farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

"Wygnańcy" Stanisław i Aniela Lasek

piątek, 09 luty 2018 07:41 Opublikowano w Życie polonijne

        10 lutego mija kolejna rocznica wywózek ludności polskiej na Syberię jaką rozpoczął okupant sowiecki w 1940 r.  Wśród nas tutaj, na emigracji, żyło bardzo wiele ludzi, którzy przeszli drogę z Syberii,   świadkowie tamtych strasznych czasów; czasów, o których pamięć nie powinna zgasnąć w żadnym pokoleniu Polaków. Prawda o tamtych czasach musi być cały czas opowiadana między innymi po to aby inni nie narzucali nam swoich kłamstw.

        - Przedstawiamy poniżej fragment wspomnień znanych w naszym polonijnym środowisku państwa Stanisława i Anieli Lasek. Wspomnienia te zostały pięknie wydane przez Fundację imienia Władysława Reymonta. Jest to wstrząsający opis tułaczki przez Syberię, Kazachstan, Uzbekistan i Afrykę zatytułowany „Wygnańcy”, 

        - Harmonia życia wsi Dmytrów i naszych kolonii nigdy nie była zakłócana. Razem chodziliśmy do jednej szkoły, religii uczyli katoliccy księża i prawosławni popi, a jeśli któryś nie mógł być na lekcji, to dzieci z połączonych klas uczyły się religii pod opieką księdza albo popa. Zdawało się że wszyscy dbają o to, aby dobrze gospodarować i zbierać plony pracy rąk. Pomagano sobie wzajemnie przy pracach w polu, w czasie żniw, sianokosów czy wykopkach ziemniaków. 

        Ten spokojny tryb życia został zakłócony wybuchem II wojny światowej. Najazd Niemców na Polskę – 1 września 1939 r., a następnie Rosji sowieckiej i ich okupacja była początkiem tragedii kolonistów, osadników, nauczycieli, leśniczych, żandarmerii oraz inteligencji polskiej zamieszkującej Wschodnią Małopolskę, okupowaną przez bolszewików. 

Na szybko: Żydzi pomagali w holokauście?

sobota, 03 luty 2018 19:28 Opublikowano w Andrzej Kumor

Lekkie podsumowanie całej sprawy próby izraelskiej ingerencji w polskie prawodawstwo. Jeszcze nie wiem, jak zachowa się  Prezydent, ale na razie partia rządząca się stawia. Mamy więc okazję do wypracowania zrębów polskiej polityki historycznej i zaangażowania środków państwa polskiego w jej obronę.

Moim zdaniem nie jest źle. I to mimo tego, że raz po raz, ktoś wskazuje, jak to wzrosła w sieci Internetu liczba użytych zwrotów "polskie obozy koncentracyjne". No tak, ale to jest tylko statystyka, która nie uwzględnia kontekstu; jeżeli opublikuję w sieci notatkę prasową, że Polska protestuje przeciwko określeniu "polskie obozy koncentracyjne", to pająk sieciowy wskaże że zostało użyte wspomniane określenie...

Zatem nie wyciągajmy zbyt pochopnych wniosków. Cała sprawa dała też okazję do przypomnienia zbrodni popełnianych przez Żydów wobec Polaków tak na Kresach Wschodnich jak i po wojnie. Te rachunki nie są tak jednostronne,  jakby chcieli tego Żydzi, wyrzucając nam szmalcowników, czy chłopów którzy wydawali ukrywających się w lasach.

Przekaz ośrodków żydowskich, mimo że bardzo silny, natrafia dzisiaj na opór rozgarniętych, wykształconych Polaków mieszkających i pracujących w wielu państwach Europy i Ameryki. A więc nie mówmy, że Żydzi są silni i tak nie da się nic zrobić. Przeciwnie przebijemy się! Jeśli tylko będziemy chcieli, będziemy zjednoczeni i będziemy potrafili się zorganizować. Oczywiście nie przekonamy samych Żydów - z powodów "pozalogicznych", że tak powiem, ale możemy przekonać wielu innych.

Nic na świecie  nie trwa wiecznie. Również wszechpotęga kłamstwa, które zarzuca nam współudział w zagładzie narodu żydowskiego.

Nie tak było.

Poszczególne relacje, że choć Żydów ratowali Polacy to ukrywający Żydów bardziej bali się swoich sąsiadów niż Niemców, to są wszystko argumenty oczywiste, jeżeli zdamy sobie sprawę z realiów okupacji. Żydów ratowała czasem cała wioska albo cała rodzina Polska, a wydawał jeden bandyta polski albo żydowski. A tych żydowskich było  bardzo wielu.

Pamiętam jak porucznik Siemiątkowski z Narodowych Sił Zbrojnych niedługo przed swoją śmiercią opowiadał mi w Montrealu o losach swojego oddziału który wykonywał wyroki śmierci na agentach Gestapo w okupowanej Warszawie. Te opowieści stawiały włosy na głowie. Pamiętam zdanie: "Trzeba było coś z tym zrobić namnożyło się tych agentów sporo i dlatego zaczęliśmy ich strzelać, Żydów i Polaków".

No właśnie "Żydów i Polaków", bo Niemcy mieli agentów wśród polskich i żydowskich zdrajców; czy to oznacza że Żydzi są winni pomocnictwa holocaustu?! Nawiasem mówiąc por. Siemiątkowski, który  wtedy stał nad grobem zadzwonił później do mnie i mówi, niech pan wykreśli tych "Żydów", nie chcę mieć kłopotów. Jemu pod koniec życia nie chciało  się już wykłócać o prawdę, ale my powinniśmy tę prawdę mówić pełnym głosem. 

Na emeryturę za miasto

sobota, 03 luty 2018 18:57 Opublikowano w Wywiady

- Jak dawno temu wyjechaliście z Mississaugi?

- Przeprowadziliśmy się w czerwcu 2016 roku.

- Jak długo ten pomysł się rodził?

- Bardzo krótko 2 miesiące.

- Jeszcze, jak pracowałem nasłuchiwałem różnych osób... A to jeden znajomy się wyprowadził, a to drugi. Mój supervisor miał dom blisko pracy w Brampton, ze swoją towarzyszką przeprowadzili się do jej cottage’u nad jezioro Simcoe, na południe od Barrie i stamtąd dojeżdżał do pracy. Więc i ja zacząłem myśleć o czymś podobnym i gdy spotkałem się z moim agentem real estate, żeby wynająć basement w swoim domu w Mississaudze. Gdy już tak finalizowaliśmy wszystkie formalności, to była jego ostatnia wizyta, zapytałem wtedy, a co gdybym ja kupił coś na północy? I tak się zaczęło. To było w okolicach połowy grudnia; w połowie kwietnia mieliśmy zamknięcie..

- W lutym pojechaliśmy tutaj oglądać.

- Podobała się okolica czy ktoś coś zaproponował?

- Podobała się okolica, ponieważ tutaj mają swoje cottage’e nasi znajomi

- Ten agent nieruchomości zaproponował nam do kupienia swój własny cottage.

- Myśmy przyjechali obejrzeliśmy; był ciekawy; był to duży dom pięciopokojowy, a więc dosyć spory, zrobiliśmy zdjęcia i wysłałem te zdjęcia synowi. A on, co można się było spodziewać, wysłał mi kilka innych. Wszedł na internet i tutaj poszukał w okolicy. Dodał, żeby nie podejmować decyzji zanim się nie obejrzy kilku innych. Że nie można tak na jedną opcję iść. Obejrzeliśmy kilka posesji, ale jakoś nie za bardzo nam się podobały, a jednym z tych zdjęć, które dostałem, to było zdjęcie tego domu i na tablicy wbitej przed domem był telefon. Zadzwoniłem do tego agenta czy można obejrzeć, on powiedział że nie ma czasu, ale za chwilę zadzwonił że tak teraz, więc my w samochód i przyjechaliśmy. Poprosiłem mojego kolegę, który dużo pracował na budowach, był hydraulikiem chciałem żeby on był ze mną, żeby spojrzał technicznie na to. Przyszliśmy tutaj razem, kolega wszedł, zobaczył te kaloryfery które są właśnie na wodę i powiedział mi tak; no Bartek nie chcę tutaj robić żadnych min, ale jak tego nie kupisz...

- Czyli okazja i to zadecydowało że się zdecydowaliście. Czy od razu kupowaliście z myślą, że będziecie wynajmować?

- Ja już się szykowałem do pójścia na emeryturę ale ten agent real estate powiedział mi że dużo łatwiej dostać kredyt, jak się pracuje, niż jak się jest na emeryturze, jest wtedy mniej opcji. Mniej też kredytodawców.

- To ważna informacja.

- Wtedy doszedłem do wniosku na to dobrze, to działamy i tak to się potoczyło.
Ten dom był do sprzedania chyba ze 3 lata, właściciel miał swoje dzieci już dorosłe i oni używali go od 40 lat jako cottage. On postanowił jednak to sprzedać, żeby podzielić pieniądze pomiędzy dzieci, bo to wiadomo, żeby nie było problemu, ale dzieci chciały jeszcze używać, więc oni zawsze dawali ogłoszenie do sprzedania dopiero gdzieś w październiku, kiedy już skończyło się lato, przestali używać ten dom na wakacje, ale jednocześnie nikt też wtedy już się nie zgłaszał do kupowania. I to tak trwało. My właśnie trafiliśmy w takim momencie, kiedy już właśnie ten znak był nawet zdjęty, dlatego że to już był grudzień, a umowa z agentem trwa tylko 3 miesiące.

- Udało się i tak razem poukładały się te wszystkie klocki że postanowiliście zamieszkać tutaj na emeryturę?

- Po prostu doszliśmy do takiego wniosku: cottage za tyle pieniędzy to dla nas jest rzecz niepraktyczna, dla nas dwojga, ale jako dom i to do wynajęcia, jakbyśmy tutaj mieli mieszkać, to proszę bardzo....

- Mieszkacie i wynajmujecie jednocześnie? Dom jest obszerny...

- Mieszkamy na dole, górę wynajmujemy.

- I to się bardzo wszystko dobrze spłaca ten pierwszy rok przebrnęliśmy. Nam tylko zależy żeby mieć na podatki i opłaty

- No, ale powiedzcie, jak to jest, bo wyprowadziliście się z centrum „polskiego” miasta, a tutaj nie ma sklepów, restauracji... Jak to jest z opieką zdrowotną?

- Szpital jest w Midland, to jest od nas oddalone około 15 km.

- A jak z odśnieżaniem?

- Naszą ulicę odśnieżają tutaj szybciej i wcześniej niż odśnieżali naszą ulicę w Mississaudze.

- I to wszystko bardzo sprawnie idzie?

- Tak, tak tutaj nam odśnieżają driveway,

- A jak urzędy?

Jakby to powiedzieć, ludzie w urzędach są mniej przepracowani, tu urzędnicy czekają na petenta.

- To taka stara Kanada jak za dawnych lat?

- Widać że urzędnicy są nieprzepracowani i jak klient wchodzi to oni się cieszą że przyszedł.

- Bardzo miłe wrażenie.

- Czyli poprawa?

- Tak.

- Jak często jesteście w Mississaudze, Toronto? Czy to nie jest uciążliwe tak podróżować?

- To bardzo nas aktywizuje, bo jeszcze nie czujemy się tak całkiem wypchnięci poza życie miejskie, a jednocześnie jeszcze mamy gdzie pojechać; syna odwiedzamy, on tutaj przyjeżdża, takim wahadłowym systemem sobie funkcjonujemy.

- Czyli prawie taka emerytura jak na Florydzie, tylko bliżej?

- Dokładnie.

- Przyjemnie jest się wybrać do Mississaugi, do znajomych, do syna pojechać. To jest przyjemność. A w lecie o szóstej po południu zawsze, bo tak to w ciągu dnia jesteśmy zajęci, ale tak szóstej idziemy na plażę, wykąpiemy się tam i ma się bardzo przyjemne wrażenie.

- Co tu dużo mówić; ja i Bartek jesteśmy z Lublina, wychowywaliśmy się w blokach, od dziecka ja to dopiero w tej chwili mówię, gdybym ja od dziecka miała takie życie, jak teraz mam tyle przestrzeni to bym miała z ośmioro dzieci. Bo aż czuję się jak grzesznik, który nadużywa przestrzeni.

- Tutaj przy tym domu jest dosyć duża działka, z 60 akrów, to takie szczęście że ten dom jest tutaj przy tej alei i nawet w upały nie jest aż tak gorąco, jest cicho, nawet gdy to jezioro szumi, aż huczy, to tutaj tego nie słyszymy.

- A zwierzęta? Czy jest jakiś problem ze zwierzętami?

- Problemu nie ma.

- Rakuny?
- No tak są, trzeba uważać śmieci nie zostawiać. Zwierzęta są dookoła, jeżeli zostawi się zamknięty green bin to one sobie radzą z tym bez najmniejszych problemów przewracają go otwierają. Mamy liski widziałam dwa różne.

- A niedźwiedzie?

- No niedźwiedzia jeszcze nie widziałam.

- Ja widziałem niedźwiedzia, kilka kilometrów stąd. Pomyślałem sobie że chyba trzeba zawiadomić jakieś władze. Zadzwoniłem do tutejszego urzędu i mówię, proszę panią przejeżdżając tu i tu widziałem niedźwiedzia.  A ta pani mnie pyta, no i co? Mówię że pomyślałem że trzeba zawiadomić, „że państwo rejestrujecie takie przypadki”, a ona, że tutaj są niedźwiedzie, że tutaj żyją.

- Nie cierpicie zimą na brak towarzystwa, samotność?

- Nie, a zresztą praktycznie to codziennie kogoś mamy tutaj z wizytą albo sami gdzieś jedziemy. 100 m przez ten las przyjechali właśnie dzisiaj nasi znajomi sponsorowani przez tych samych sponsorów co my byliśmy sponsorowani i właśnie dzisiaj jeszcze się z nimi spotkamy.
Kilometr stąd nasi znajomi też mają cottage, też są emerytami, więc czasami też siedzą tutaj cały czas po kilka dni w tygodniu. Też wahadłowo zmieniają się z dziećmi; jak dzieci przyjeżdżają to oni wyjeżdżają do Mississaugi; tam jest rodzina, gdzie żona jest Polką.

- Życie towarzyskie kwitnie?

- Przede wszystkim sąsiedzi tutaj są sobie jak gdyby troszeczkę potrzebni. Dlatego że wiedzą, iż mogą być sytuacje takie że będą potrzebować sąsiada do pomocy.

- To tworzy taką wspólnotę wioski?

- Tak.

- No a latem? Bo latem to tutaj jest zatrzęsienie ludzi, ta plaża jest popularna, niedaleko jest Wasaga Beach, nie macie problemów z ludźmi, którzy zastawiają wyjazdy parkują samochody?

- Tutaj nie ma pozwolenia na parkowanie.

- Nie ma tłumów, nie ma tak, że ludzie przyjeżdżają zostawiają auto i idą na plaże?

- Do niedawna jeszcze można było parkować, gdzie się chce, ale zaczęły się tworzyć problemy powiedzmy higieniczne, nie mówiąc już o tym że wszędzie stały samochody, czasami nawet nie można było wyjechać ze swojego podjazdu. W związku z tym miasto postawiło zakaz parkowania i są tylko wyznaczone miejsca. Na Balm Beach jest publiczna plaża z płatnym parkingiem i tutaj jest też kilka miejsc, gdzie można parkować, jeżeli wykupi się w mieście pozwolenie. To w ten sposób teraz działa. I dzięki temu jest spokój.
Jak była taka masa przyjezdnych...

- Bo to jest przecież urlopowa okolica i na wyjazdy weekendowe również.

- A nie było nigdzie tutaj ubikacji publicznej, więc można sobie wyobrazić co się tutaj wszędzie działo.

- Ludzie z plaży przychodzili tutaj do lasu?

- Do lasu, wszędzie, nie mówiąc już o tym że pewnie też załatwiali się jeziorze. Ale mówiąc szczerze, właśnie w okresie sezonu i lata to tutaj jest przyjemny ruch ludzi, nie czuje się tłumów, ale też nie jest tak, że siedzimy na pustkowiu; ludzie chodzą na spacer z pieskami. Bo tutaj każdy wtedy kogoś ma, jakiegoś gościa, albo letnicy, albo rodziny zjeżdżają się, tak że jest tutaj wesoło, tam się bawią, tu się bawią...

- Nie żałujecie, to była dobra decyzja? Dobry ruch, polecacie każdemu?

- Polecamy dlatego że tak faktycznie jest, że z wiekiem człowiek potrzebuje - przynajmniej dla nas tak jest - potrzebowałam świeżego powietrza.

- Są ludzie, którzy lubią chodzić po plazach; wtedy rzeczywiście nie ma tutaj atrakcji, mogą się czuć obco.

- To ile jest do kościoła, na przykład?

- 10 km do Midland.

- Ale my tutaj chodzimy, do kościółka w Perkinsfield; to jest taka podwójna parafia, z kościołem Świętej Anny Penetanguishene.

- Jest wszystko spod bokiem? A supermarket? Gdzie robicie zakupy?

W Midland, tam są dwa duże sklepy Food Basic i No Frills; jest też Walmart, Home Depot, Canadian Tire. Jest wszystko, żyć nie umierać.

- Dziękuję bardzo i życzę dużo zdrowia i zadowolenia.

- Dziękujemy.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.