Wniosek, który się chyba logicznie nasuwa, że wg klasyfikujących do nagród są one oceniane gorzej. I to trochę boli, chociaż to nie koniec świata.

Patriotyzm? A czy nie skakaliśmy do góry, kiedy udało się naszym piłkarzom dokopać Germańcom? Wojen Polska nie prowadzi (chwała Bogu), więc satysfakcji nie mogą nam dać zwycięskie bitwy i podboje – "jedna bombka atomowa i wrócimy znów do Lwowa, druga jeśli dosyć silna, to wrócimy też do Wilna". Ale póki co (sorry Bujak!) – sportowcy i filmowcy dostarczajcie nam sukcesów! Ba, ze sztuką gorzej. Celne odbicie rakietą piłki czy taż w niemieckiej bramce to sukces wymierny. Hurra!

Sztuki centymetrem nie zmierzysz. I to je prawda. Dzieła malarzy ozdabiające światowe muzea i kosztujące miliony dolarów powstały pod pędzlem twórców, którzy przymierali często głodem. Ocena sztuki to rzecz umowna. Jedni lubią Picassa, a inni Rembrandta. Ja w swoich "farmazonach" stwierdziłem, że nasi zdolni zapewne (?) producenci filmowi, ci od patriotycznych, prawdziwych filmów, nie dostarczają nam, światu, dzieł podnoszących adrenalinę. Polska górą? Nie w tym ustępie. To mój, spośród tak w prasie wielu, komentarz do "Idy". Ale także do "Pianisty". A z cudzego podwórka do "Nasi ojcowie, nasze matki". Dobre filmy? Dobre i ciekawie się je ogląda nie tylko w Warszawie i Toronto, ale także nad Tamizą i Sekwaną. Opowiadają one o czasach, których widzowie nie pamiętają. Było, dawno minęło. A film, ta najpopularniejsza dziś sztuka, jest i pozostanie na bardzo długo.

Użyłem nieostrożnie określenia – że nasi reżyserzy nie umieją tworzyć dzieł uniwersalnych. A takich nam trzeba, bo przecież świat to globalna wioska. Nie umieją czy nie chcą? Czasem jedno, czasem drugie. W rezultacie, choć cieszymy się, że Polska zaistniała w filmach o szerokim zasięgu i dostępie do sal kinowych, to tak się dzieje, że to akurat te przedstawiające nas złośliwie w krzywym zwierciadle. I tak się rzecz ma cała, panie A.K.

Naraziłem się, oj, naraziłem!

Więc cofam – nie umieją. Widocznie nie chcą. To nie tylko kwestia smaku – o czym niżej. Ba, moje wywody niechcący dotknęły kogo nie trzeba. A tenże to m.in. też przyjaciel A.K. i filmowiec. I to dobry. Więc o co się rozchodzi? Rozchodzi się o rozchodzenie i o rozbieżności w ocenie dobrej czy złej, ale rzeczywistej rzeczywistości. Ja żem krakus. I znacznie bardziej cieszy się me serce, gdy Cracovia dokopie 3:0 Realowi Madryt czy innemu Liverpoolowi – niż Jagiellonii Białystok. Ja chcę, żeby filmy G.B. były rozumiane, popularne i dyskutowane na szerokim świecie. I tych producentów polskich, co myślą podobnie. Niestety. A tu się na pewno zgadzamy – tak nie jest. Są zaściankowe. Niesłusznie.

Wrócę do analogii. Picasso potrafił malować jak Rembrandt (mógł zostać dobrym portrecistą jakich wielu), co pokazują jego wczesne prace. Ale "znawcy" orzekli, że cóż to za sztuka? Kiedy lepiej zrobić po prostu kolorową fotografię. Trzeba nam kubizmu, manieryzmu czy innego -izmu. Trzeba wizji artysty. No i Picasso zaczął umieszczać np. oko na czubku głowy (dobrze, że nie na czubku czego innego!) i stał się – lewak jeden – mieżdunarodnyj.

Kiedy w 1948 roku odwiedził niedawno odzyskany Wrocław, to pokazano mu, jak pięknie się to miasto odbudowuje. Zaprowadzono go do jednego z nowych mieszkań. Odpowiednio wyszykowanego. Dziadka w gaciach schowano do komórki, żeby nie psuł widoku i powietrza. Mistrz rozejrzał się łaskawie, wyciągnął z kieszeni kreślarski węgiel i machnął na białej ścianie sławnego gołąbka pokoju z gałązką w dziobku. Potem wziął i wyjechał do swoich kumpli paryskich "goszystów" (kryptonim komunistów). A dziadek ani reszta rodziny do tego pokoju już długo nie wrócili. Zjawili się fachowcy, żeby zdjąć z tynkiem to arcydzieło. Nie udało się, ale przynajmniej sfotografowano je przedtem. Czy pan A.K. mą myśl chwyta? I jeden drugiego pyta, czy ten drugi za sens chwyta?

Nie trzeba się zacietrzewiać i wiernemu czytelnikowi od farmazonów wymyślać. Chcemy dokopać Juventusowi? Chcemy! Chcemy, żeby naszą gwiazdą tenisa (podobna do mojej córki) Radwańska dołożyła którejś z sióstr Williams (podobnych do córek Obamy), czy nam nie zależy? Chcemy, żeby zamiast "Idy" do Oscara kandydował film o Mary Wagner? Oczywiście! Nie ulega wątpliwości, powiedziała stara niania... Ale dosyć o tym. Pana A.K. i tak nie przekonam, co mając ostatnie słowo wyrazi na pewno w swoim komentarzu, z którym się oczywiście – cha, cha – nie zgodzę. Chyba że (oby) puści mnie jako felieton bez uszczypliwych komentarzy.

Ale jeszcze w jednym słowie dwa słowa o "Pianiście" i "Idzie". Otóż szanowny A.K. stwierdził, że nasze Państwo (które właściwie nie istnieje, bo nie nasze!!!) subsydiuje wiadome tylko filmy niewiadomych reżyserów. Może i tak, ale ani Robinson warszawski – trzech aktorów i dwa wnętrza, ani ballada o Wolińskiej – j.w., wielkich subsydiów nie dostały. Ani tam batalii z kupą (masą!) statystów, ani bitew morskich. A jednak się przebiły. Czyli, panie A.K., nie tylko w subsydiach przyczyna. No to w czym? Ano właśnie, czytelniku osądź.

Na marginesie dodam, że choć to może wielu widzom umknąć – jednak jeśli uważać, to widać (prawda?), że pianista w rzeczywistości palcem nie kiwnął, aby pomóc "dobremu" Niemcowi, który siedział za drutami w Warszawie, zanim pojechał na Kołymę i tam sczezł z głodu, od czego uratował muzyka. Szpilman Żyd w tym czasie zajmował się pisaniem postępowych piosenek o czerwonym oczywiście autobusie, co to ulicami mego miasta mknie. Wprawdzie Polański (nie dać go Amerykańcom!) sprawę trochę zaokrąglał, ale to "ściema", jak mówi młode pokolenie. Podobno Szpilman się zainteresował, ale po odpowiednio długim czasie. Ot i pozytywny (?) bohater wśród złych Polaków i dobrych żołnierzy Wehrmachtu.

A w "Idzie" gorliwa komunistka prześladuje polskich patriotów, którzy z narażeniem życia swojego i swoich bliskich ją uratowali. Aż do chwili, kiedy żydokomuna pozbyła się przedrostka "żydo". Wtedy nagle odezwało się jej sumienie. Głębokie rozterki, ach, błądziłam itp.! Żałuję, jeszcze jeden stakan czystej proszę. Chlup! Oliwa sprawiedliwa niechcący (?) na wierzch wypływa. I ty czerwona szmato i wielu tobie podobnych Żydów, kiedy zostaliście kopnięci w dupę krasną, nagle wykonaliście zwrot o 180 stopni. Mimo eksponowania tych pozytywnych zmian u "bohaterki" reżyser pokazuje ją jako zdeprawowaną, okrutną alkoholiczkę. Tak jak Pawlikowski otwarcie, Polański także coś tam przemyca, coś pokazuje – bo jeden i drugi to utalentowani reżyserzy, na czym się członkowie Wysokiej Akademii Filmowej poznali.

Z innej beczki już całkiem – na zakończenie uwaga. Bardzo celne jest omówienie uroczystości oświęcimskich przez A.K. Marzy mi się tu dodatek, może tylko parominutowy, do uroczystości. Córka Pileckiego powinna przyjechać na żydowską ceremonię, ustawić się przed kamerą TV Trwam i powiedzieć: "Nie zostałam zaproszona, ale czułam się w obowiązku przyjechać. Gdyby były to obchody Brzezinki-Birkenau, tobym zostawiła pole do popisu naszym starszym braciom w wierze. Ale Oświęcim-Auschwitz był obozem zbudowanym dla Polaków. Moi rodacy od 1940 roku byli tam więzieni, katowani i mordowani. Pierwsi Żydzi dotarli do kompleksów obozowych dopiero w roku 1942. Mój bohaterski ojciec zrobił dużo, aby poinformować świat o tym, co się – szczególnie w Birkenau – dzieje. Alianci go nie słuchali. Paradoksem jest, że po wojnie zamęczyli Ojca i zabili Żydzi właśnie z NKWD i UB. Dziś nie ma nawet swego grobu (?). Może o tym w 70. rocznicę Auschwitz warto wspomnieć – co czynię niniejszym". Powinna się przeżegnać. Amen.

To by poszło w świat! Aj waj, ale byłby krzyk! Warto by go było posłuchać! Ginęlim tylko my Żydy. Wara Polakom!

A już całkiem na koniec dodam, że podobno bramę obozu otwierał pierwszy, czerwonoarmista pochodzenia żydowskiego! Brawo, jeśli to prawda, to warta wspomnienia. Symbol. Może był z Woroneża, bo front pierwotnie był woroneski, dopiero potem ukraiński. Ale przypuszczam, że mógł być polskim obywatelem z Kresów wcielonym do Armii Czerwonej. To by był symbol dopiero.

Może we wrześniu 1939 założył czerwoną opaskę i budował bramy tryumfalne na cześć wyzwolicieli. Potem przemknął przez oczka hitlerowskiej sieci, otworzył z innymi obóz i wpieriod za rodinu, za Stalinu! A może został oficerem w armii Berlinga – kościuszkowcach? To temat do filmu prawie jak "Europa, Europa" Agnieszki Holland. Też się przebił. Miał dotacje?

Ostojan
Toronto, luty 2015

PS Bo cóż warta pisanina bez peesu? Intryguje mnie statuetka w winiecie "Nasze forum, nasza poczta" przedstawiająca kundelka głos chyba wydającego? Czy ma obrazować korespondentów, którzy czasem redakcji dokładają – szczekajcie sobie, a "Goniec", o nie, przepraszam – karawan idzie dalej? A może smutny pyszczek skamle po mocniejszym kopnięciu przez czytelnika? Nie takie to rzadkie.

Ja tam nie marynarz, nawet nie półmajtek, ale mam wrażenie, że łajba tygodnik bierze zbyt mocny przechył w prawo. Czyżby balast się przesunął? Żeby się tylko woda przez burtę nie zaczęła przelewać! Jak to jest z tym robieniem wody z mózgu? Nie boję, nie utonę, bo w czasie studiów (wakacji) za ratownika robiłem, i to na dużym akwenie. Przez cztery lata tylko jeden delikwent mi się utopił. Niezła średnia, co? Uszło mi tzw. płazem – lucky me!

Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, dziękuję za obszerny list, niestety z przykrością stwierdzam, że w "Gońcu" czyta Pan chyba tylko własne teksty, wszak "Goniec" uczy krytycznego myślenia, a Pan, zamiast odnosić się do rzeczy, kocha błyszczeć meandrującą erudycją.

Odpowiem na dwie rzeczy. Jeśli chodzi o filmy, to pomijając same zasady finansowania ich produkcji wszystko zależy od tego, kto ma dystrybucję i środki przekazu w ręku. Przykład – film "Pasja" Gibsona, choć doskonały, został umyślnie zablokowany, drugi przykład – film palestyński "Divine Intervention", świetnie ukazujący psyche okupowanego narodu, dostał Palmę we Francji, ale Akademia nie dopuściła go do konkurencji oskarowej, stwierdzając, że nie może reprezentować Palestyny, "bo nie ma takiego państwa". Mam wymieniać politycznie poprawne gnioty, szeroko reklamowane i propagowane, czy Pan sobie sam przypomni?

Druga rzecz: ocena "Gońca" – jaki jest, każdy widzi. Z pewnością zna Pan zasadę względności ruchu, której ilustracją jest fakt, że często stojąc samochodem na światłach, wciskamy hamulec, gdy obok rusza tramwaj. Podobnie ze skręcaniem, jeśli ktoś odbija w lewo, wydaje mu się, że ten, kto biegnie prosto, skręca w prawo.

Pozostaję z należnym szacunkiem
Andrzej Kumor

Spis treści numeru 7 (13 - 19 lutego 2015)

piątek, 13 luty 2015 14:24 Opublikowano w Okładki

Wiadomości kanadyjskie

Listy z nr. 7/2015

Stanisław Tymiński Libertynizm zgubą narodu

Stanisław Michalkiewicz Wygraj w polu...

Krzysztof Ligęza Widnokręgi: Jak cielęta na rzeź

Aleksander Pruszyński Ost Front: Kiedy wreszcie… kontratak

Izabela Embalo Prawo imigracyjne: Express Entry - pierwsze losowanie

Krzysztof Kalinowski Serwis komputerowy

Zło zawsze działa podstępnie - Wojciech Porowski rozmawia z ks. Sławomirem Zaczkiem

Łucja Stec Biało-Czarny Karnawał i koncert kolęd. Udany początek roku Funduszu Dziedzictwa Polek w Kanadzie

Joanna Wasilewska, Andrzej Jasiński Szlakami bobra: YELLOWSTONE (3) - Rzeka Żółtej Skały

Anna Paudyn Niezwykła szkoła

Maciek Czapliński Twój dom: Jak przygotować dom do sprzedaży

Sergiusz Piasecki Lektura Gońca: Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (21)

Krzysztof Jaśkielewicz Magazyn wędkarski: Ryby albo show

Sobiesław Kwaśnicki Moto-Goniec: Hakowanie aut osobowych...

Janusz Puźniak Prawo w Kanadzie: Zwolniono Cię z pracy i nie wiesz, czy dano właściwą odprawę - jak ocenić

Lidia i Andrzej Śpiewak Nietypowy poseł Monte

Aleksander Łoś Opowieści z aresztu deportacyjnego: Siła mediów

Janusz Beynar Lektura Gońca: Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 5)

Andrzej Kumor Widziane od końca: Dyktatura Sądu Najwyższego

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.