Piszę trzecią książkę...
Z Januszem Beynarem, autorem powieści sensacyjnej "Skutki uboczne", rozmawia Andrzej Kumor.
– Czy warto pisać książki?
– To dobre pytanie i na pewno warto spróbować na nie odpowiedzieć. W Polsce podobno ukazuje się około stu tytułów wydawniczych tygodniowo. To oczywiście nie tylko nowości beletrystyczne i debiuty, ale także wznowienia, tłumaczenia, poradniki. Konkurencja w walce o czas przeznaczony na czytanie przez przeciętnego człowieka jest wielka – tym bardziej że tego czasu jest coraz mniej. Książka jako przekaz medialny konkuruje z telewizją, Internetem i całym tym elektronicznym hałasem wkoło nas.
Czy warto mimo wszystko napisać książkę? Stanowczo tak! Każde twórcze przedsięwzięcie jest warte doprowadzenia go do końca. Jest ogromną satysfakcją świadomość, że być może nawet dziesięć tysięcy rodaków przeczytało moją książkę i dziesięć tysięcy rodaków zadało sobie przy okazji ciekawe pytania, jakie stawia przed nami rzeczywistość.
Jeżeli zaś to pytanie (czy warto pisać książki) odnosi się do strony finansowej, to proszę sobie poprzeliczać. Pisałem "Skutki uboczne" przez rok i myślę, że poświęciłem na to przedsięwzięcie pięćset – sześćset godzin. Przy minimalnej stawce w Kanadzie (10,00 dol. na godzinę) zarobiłbym około 5000 dol. Pisząc książkę po polsku i sprzedając ją w Polsce, dochód nie jest z pewnością motywacją do pisania. Czy to jest sukces finansowy? To zależy od oczekiwań piszącego.
– Kim Pan jest z wykształcenia?
– W latach 1981–86 studiowałem ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim. Pośmiertna autopsja komu-socjalizmu wykazała, że ten system nie stworzył czegoś podobnego do ekonomii, czyli wniosek prosty... nie mam żadnego wykształcenia albo mam wykształcenie zupełnie nieprzydatne... (śmiech).
– Pana hobby to szeroko pojęte obcowanie z dziką przyrodą, skąd pomysł na powieść sensacyjną? Dlaczego Pan tę książkę napisał, po co?
– To prawda, że moje baterie, wyobraźnia i pozytywne wizje najlepiej "ładują" się na łonie przyrody. Lubię wszelkie podróże, ale tydzień lub dwa spędzone w Górach Skalistych z plecakiem, na szlaku lub z wiosłem w dłoni na canoe w północnym Ontario to najpiękniejsze przeżycia. Wniosek z tego prosty, że oprócz przyrody pociąga mnie cisza i separacja od współczesnej cywilizacji.
Pomysł na powieść sensacyjną powstał w 2006 roku po przeczytaniu materiałów naukowych o mało znanych skutkach ubocznych hormonalnych środków antykoncepcyjnych. To, co przeczytałem, chciałem przekazać dalej. Brak formalnego wykształcenia medycznego czy farmaceutycznego wykluczał wkroczenie na rynek z jakąkolwiek formą analizy, a poza tym niewiele osób czyta tego typu suche opracowania. Postanowiłem zainteresować czytelnika szybką akcją thrillera przygodami bohaterów, opisami mojej ukochanej kanadyjskiej przyrody i ciekawą treścią mało znanych faktów ze sfery farmaceutyczno-zdrowotno-społecznej. Przy okazji zabawy, jaką jest czytanie sensacji, chciałem, żeby czytelnik zadał sobie i może innym pytania, które pojawiają się w książce.
– Jak długo dojrzewał pomysł napisania książki?
– Patrząc na kalendarz, to około dwóch lat. Chodziły mi po głowie różne pomysły i różne wątki sensacyjne. Jesienią 2007 roku z wizytą przyjechała z Polski moja cioteczka Ewa, córka Lecha Beynara, czyli znanego wszystkim Pawła Jasienicy. Było to bezpośrednio po publikacji jej książki biograficznej pt. "Mój Ojciec Paweł Jasienica". Podczas długich rozmów przy ognisku na jednej z wysp parku prowincyjnego Killarney (cioteczka po siedemdziesiątce jest również miłośnikiem wypraw w dzicz) padło proste i oczywiste stwierdzenie: "Nikt się nie zainteresuje twoją książką, dopóki jej nie napiszesz". Cioteczka wyjechała, a ja usiadłem do pisania. Rok później, w grudniu 2008, otrzymałem pozytywną odpowiedź od wydawnictwa Novae res w Gdyni. Obecnie doczekałem się drugiego wydania.
– Dlaczego tematem jest przemysł farmaceutyczny?
– Wydaje mi się, że olbrzymia grupa ludzi we współczesnym świecie zaczyna zdawać sobie sprawę, czym jest nadmiar chemii w naszym życiu. Przemysł farmaceutyczny to jedna z bardziej agresywnych i dochodowych gałęzi szeroko pojętego przemysłu chemicznego. Ten sam przemysł produkuje broń do zabijania i okaleczania ludzi i oferuje leczenie skutków porażenia tą bronią.
Kilka lat temu odwiedziłem w Polsce znajomego w podeszłym już wieku. Podczas rozmowy ten człowiek otworzył pudełko tekturowe od butów pełne różnego rodzaju pigułek, kropelek i kapsułek. Na wieczku pudełka były spisane instrukcje, jak i kiedy, dosłownie godzina po godzinie, połykać te leki.
Takich ludzi uzależnionych od wizyt u lekarzy i farmakologii są w Polsce tysiące. Telewizja ostatnio żyje chyba tylko dzięki reklamom lekarstw, a grupa klientów to emeryci ze stałymi dochodami. Od momentu, kiedy lekarz i aptekarz zostali biznesmenami i sprzedawcami leków, a nie niosącymi pomoc ludziom fachowcami, sytuacja jest bardzo groźna dla przeciętnego zjadacza pigułek. Tradycyjnie ludzie darzą lekarza zaufaniem i trudno im zrozumieć fakt, że nie wszystko, co kupują i połykają, im pomaga.
Lobby chemiczno-farmaceutyczne jest tak potężne i tak wszechmocne, że wybierani politycy przepisami lub ich brakiem umożliwiają mu bezkarne działanie na rynku. Najlepszym przykładem może być historia świńskiej grypy i szczepionek ją zwalczających sprzed kilku lat. Politycy w WHO, w Międzynarodowej Organizacji Zdrowia, na początku całej afery zmienili definicję pandemii, co nakazało ministerstwom zdrowia wielu krajów obowiązkowy zakup szczepionek. Pandemii nie było, a miliardowych zysków możemy się tylko domyślać. Na odpowiedź na to pytanie możemy kiedyś poświęcić cały numer "Gońca".
– Jak Pan ocenia stan społecznego uświadomienia dzisiaj? Czy wiemy, w jakim świecie żyjemy, czy już nie i nie chcemy wiedzieć?
– Poziom świadomości społecznej współczesnego świata tak zwanej strefy demokratycznej jest odzwierciedleniem poziomu niezależności przekazu medialnego. CNN, BBC, TVN, CBC i inne trzyliterowe stacje telewizyjne podejmują już tylko tematy dozwolone i w szczególny sposób przeinterpretowane. Każde zdarzenie można przedstawić w dowolny sposób w zależności od oczekiwanej reakcji słuchacza czy widza. Jeżeli zmanipulowane wiadomości poprzeplatamy wiadomościami dobrymi o pomocy głodnym dzieciom i o tym, jak strażacy uratowali kotka ze studni, to wiarygodność medialna drastycznie wzrasta.
My, Polacy, wychowaliśmy się w dobie prymitywnej propagandy komunizmu pchającej brutalnie bajdoły do ludzkich głów i wydaje nam się, że jesteśmy uodpornieni. Nowoczesna propaganda, jeżeli człowiek sam nie zacznie szukać różnych źródeł wiedzy, może doprawdy czynić cuda w pustoszeniu ludzkiej świadomości. Nie mamy już do czynienia z prymitywną maszyną straszącą, ale z zespołem wykształconych psychologów, socjologów i demagogów – analityków medialnych. Ta sytuacja wymaga poświęcenia coraz większej ilości czasu na poszukiwanie prawdy o życiu nas otaczającym.
Znam wielu wykształconych ludzi w Polsce, w Kanadzie i w Niemczech, którzy uparcie powtarzają telewizyjne bzdury. Czy jest to ich zła wola czy chwilowe przeoczenie? W boksie takie chwilowe niedopatrzenie pozycji obronnej często kończy się na deskach. Współczesny człowiek musi być czujny. Jeżeli odnosimy wrażenie, że część społeczeństwa już nie chce wiedzieć, co się wkoło niego dzieje, to może być to pochodna wielu czynników: braku czasu... praca, praca, praca, wygoda... prawda zazwyczaj uwiera, zysk... prawda się nie opłaca, wypranie mózgu bez możliwości naprawy, no i chyba zupełna obojętność na sprawy polityczno-socjalne.
Tę obojętność można zaobserwować w Kanadzie. 90 procent społeczeństwa nie ma pojęcia, co się dzieje na świecie, i nie ma najmniejszej ochoty WIEDZIEĆ. To również świetne pytanie, a w celu odpowiedzi proponowałbym zwołać wielogodzinne spotkanie dyskusyjne. Wiem jedno i myślę, że czytelnicy "Gońca" wiedzą to samo: Jeżeli z takich lub innych powodów zdaję sobie sprawę z niewygodnych faktów, to mam obowiązek podzielenia się nimi z innymi, nawet jeżeli nie myślą tak jak ja, to jest zawsze szansa, że pomyślą. Powieść sensacyjna jest tylko jedną z wielu form przekazu, moją ulubioną formą.
– Pochodzi Pan ze znanej rodziny, czy pamięć o stryju jakoś Pana ukształtowała? Jak odnoszono się do inwigilacji stryja?
– Tak, wszystko łączy się w jedną całość. Rodzina stała się sławna dzięki inwigilacji i personalnym atakom Gomułki na Lecha Beynara, czyli na Pawła Jasienicę.
Wyzwiska i szkalowanie z mównicy pierwszego sekretarza były najlepszą reklamą jak na tamte czasy. Wszyscy zdrowo myślący ludzie chcieli czytać książki stryja.
Kiedy stryj zmarł w roku 1970, dosłownie kilka miesięcy przed końcem ery Gomułki, ja miałem zaledwie osiem lat i pamiętam go tylko z uroczystości świątecznych i rodzinnych, z perspektywy dziecka bawiącego się na podłodze zabawkami. Ataki komunistów definitywnie zjednoczyły całą rodzinę i nikt mimo wielu prób nie dał się wciągnąć w proces niszczenia stryja Lecha. Między innymi propozycje wystąpienia w TVP i głoszenie kłamstw za czerwone srebrniki przeciwko swojemu bratu otrzymała siostra Lecha, Irena. Mój ojciec Stanisław usłyszał od swojego szefa w Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni, że jako inżynier może pożegnać się z karierą, ponieważ niósł na pogrzebie trumnę stryja. Pokazano mu na dowód zdjęcie.
Więzienie, inwigilacja, prześladowanie i być może nawet śmierć tego jednego człowieka ukształtowały dogłębnie stosunek do systemu komuny całej rodziny. Wielu Polaków dało się skusić ideom lewicowym, ale moja rodzina nigdy nie miała tego typu rozterek.
Jeśli chodzi natomiast o pisanie, to bardzo bym chciał wysłuchać kilku wskazówek mistrza. Jego książki to naprawdę sztuka pisarska na najwyższym poziomie, sztuka przedstawienia dziejów historii narodu polskiego lekkim piórem, w sposób ciekawy i często zaskakujący. Na półce w domu mojej mamy w Gdyni stoją wszystkie dzieła Pawła Jasienicy z dedykacjami dla nas. Są to książki wydane na najgorszym jakościowo papierze, jaki istniał w tamtych czasach, w cienkich, szarych okładkach. Książki te mają dla mnie ogromną wartość.
– Będzie Pan podpisywał książki na targach w Centrum Jana Pawła II w Mississaudze – drugie wydanie. Czy to oznacza że spoczął Pan na laurach? Gdzie nowa książka? Czy sukces pierwszej popchnie Pana do napisania kolejnej? O czym będzie?
– Tak jest, będę prezentował czytelnikom drugie wydanie "Skutków ubocznych" i z wielką przyjemnością wpiszę dedykacje podczas kiermaszu książki 9 grudnia. Mam też nadzieję, że spotkam również tych, którzy już moją powieść przeczytali i mają wiele uwag krytycznych i nie tylko.
A teraz przechodzę do ataku... nie, Panie Andrzeju, nie spocząłem na laurach i druga powieść sensacyjna pt. "Ludzie, którzy nie patrzą w oczy" jest już zakończona i brnie poprzez długi i mozolny proces czytania w kilku wydawnictwach w Polsce. Niestety, przez ostatnie lata pod rządami PO otwartość na różnorodność tematyczną w starym kraju też wzorem Zachodu lekko się zawęziła. Nie zdradzę szczegółów treści, ale powiem w tajemnicy, że jeden z wątków powieści depcze mocno po odciskach współczesnym fundamentalnym ruchom pseudofeministycznym i proaborcyjnym (palikoctwu), dlatego też nie spodziewam się łatwej drogi na rynek. Aha, i jeszcze żeby Pan sobie nie myślał o laurach i uderzeniu wody sodowej sukcesu, to dodam, że piszę już następną powieść sensacyjną, której tematem będą współczesne systemy przekazu medialnego. Pomysł i akcja trzeciej książki tak bardzo mi się spodobały, że z wielką ochotą zabrałem się do pisania i mam nadzieję ją skończyć w 2013 roku. Pracuję zawodowo w pełnym wymiarze godzin i bardzo brakuje mi jednak czasu na pisanie.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Andrzej Kumor
Państwo potraktowało nas jak zwierzęta
Rozmowa z Maciejem Lisowskim, dyrektorem Fundacji Lex Nostra (Polonia Christiana)
– Skąd wzięła się idea protestu przeciwko nowelizacji ustawy o chorobach zakaźnych?
– Temat jest bardzo ciekawy i niebezpieczny, szybko również zaczęły się naciski na nas. Nasza akcja wynika z braku zgody na działania, które mogłyby prowadzić do totalitaryzmu albo do dominacji różnych koncernów, nie tylko farmaceutycznych. Ludzie powinni być wolni i mieć wolny wybór. Jestem chrześcijaninem, katolikiem i według mnie, nowa ustawa stanowi zamach na ludzi. Tworzy ona doskonałe narzędzie, które może być w każdej chwili wykorzystane przeciwko wolności.
– Na czym polega związane z ustawą zagrożenie?
– Zapraszam na naszą stronę internetową (www.fundacja.lexnostra.pl), gdzie sprawa jest bardzo dokładnie opisana. Nowelizacja przeszła w błyskawicznym tempie. Nas zaalarmowali przyjaciele ze środowisk antyszczepionkowych, gdy sprawa była już na etapie prac w Senacie. Nie jestem lekarzem i nie chcę wypowiadać się na temat szczepień jako takich, natomiast zdecydowanie sprzeciwiam się zapisom obecnej ustawy. Głosowali za nią wszyscy posłowie za wyjątkiem jednego. Tłumaczono, że zmiana ma być tylko techniczna i dotyczyć jedynie finansowania, rozliczeń. Niestety, tak nie jest.
Przede wszystkim, zmieniła się, w myśl nowelizacji, definicja choroby zakaźnej. Wcześniej była to choroba wywołana przez biologiczny czynnik chorobotwórczy, który ze względu na charakter i sposób szerzenia się stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego. Czyli nie dość, że choroba jest zakaźna, to musi też stanowić zagrożenie. W tej chwili definicja brzmi następująco: "choroba, która została wywołana przez biologiczny czynnik chorobotwórczy". Czyli praktycznie każda choroba podpada pod tę ustawę! Jest to zupełna zmiana.
Kto będzie decydował, jakie choroby obejmie ta ustawa? Minister zdrowia za pomocą rozporządzenia, czyli praktycznie jednym dokumentem można dowolnie zmodyfikować listę tych chorób. W tej chwili jest ich 59, ale w każdej chwili może się to zmienić.
W nowej ustawie mamy również pojęcie osoby podejrzanej o zakażenie. Jest nią osoba, u której nie występują objawy zakażenia ani choroby zakaźnej, ale która miała styczność ze źródłem zakażenia, a charakter czynnika zakaźnego i okoliczności styczności uzasadniają podejrzenie zakażenia. De facto, jest to osoba zdrowa, która miała styczność ze źródłem zakażenia. Co to znaczy styczność? Zrozumiałbym styczność osobistą, ale rozmowa telefoniczna to również styczność z osobą chorą.
Na tej kanwie bardzo mocno zdziwiła mnie jedna rzecz – olbrzymie zwiększenie uprawnień sanepidu. Ustawodawca dał tej instytucji uprawnienia, jakie normalnie posiadają służby specjalne. Co teraz może sanepid? Na przykład, pozyskiwać dane osób od każdego, kto takie dane posiada. Nie tylko od osób fizycznych, ale również od instytucji. Może także te dane gromadzić. Tymi informacjami są m.in. numer telefonu kontaktowego lub adres poczty elektronicznej. Po co? Aby sprawdzić, czy dana osoba miała styczność z osobą zakażoną. Jeśli mają kontakt telefoniczny, to należy domniemywać, że mogły się spotkać. W tym momencie dowolna osoba może być osobą podejrzaną o zakażenie i będzie traktowana tak samo jak osoba zakażona i można wobec niej stosować wszystkie środki represji – przymusowo poddać zabiegom sanitarnym, szczepieniom ochronnym, badaniom sanitarno-epidemiologicznym, w tym również postępowaniom mającym na celu pobranie i dostarczenie materiału do tych badań. W grę wchodzi również kwarantanna i izolacja. W ich przypadku nie ma zapisów, jak długo taki okres może trwać. Osobę podejrzaną można poddać leczeniu i w dodatku z zastosowaniem środków przymusu bezpośredniego, polegających na przytrzymywaniu, unieruchomieniu lub przymusowym podaniu leków. Lekarz lub felczer może również zwrócić się do policji, straży granicznej lub żandarmerii wojskowej o pomoc w zastosowaniu środka przymusu bezpośredniego. Posłowie mówili mi, że to byłoby przekroczenie uprawnień przez urzędnika. Ale ilu urzędników przekracza swoje uprawnienia i kto do tej pory został pociągnięty do odpowiedzialności? Co więcej, w ustawie jest zapis, że dana osoba bez jej zgody może być poddana szczepieniom ochronnym z rygorem natychmiastowej wykonalności. Zrobią swoje, zaszczepią, a potem możemy składać zawiadomienie o przestępstwie, gdy już będzie po fakcie.
– Czy nie obawia się Pan, że zwolennicy przymusowych szczepień bądź osoby nieświadome zaczną stawiać zarzut dotyczący zaniechania troski o dzieci poprzez niechęć do ich szczepienia?
– Olbrzymim błędem tej ustawy jest to, że wrzucono do jednego worka dwie kwestie, które powinny być traktowane osobno. Ustawa obejmuje wszystkich, również dzieci. A przecież czym innym jest np. zagrożenie epidemią, gdzie – tak jak to do tej pory funkcjonowało – pewne swobody obywatelskie mogą być ograniczone.
Drugą rzeczą jest szczepienie ochronne dzieci. W znowelizowanej ustawie tak samo traktowane są obie te sprawy, z możliwością wspomnianych wcześniej restrykcji. A musimy pamiętać, że szczepionki powodują również niepożądane skutki, gdyż nie ma możliwości, aby były w stu procentach bezpieczne. Państwo zmusza zatem rodziców do szczepienia dzieci i nie zapewnia żadnej późniejszej ochrony w przypadku wystąpienia sytuacji, gdy szczepionka zadziała niekorzystnie. Nie ma żadnego parasola ochronnego. Można się sądzić z firmą farmaceutyczną lub składać pozew przeciwko Skarbowi Państwa i czekać na procesy ciągnące się latami, których i tak najczęściej nie wygramy.
Nasze państwo poszło na łatwiznę, gdyż w krajach zachodnich kładzie się nacisk na przekonywanie rodziców, że szczepienia są pożyteczne, dobre i właściwe. U nas władza doszła do wniosku, iż – podobnie jak ludy afrykańskie – jesteśmy materiałem zbytu dla szczepionek niewiadomej jakości. Z tego, co wiem, w Polsce są stosowane nadal szczepionki, które nie są zalecane przez Światową Organizację Zdrowia lub zostały wycofane z krajów Unii Europejskiej. Tego typu sfera – gdzie, z jednej strony, wchodzą w grę ogromne pieniądze, a z drugiej strony, ludzkie zdrowie i życie – z definicji narażona jest na olbrzymią pokusę korupcji. Państwo powinno wprowadzić bardzo dokładne i zaawansowane środki nadzoru i kontroli przed korupcją. W tej chwili ich nie ma i, wcześniej czy później, ktoś z tego skorzysta. Podobnie, wcześniej czy później, ktoś skorzysta z tych furtek, jakie otworzyła ustawa, aby wymyślić nową epidemię, jak np. ptasia grypa i, podpisem ministra, lista szczepionek będzie rozszerzona. Sanepid będzie miał możliwości prawne i techniczne, z użyciem środków przymusu bezpośredniego włącznie, hurtem szczepić wszystkich.
Istnieje jeszcze jeden niebezpieczny zapis. Cała ta procedura dotyczy również osób z objawami choroby zakaźnej, dotychczas nierozpoznanej w kraju. Co to znaczy: nierozpoznanej w kraju? Kto będzie o tym decydował i definiował tę chorobę? Nie jest to w żaden sposób sprecyzowane i zdefiniowane, to kompletna wolna amerykanka.
Gdy za pomocą jednego podpisu ministra rozszerzy się lista chorób i szczepionek, ktoś dobrze na tym zarobi. Koncerny farmaceutyczne płacą gigantyczne pieniądze, np. jako odszkodowania za śmiercionośne działanie pigułek antykoncepcyjnych. Ich zyski są jednak tak duże, że ludzką tragedię mogą zwyczajnie "wrzucić w koszta".
Tak, ten biznes szybko się rozwija i wchodzi na kolejne poziomy. Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której trzeba głośno mówić – możliwość chipowania ludzi. Ta ustawa wprost otwiera ku temu drogę prostym zapisem – sanepid ma prawo zbierać i gromadzić informacje o aktualnym miejscu pobytu podejrzanych osób. Gdy wejdą dowody biometryczne, będzie można to łatwo ustalić. Dalszym krokiem jest wszczepienie człowiekowi chipa, co jeszcze bardziej ułatwi tę procedurę. Nie mam wątpliwości, że ta ustawa jest pisana pod dyktando koncernów farmaceutycznych i innych podejrzanych organizacji. Dobrze, że coraz więcej osób o tym mówi.
– Czy da się coś jeszcze zrobić w tej sprawie?
– Na pewno trzeba monitorować Rzecznika Praw Obywatelskich, aby złożył skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Z drugiej strony, śledzić bieżące informacje – w najbliższym czasie będziemy przekonywali posłów do wprowadzenia zmian w ustawie. Na pewno będziemy za tym lobbować, gdyż temat nie jest bezpieczny, a w grę wchodzą duże pieniądze. Moim prywatnym zdaniem, ta ustawa wymierzona jest w prawa Boskie i w ludzi jako zwykłych obywateli, z których próbuje się zrobić bydło, jakiemu można wstrzykiwać wszystko, co weterynarz, przepraszam – lekarz, zaleci.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Musiał
http://www.pch24.pl