Stanisław Michalkiewicz w Łodzi - 18.04.2013 cz. 1.
JOW - Stanisław Michalkiewicz
Konferencja pt. Czy wiesz kogo wybrałeś?
Porównanie systemów ordynacji wyborczej - S. Michalkiewicz, K. Kowalczyk
4 kwietnia
UMCS w Lublin
Kongres Nowej Prawicy - wystąpienie Stanisława Michalkiewicza -2011r.
Stanisław Michalkiewicz: Stłumione echa
Tegoroczny długi weekend rozpoczął się jeszcze pod koniec kwietnia, bo wiele osób skorzystało z możliwości wzięcia wolnego dnia w poniedziałek, 30 kwietnia, oraz w piątek, 4 maja, i wyruszyło z miast na majówki już w piątek, 27 kwietnia, by powrócić do domów dopiero w niedzielę 6 maja. Do wyludnionej w ten sposób stolicy napływał z kolei aktyw partyjny formacji uchodzących za lewicowe: Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Ruchu Palikota, który akurat 1 maja urządził sobie kongres w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie. Uczestnicy kongresu, do których poseł Rozenek zwrócił się słowami "naćpana hołoto", radzili nad "korektą kapitalizmu". Chodzi o to, że po 20 latach Janusz Palikot skapował, że kapitalizm to takie samo oszustwo jak socjalizm i postanowił naprawić świat przy pomocy swojej trzódki dziwnie osobliwej, która zebrała się na pierwszomajowym warszawskim kongresie.
Warto w tym miejscu przypomnieć uwagę Bertolda Brechta, który w "Operze za trzy grosze" powiada, że "Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce, ale czy forsę ma? Niestety, nie!". O ile Janusz Palikot podobno jakąś forsę jeszcze ma, o tyle jego dziwnie osobliwa trzódka dopiero się jej spodziewa – jeśli będzie mogła rozpocząć dojenie Rzeczypospolitej w charakterze Umiłowanych Przywódców. To oczywiście częściowo zależy od wyborców – czy mianowicie dadzą się nabrać – ale w co najmniej takim samym, o ile nie znacznie większym stopniu – od bezpieczniackich watah – kogo mianowicie upodobają sobie na podmiankę premiera Donalda Tuska, który najwyraźniej w szybkim tempie zużywa się moralnie.W grę wchodzi Sojusz Lewicy Demokratycznej z jego Umiłowanym Przywódcą w osobie Leszka Millera oraz właśnie Ruch Palikota, który w tym celu zamierza skorygować oszukańczy kapitalizm. Wabikiem, który ma zrobić wodę z mózgu skołowanym wyborcom, jest zapowiedź zlikwidowania bezrobocia poprzez pełne zatrudnienie, i to "od teraz". Kto będzie zatrudniał? Ano, ma się rozumieć, "państwo", które w tym celu rozpocznie budować fabryki. Skąd "państwo" weźmie pieniądze na te fabryki? Tego dokładnie jeszcze nie wiadomo; taki np. Edward Gierek pożyczył je na Zachodzie, dzięki czemu stworzył wrażenie cudu gospodarczego – dopóki oczywiście nie trzeba było pożyczonych pieniędzy oddawać. Wtedy nastąpiły "przejściowe trudności" w postaci kartek – najpierw na cukier, a później – już na wszystko – i słynny Sierpień 1980, w następstwie którego powstała Solidarność, a generał Jaruzelski musiał wprowadzić stan wojenny suwerenną decyzją ruskich szachistów. No a teraz? Uczestniczący w dziwnie osobliwej trzódce posła Palikota były ksiądz Roman Kotliński, w którego – odkąd się zbisurmanił – wstąpiło, jak powiadają, aż siedmiu szatanów, twierdzi, że z oszczędności, jakie powstaną po zlikwidowaniu powiatów i zmniejszeniu składki ZUS. Strasznie kuszą go ci szatani – a on nawet nie zdaje sobie sprawy, że z likwidacji powiatów żadnych znaczących oszczędności nie będzie, bo przecież powiaty są na kroplówce budżetowej, przez którą rząd cyka im środki na konkretne zadania, które i tak musiałyby zostać sfinansowane. O ZUS-ie szkoda w ogóle gadać, skoro to bankrut. W tej sytuacji szatani, chcąc posła Romana Kotlińskiego jeszcze bardziej podkusić, podsunęli mu pomysł, iż środki na budowę fabryk i pełne zatrudnienie państwo weźmie z opodatkowania Kościoła.
Premierowi Tuskowi muszą też doradzać jacyś szatani, skoro niedawno rząd wpadł na pomysł oparcia dobrobytu Polski na zmuszeniu do pracy starców przez dwa lata. Wydawałoby się, że już nic głupszego wymyślić nie można, ale oto poseł Roman Kotliński udowadnia, że głupota ludzka, a zwłaszcza poselska jest nieskończona i można ją porównać wyłącznie do cierpliwości Boskiej. Już po tym wszystkim widać, że ta cała "korekta kapitalizmu", to kolejne błazeństwo biłgorajskiego sowizdrzała, który w ten sposób chce skupić wokół siebie wszystkich durniów w naszym nieszczęśliwym kraju. W oczach naszych okupantów to z pewnością jest jakiś atut i nie jest wykluczone, że właśnie w nim sobie upodobają na podmiankę po premierze Tusku, tym bardziej że poseł Palikot, chociaż błaznuje, to jednak wie, w jakich granicach się utrzymać i ani słowem się nie zająknie na temat likwidacji kapitalizmu kompradorskiego, z którego bezpieczniackie watahy ciągną wielkie korzyści kosztem narodu i państwa. Dlatego też działalnością osła Palikota tak zaniepokojony jest Leszek Miller, który też chciałby zostać duszeńką naszych okupantów i znowu piastować zewnętrzne znamiona władzy, które odebrała mu afera Rywina. Więc też przemawiał 1 maja w duchu, że on jeszcze lepiej naszym okupantom dogodzi, no a Polakom przychyli nieba. Rząd specjalnie się na 1 maja nie wysilał, bo przecież nieba to on nam przychyla codziennie, podobnie jak antyrządowa opozycja.
Ale po 1 maja przyszedł maj 2, w którym prezydent Komorowski ustanowił "dzień flagi" – że to niby każdy wywiesi biało-czerwoną flagę przed publicznymi gmachami, tedy ją wywieszono, obok oczywiście flagi błękitnej z wieńcem 12 złotych, pięcioramiennych gwiazd, symbolizujących 12 pokoleń Izraela. Podobno jest to flaga Unii Europejskiej, ale pewności nie ma, bo postanowienia o hymnie, fladze i godle Unii Europejskiej zostały z Traktatu lizbońskiego starannie wykreślone, żeby nie stwarzać niepotrzebnego wrażenia, iż Unia Europejska jest nowym, federalnym państwem, w związku z czym państwa członkowskie, będące jego częściami, od 1 grudnia 2009 roku de facto utraciły niepodległość. Zatem ci, którzy nasz nieszczęśliwy kraj wepchnęli na drogę utraty niepodległości, kładą szczególny nacisk na zachowanie pozorów, dzięki czemu wytworzyła się nowa, świecka tradycja w postaci dnia flagi. I bardzo dobrze, bo ta tradycja może przetrwać, nawet kiedy Unię Europejską trafi szlag – chociaż oczywiście jeszcze nie teraz, bo teraz, mimo kryzysu w strefie euro, na razie się na to nie zanosi.
Nareszcie przyszedł 3 maj, kiedy to nasz nieszczęśliwy, a właściwie – szczęśliwy kraj obchodzi aż dwa święta: święto Matki Boskiej Królowej Polski oraz rocznicę Konstytucji 3 maja. Uroczystości religijne ku czci Matki Boskiej Królowej Polski odbyły się na Jasnej Górze. Przemawiający podczas uroczystości JE abp Józef Michalik ostrzegł, że atak polityki na chrześcijaństwo "musi się zemścić", i zauważył, że budzi się drugi obieg kultury, zaś naród "czeka na wielkich mężów stanu i odważnych publicystów, którzy będą mieli odwagę wytyczać trudne, konieczne programy ponadpartyjne". Słowa te wydają się godne uwagi tym bardziej, iż w jasnogórskich uroczystościach uczestniczyło również wielu Umiłowanych Przywódców z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Skoro jednak, według JE abpa Józefa Michalika, nadal "czekamy na wielkich mężów stanu", którzy potrafiliby wznieść się ponad interesy partyjne, to mówiąc o nich, prawdopodobnie nie miał na myśli żadnego z obecnych. Wydaje się bowiem, że na razie nie wykraczamy poza horyzont wyznaczany interesami partyjnymi – o czym świadczy nagła różnica zdań między prezesem Kaczyńskim a "Zbyszkiem" Ziobrą. Tym razem poszło o Ukrainę – czy Polska powinna przyłączyć się do bojkotu "Euro 2012" na Ukrainie, czy też nie. Prezes Kaczyński uważa, że jak najbardziej, podczas gdy przewodniczący Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry – że Polska nie powinna, bo to jest wbrew jej interesom.
Warto przypomnieć, że bojkot mistrzostw Europy w futbolu na Ukrainie jest forsowany przede wszystkim przez Niemcy – chociaż i Rosja daje do zrozumienia, że nie podoba się jej wtrącenie do turmy Julii Tymoszenko. Rzeczywiście – od śmierci Stalina nawet w Rosji obowiązuje niepisany dogowor, że cokolwiek by się stało, to nie tylko nie będziemy się zabijali, ale nawet – wtrącali do turmy. W tej sytuacji uwięzienie Julii Tymoszenko przez prezydenta Janukowycza, to znaczy pardon – oczywiście przez tamtejszy niezawisły sąd, międzynarodówka Umiłowanych Przywódców może traktować jako niebezpieczny precedens, po którym nikt już nie będzie pewien dnia ani godziny.
Oczywiście wszystkie te wydarzenia docierają do zdecydowanej większości grillującego narodu w postaci stłumionych ech – a bolesny powrót do rzeczywistości nastąpi dopiero 7 maja, kiedy to wszyscy nie tylko powrócą z długiego weekendu, ale również pozbędą się nieprzyjemnych objawów abstynencyjnych, zwanych popularnie kacem. Wtedy przyjdzie czas na decyzje, przynajmniej w sprawie "Euro 2012", które usunie w cień wszystkie pozostałe sprawy.
Stanisław Michalkiewicz
Prawdy prawdziwe i jeszcze prawdziwsze
Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary! Niech radoszcz i duma w każdym sercu goszczy! Dżysz dżeń żwyczęstwa sprawiedliwoszczy! To znaczy nie tyle może "dżysz", co w ostatnią środę - kiedy niezależna prokuratura ogłosiła rewelacyjny przełom w trwającym, a właściwie nie tyle trwającym, co ciągnącym się przez ostatnie 14 lat śledztwie w sprawie zamordowania byłego głównego komendanta policji, generała Marka Papały. Został on zastrzelony przez nieznanego sprawcę w samochodzie marki "Daewoo-Espero" przed własnym domem.
Wszyscy zachodzili w głowę nad motywem tego zabójstwa. Wydawało się nieprawdopodobne, by dokonali go w ramach dintojry jacyś gangsterzy w sytuacji, gdy generał Papała właśnie szykował się do wyjazdu do Brukseli na stanowisko oficera łącznikowego - a więc policją kierować już przestał - ale zabójstwo generała policji ściągało im na głowy policję całego kraju. Nie wydawał się prawdopodobny również motyw polityczny - bo stanowisko, które miał objąć generał Papała, nie było przedmiotem niczyjego pożądania, a on sam usuwał się z krajowego targowiska próżności. Motyw zazdrości o kobietę lub zemsty na tym tle mógł oczywiście występować, ale niczego pewnego nie można było tu powiedzieć poza tym, że generał Papała prowadził życie raczej umiarkowane i o żadnych jego romansach nikt nie słyszał. Pozostawał zatem motyw pieniędzy - ale jakich? Jeśli już, to jakichś dużych, a nawet - bardzo dużych, które uzasadniałyby targnięcie się na życie byłego, bo byłego, niemniej jednak - szefa policji.